Pokazuje: 289 - 300 of 342 WYNIKÓW

Dzień dobry przedszkole!

Debiut dziecka w przedszkolu. Kto gorzej to znosi? Dziecko, czy rodzice? Jak pomóc dziecku wkroczyć w wielki świat, w którym będą obowiązywać nieco inne normy niż w domu? Wreszcie co zrobić, by dziecko chodziło chętnie do przedszkola? I jak udobruchać małego buntownika, który już w trakcie ubierania butów, krzykiem informuje potencjalnego rodzica, że do żadnego głupiego przedszkola nie idzie?

źródło: http://www.sosrodzice.pl/kobiece-pasje-z-milosci-do-ksiazek/

Wybór przedszkola.

Prywatne, czy państwowe? Artystyczne? Muzyczne, czy może Montessori?
Nieważne. Ważne jest to ile możecie od tego przedszkola oczekiwać.
Kilka czynników na które warto zwrócić uwagę:
1). Ilości dzieci w grupie. Im mniej dzieci w grupie, tym większa szansa na to, że Twoje dziecko będzie traktowane jako osobna jednostka, nie jako kolejny przypadek, a jego potrzebny bagatelizowane na potrzeby większej grupy.
2). Jedzenie. Czy na podwieczorek będą owoce, warzywa, kisiele, budynie – czy może będzie to niewartościowy, śmieciowy batonik kupiony po najniższych kosztach?
3). Opinia innych rodziców. Ale nie jednego rodzica. Może się okazać, że ten jeden rodzic ma negatywne zdanie, podczas gdy pięciu innych będzie w stanie wymienić Ci punkt po punkcie pozytywne strony placówki.
4). Zajęcia dodatkowe. Angielski, czy rytmika będą na pewno korzystnym wyborem.
(Prezes ma codziennie angielski i dwa razy w tygodniu rytmikę).
5). Logopeda w placówce.
6). Plan dnia. Czy dzieci spędzają dużo czasu na świeżym powietrzu? Co z ćwiczeniami małej motoryki? Czytaniem książek? Zajęciami plastycznymi?

Mały buntownik.

Przyszedł czas, że Twoje dziecko, które do tej pory chodziło krok w krok za Tobą zaczyna swój debiut w przedszkolu. Czujesz strach, dziecko informuje Cię, że ono do przedszkola nie idzie, a ojciec dziecka próbuje przekonać sam siebie, że ma siłę by wspierać rozdygotaną żoną i krzyczącego kilkulatka.
Dziecko nie chce chodzić do przedszkola, a Ty zastanawiasz się czy nie zrezygnować z pracy. Z drugiej strony babcia też może się zająć Twoim kilkulatkiem … Albo niania? Ktokolwiek byle nie przedszkole.
Z drugiej strony dochodzisz do wniosku, że Twoje dziecko wreszcie musi zacząć rozwijać się społecznie, zwłaszcza to, które jako potencjalny jedynak wiedzie często prym rozpieszczonego aspołeczniaka.
 Przedszkole jest fajne! – prawie krzyczysz, ale Twoje dziecko nie do końca jest o tym przekonane. Ono do przedszkola w dalszym ciągu chodzić nie chce.
Co robić?
1). Zajęcia adaptacyjne. Nie każde przedszkole ma takie zajęcia w swoim pakiecie, ale coraz więcej placówek publicznych jest w stanie zaoferować to swoim małym klientom. Ma to same plusy i zapewnia nieco inny, lepszy start. Dziecko nie jest wrzucane od razu na głęboką wodę często 8godzinną, ale stopniowo ma możliwość przyzwyczajania się do nowego otoczenia. My mieliśmy możliwość skorzystania z takich zajęć przez cały sierpień po 2 godziny dziennie, zajęcia zaczęliśmy od połowy sierpnia i zwiększyliśmy do 3 godzin.
2). Przedszkole jest fajne. Warto pokazywać pozytywną stronę mocy. Nawet wtedy, kiedy dziecko może się początkowo nieco rozczarować. Wrócicie  do wspomnień z przedszkola, pokazujcie dziecku zdjęcia (jeżeli je posiadacie) oraz umilcie dziecku czas pozytywnymi opowieściami o tym jak to mama i tata chodzili do przedszkola. 
– Też kiedyś chodziłam do przedszkola i (tu wstaw dowolną odpowiedź).
– Jeździliśmy na wycieczki (tu pokaż zdjęcie)
3). Lektury do poduszki. Są specjalne książki, które mogą Wam pomóc przezwyciężyć strach.
1. Klik
2. Klik
3. Klik
[o książkach rozpiszę się w następnej części poświęconej gadżetom, które przydadzą się każdemu przedszkolakowi].
3). Rozmowa. Dlaczego dziecko musi iść do przedszkola i co się z tym wiąże. Jesteś już duży, a duże dzieci chodzą do przedszkola. Dzieci uwielbiają, kiedy podkreśla się to, że są już duże. Ten argument może się sprawdzić u dzieci, które na każdym kroku podkreślają swoją niezależności.

Kto się bardziej boi?

Przypomnij sobie swój pierwszy dzień w nowej pracy. Idziesz na lekko galaretowatych nogach zastanawiając się czy sobie poradzisz i czy ludzie będą wobec siebie życzliwi.
Z debiutem w przedszkolu jest podobnie. Dziecko wpada w wir nowości. Nagle matka lub ojciec pozostawiają malucha samego w nieznanym miejscu z równie nieznanymi dziećmi i jeszcze bardziej nieznaną Panią, która przez kilka godzin dziennie ma mu zastępować rodziców lub dziadków.
Dziecko mimo wszystko szybciej przyzwyczaja się do zmian niż Ty. Więc zadaj sobie pytanie: czy to nie Ty boisz się bardziej? 

Pierwsze koty za płoty …

No i nastał ten dzień. Nastawiasz się na jeden scenariusz. Zaprowadzasz dziecko do przedszkola, ono przebiera swoje buciki układając je równiutko na swojej szafce z lśniącym nazwiskiem, Ty muskasz dziecko czerwoną szminką, a dziecko leci do sali machając Ci na pożegnanie, a jedyne łzy jakie lecą to te Twoje ze wzruszenia.
Niestety okazuje się, że dziecko za nic na świecie nie chce przebrać swoich bucików krzykiem oznajmiając, że ono chce do domu. Ty wyglądasz jak panda, bo Twój tusz do rzęs rozmazał się pod wpływem łez bezradności. Dziecko do sali zabaw nie biegnie, za to Ty ciągniesz swojego wyrywające się kilkulatka za rękaw nowej bluzki . Potem kurczowo trzyma się Twojej spódnicy krzycząc, że chce do domu, a Ty masz go nie zostawiać. Krzyk jest tak donośny, że w warunkach poza przedszkolnych można by Cię było posądzić o przemoc.

Scenariusz numer dwa przerabiałam. Ba! Nawet cały miesiąc. W pewnym momencie nawet myślałam, że to się nigdy nie skończy, a moje dziecko nadal będzie siedziało przez osiem godzin popłakując co jakiś czas w ulubionym kącie. Że rozmawiajac z przedszkolanką nadal będę słyszeć, że nie tylko źle reaguje na zmiany, ale w ogóle się nie uśmiecha (czy wiecie, że pierwszy raz dyrektorka ujrzała śmiejącego się Prezesa, kiedy ten oskubał kwiatki na przedszkolnym ogrodzie?), podczas gdy z nami śmieje się cały czas.

Co robić w takich sytuacjach?
1). Nie wyznaczaj dziecku granicy. To nie jest tak, że ustalisz magiczną datę do której dziecko się przystosuje. Jutro już nie możesz płakać! może się nigdy nie sprawdzić, a jedynie jeszcze bardziej stresować dziecko. Daj mu tyle czasu ile potrzebuje. Jeżeli adaptacja będzie trwała miesiąc, dwa, lub trzy musisz uzbroić się w cierpliwość.
2). Nie praktykuj ,,Dzisiaj możesz zostać w domu”.
3). Żegnaj się krótko. Dajesz buziaka, przybijasz piątala/żółwika i wychodzisz. Nawet jeżeli jeszcze długo będzie się za Tobą niósł jego krzyk. Z doświadczenia wiem, że im dłuższe pożegnania, tym trudniej dziecko uspokoić.
4). Ulubiona maskotka.  Taki przyjaciel do którego dziecko się przytuli w chwili zwątpienia i tęsknotą za domem. W przypadku dzieci, które będą miały problemy z zajęciami w grupie, może być również łącznikiem  między Twoim dzieckiem, a innym dzieckiem. Pies-Olek chodził z Prezesem do przedszkola przez miesiąc. Potem zaczął zostawać w domu, bo niby przypadkiem go zapomnieliśmy, a potem po prostu zostawał w domu, bo już go nie potrzebowaliśmy. Dyrektorka placówki oraz sama przedszkolanka nie miały nic przeciwko, że w przedszkolu towarzyszył mu pluszak, choć usłyszałam niepokojące informacje, że są placówki, które robią problemy i zakazują takich posunięć.
5). Nie zmuszaj! Dziecko nie powinno być do niczego zmuszane. Tu wpływu nie macie, wpływ na to ma placówka. Warto porozmawiać i zapytać, czy dziecko może odmówić wspólnych zabaw? Czy ma prawo odmówić posiłków jeżeli uzna, że czegoś nie lubi? Czy może odmówić wykonywania prac? Granice te mają być wyznaczone tylko i wyłącznie w celu przystosowania się dziecka do grupy przedszkolnej. Obowiązki, które przedszkolak ma przestrzegać, nawet w debiucie powinny być przestrzegane. Nie ma ustępstw. Tyczy się to sprzątanie po sobie zabawek itp.
6). Ustal godzinę odbioru. Np. Przyjdę krótko po podwieczorku. 
7). Ulubiony kolega. U nas akceptacja przedszkola nastąpiła, kiedy Prezes znalazł sobie kolegę. Takiego z którym siedział przy jednym stoliku w trakcie posiłków i takiego z którym się bawił. Wtedy do przedszkola zaczął chodzić chętniej dopytując, czy K. mógłby przyjść do nas na podwieczorek. Niestety mieszka w innej miejscowości i jak dotąd nie było to możliwe, a że bardzo często choruje, trudno mi się zgadać z jego mamą. Mimo to Prezes ma obecnie innych kolegów do których biegnie jak w scenariuszu numer jeden, często mnie olewając, albo krzycząc: ,Będę tęsknił!” biegnąć na łeb na szyję, by strzelić piątaka swoim kolegom i … koleżankom.
8). Zapytaj o dzień. Jak było w przedszkolu? Może się okazać (i tak było u nas), że na początku dziecko nie będzie chciało o przedszkolu opowiadać, z pewnością po pewnym czasie nie nadążysz za opowieściami.

A już wkrótce: gadżety, które powinien posiadać każdy przedszkolak, czyli akcja: wyprawka! oraz pokój przedszkolaka. 



Mój kumpel Jaś.

W ciągu jednego wieczoru złamałam prawie wszystkie moje rodzicielskie punkty, które każdego dnia idealnie przestrzegałam. Zburzyłam mu rytm dnia i z niesamowitym zdziwieniem zrozumiałam,że jest dla mnie jak kumpel, a ja mogę z nim robić coraz więcej rzeczy. I wcale nie muszę mieć wyrzutów sumienia, że o godzinie 22 siedziałam z nim w pizzerii czekając na pizzę, kiedy on właśnie popijał wcześniej kupione samodzielnie frugo.
– Mogę być Twoją najlepszą kumpelą? – zapytałam.
– Możesz – odpowiedział.
No to jestem.

Wracaliśmy do domu zbyt późno, by mówić o jakiejkolwiek normie. Nigdy do takiej sytuacji nie dopuściłam, dbając i pielęgnując jego codzienny tryb dnia. O tej je kolacje, o tej chodzi spać. I już. Ale wtedy dopuściliśmy się przekroczenia naszej granicy codzienności. Wtedy, kiedy powinien jeść kolację właśnie wpychał w siebie kolejne, zbożowe ciastko popijając sokiem jabłkowym. Wtedy, kiedy powinien już smacznie spać, on bawił się ze swoim rówieśnikiem. A ja siedziałam. Zdziwiona nieco, bo zbliżała się 21. Siedzieć u kogoś nie wypada. Czas się żegnać. Mimo, że chłopcy chcieli się bawić dalej. Znają się jeszcze z brzuszka. Różnią się trzema dniami. Prezes jest starszy. O całe trzy dni.

Robiło się już ciemno. Mogliśmy oglądać gwiazdy. Przez myśl przeszedł mi teleskop, który kiedyś kupiłam, a którego ani razu nie użyliśmy, bo zawsze coś. Bo pora była za późna. Poczekam do zimy, wtedy szybciej robi się ciemno. Więc czekamy z uporem maniaka, spoglądając co jakiś czas na coraz bardziej zakurzone pudło, czekające na otwarcie.

Szliśmy chodnikiem. Obok nas jechały samochody. Jeden, drugi, piąty i dziesiąty. Ktoś pewnie wracał do domu, jak my. O tej godzinie z reguły ludzie wracają do domu. Wtedy on chciał się bawić. Nie w berka. Mieliśmy być ninja. I musiałam założyć na siebie niewidzialną czapkę. Żeby nikt mnie nie widział.
– Czapka niewidka – edukuję.
Nazwa mu się spodobała. Szybsza i fajniejsza. Więc założyliśmy na siebie czapkę niewidkę.
On mnie nie widział, ja jego. No i nikt nie widział nas.
– Będę Twoim ochroniarem – rzekł.
Zrozumiałam od razu, ale poprawiłam z uśmiechem:
– Ochroniarzem.
Więc był moim ochroniarem, czy też ochroniarzem z licencją na śmiech. Bo było już znacznie po 21, a my dopiero połowę drogi do domu pokonaliśmy. Pieszo, bo ani auta nie mam, ani prawa do jazdy. Więc pozostają nogi, w sam raz do pieszych wycieczek. Nawet tych w świetle gwiazd. I Księżyca, który świecił wtedy wyjątkowo jasno.

Na moście kałuże. Rozmieszczone tak, że można je było przeskakiwać. Był zakaz dotykania. Więc przeskakiwaliśmy razem. Ja i on. Razem za rękę i całkiem osobno. Grubo po 21. Kiedy powinien smacznie spać.

Potem naszła sobota.
Hi! I’m Noemi!
Ona zastanawiała się jak dogadamy się z jej angielskim chłopakiem. Ja? Ja się po prostu śmiałam. Wtedy usłyszałam:
– Zazdroszczę Ci, że tak wcześnie urodziłaś. Już odchowane. Możesz z nami wychodzić, a my dopiero planujemy.

Wtedy po raz pierwszy zrozumiałam ile plusów się z tego brało. A może po prostu mogę robić rzeczy, które robiłam przedtem? Bo mam go z kim zostawić i wiem, że mi wolno. Że nie mam żadnych ograniczeń.

No i mam kumpla.
Ma na imię Jaś.

Bunt (mamy) 5latka.

Kilka dni temu jedna z moich czytelniczek powiedziała dziecku, że je chyba zaraz zabije . Jeszcze jakiś czas temu powiedziałabym, że to jakiś przypadek patologi społecznej. Tyle, że ja sama niedawno wypaliłam ok. 3 nad ranem, że jak nie przestanie krzyczeć to mu chyba zaraz krzywdę zrobię. O cholera. Ja to powiedziałam?! Srlsy. Ja.



Zaczęłam ostatnio nawet rozumieć ten pierwszy moment bezradności w której rodzic daje klapsa.
– Zaraz. Dostaniesz. Pierwszego. W. Życiu. Klapsa. – wysyczałam któregoś dnia.
– To ja Cię pociągnę za włosy. – mistrz ciętej riposty rzekł.
(więcej…)

Aspołeczne dziecko?

Aspołeczne dziecko to spory problem rodziców. W pewnym momencie marzyłam o tym by usiąść gdzieś z boku, z gazetą w ręce i raz na jakiś czas przyglądać się jak moje dziecko bawi się z innymi dziećmi. Jak budują razem z piasku zamki, lub garaże i gonią się po całym placu zdzierając kolana o pobliskie szyszki. Chciałam również zobaczyć chociaż raz jak moje dziecko zjeżdża ze zjeżdżalni stojąc w kolejce, ewentualnie wpycha się przed kogoś.
Tymczasem nie siedziałam na ławeczce, siedziałam obok. Na wyciągnięcie ręki. Byłam towarzyszką i główną koleżanką do zabawy. Na zjeżdżalni zjeżdżał pod warunkiem, że nikt nie stał ani przed nim, ani za nim. Musiał być sam. Tu i teraz. W momencie, kiedy ktoś ustawił się za nim ja musiałam szybko interweniować. On stał. I płakał. Ja go ratowałam, w duchu krzycząc z rozpaczy.

(więcej…)

Bo fantazja jest od tego, żeby bawić się!

Ile czasu dziennie spędzacie na wspólnej zabawie z dzieckiem? Czy kiedykolwiek zadaliście sobie pytanie dlaczego właściwie warto bawić się z dzieckiem? Dlaczego dziecko powinno się bawić? I dlaczego zabawa w życiu dziecka jest tak ważnym etapem rozwojowym?
Fisher Price wychodzi naprzeciw Waszym oczekiwaniom i przygotowuje kampanię by uświadomić rodzicom jak ważna jest zabawa w życiu dziecka. I dlaczego.

(więcej…)

Niskie ciśnienie a upały.

Jestem ciepłolubna. Jednocześnie nienawidzę upałów i nienawidzę lata. A nie!
Chwila.
Z jednej strony uwielbiam to leżakowanie, plażę, bikini (huhu! jeszcze się mieszczę) i ten moment w którym opalam się bez kremów i większego  zaangażowania, bo po przodkach odziedziczyłam ciemną karnację. Nigdy nie byłam na solarium.

(więcej…)

Cenne życie.

Telewizja i prasa tworzy wyidealizowany obraz wcześniactwa. W kolorowych czasopismach przedstawiamy wcześniaki, które po dwóch miesiącach, czy nawet trzech, czterech, wychodzą do domu jako całkowicie zdrowe, uleczone niemowlaki (noworodki?). Nikt nie dodaje, że te dzieci wymagają specjalistycznej opieki, którą często trzeba uzyskiwać prywatnie. Dodatkowo pokazujemy w sieci i w filmach donoszone dzieci, które z łatką ,,wcześniaka” wprowadzają nas w świat, który daleki jego od tego, którym jest w rzeczywistości. Historie okraszone zdjęciami nieadekwatnymi do sytuacji.

(więcej…)

Utracony Anioł.

Ściskałam rękę A. najmocniej jak mogłam. Był przy mnie.
Chciałam, żeby to wszystko było koszmarem. To na pewno koszmar. To nie dzieje się naprawdę. Modliłam się w duchu, żeby nikt mnie nie wywoływał. Nie chciałam tam iść. Dosyć wycierałam.
Pada moje nazwisko. Wchodzę do gabinetu. Puszczam rękę A.

(więcej…)

Z serii: uśmiechnij się.

Wchodzi na pralkę, a potem nie może z niej zejść. Następnie wrzuca wszystko co ma pod ręką do ubikacji, w nadziei, że zapcha rurę. Włącza samą pralkę, czasem z resorakiem w środku. Fajnie stuka.
Do pralki wsadza również brudną szczoteczkę od dywanów – pech chce, że w środku jest jasne pranie.
Ze ścian zrobił sobie idealne miejsce do rysunków. Tak też można. A w kuchni intensywnie miesza przyprawy różnego rodzaju. Pieprz w majerankiem? Nie ma problemu! Dodamy do tego również tymianek.

(więcej…)

Matkocentryzm.

10600383_636173949815039_5915419806646275213_n

Zabijamy w macierzyństwie to co najpiękniejsze. Nie pomagamy sobie, niszczymy się nawzajem. Oceną, krytyką, wreszcie tym jednym hasłem: ,,Ja jestem lepsza„. Wpędzamy w poczucie winy inne matki, które nie zrobiły tego co my i kroczą inną ścieżką. Macierzyństwo zaczyna przypominać przepychankę, gdzie główną nagrodą jest nicość. Własna. Tu nie ma taryf ulgowych, tu jest bomba na której właśnie siedzisz. Jeżeli wybuchnie wpadniesz w wir z którego trudno uciec. Czasami czuję, że mogę zwalczyć absurd, potem zdaje sobie sprawę, że sama w takim absurdzie siedziałam. Nie zwalczę, bo niby co? Tu kobiety wiodą prym, z nimi się nie negocjuje.

(więcej…)

5 lat później …

Ranne KTG wykazało zerowe skurcze. Tak jak każdego dnia od 50 dni. Świeciło słońce i chociaż tyle byłam w stanie zobaczyć przez okno, bo od dwóch miesięcy nie byłam na zewnątrz. Była środa jak każda inna środa niczym nie różnica się od pozostałych dni. Śniadanie jadłam w spokoju posługując się jedną, mniej sprawną ręką do której wbity miałam wenflon uzmysławiający mi, że jesteśmy już bliżej niż dalej. Że skoro tabletki przestały działać, to lada dzień przestanie też działać kroplówka.

(więcej…)