Zabijamy w macierzyństwie to co najpiękniejsze. Nie pomagamy sobie, niszczymy się nawzajem. Oceną, krytyką, wreszcie tym jednym hasłem: ,,Ja jestem lepsza„. Wpędzamy w poczucie winy inne matki, które nie zrobiły tego co my i kroczą inną ścieżką. Macierzyństwo zaczyna przypominać przepychankę, gdzie główną nagrodą jest nicość. Własna. Tu nie ma taryf ulgowych, tu jest bomba na której właśnie siedzisz. Jeżeli wybuchnie wpadniesz w wir z którego trudno uciec. Czasami czuję, że mogę zwalczyć absurd, potem zdaje sobie sprawę, że sama w takim absurdzie siedziałam. Nie zwalczę, bo niby co? Tu kobiety wiodą prym, z nimi się nie negocjuje.
Kult jakiś powstał, bo inaczej tego nazwać nie mogę. Jakby się baby dopiero w XXI wieku obudziły, że cyc mleko produkuje. Nie no serio?! Niewiarygodne! Żeby więc udowodnić, że rzeczywiście cyc mleko produkuje to pokazujemy ten fakt całemu światu. Przy okazji, jakby przypadkiem wyciągamy ze stanika drugą pierś, być może po to by pokazać, że nadal można nią kusić męski gatunek, no bo z karmieniem mało ma to wspólnego. Chyba się nie znam i cycki chowam w staniku, które będą oczekiwać na drugiego potomka, a póki co są tylko i wyłącznie prywatną sprawą moją, no i po części PT. Że w miejscach publicznych karmić nie wolno? A zabrania ktoś komuś? Nie-e. Jak zabrania to olać barana i karmić dalej, dziecko coś jeść musi. Ale jeżeli praktykujecie również w miejscu publicznym wyciąganie drugiej piersi,chwilowo nieużywanej, to lepiej jednak odciągnąć do butli, chociażby ze wzgląd na innych. Szacunek jakiś czy coś? I nie,nie. Rhianna w obcisłej sukience czy Kim Kardashian z dekoltem to nie to samo. Poważnie.
Jakiś czas temu dostałam mejla. Autorka właśnie przegrała walkę z laktacją i szuka pocieszenia. Napisała do mnie, bo nigdy nie ukrywałam tego, że karmiłam butelką. Chce ode mnie pocieszenia, może rady. Ja mam ochotę napisać jej dwa zdania: ,,Niech się bujają. To Twoje piersi„. Ona jest zagubiona, ja poirytowana. Ona jest oceniana, ja mam ochotę nią potrząsnąć i wykrzyczeć: ,,No i co z tego?! I tak jesteś najlepszą matką! Nikt tego nie zmieni!„. Mimo to piszę. Długą odpowiedź. Miłą, ociekającą miodem, cukierkami i ememesami. Pocieszam. Ma się nie przejmować, bo niby czym? Jej dziecko na czole nie będzie miało napisane: ,,Karmione paszą„. Twoje też nie. I moje. O tym jak jest dziecko karmione wiesz tylko Ty no i ewentualnie Ci z otoczenia. Ego trzeba sobie połechtać, więc pierwsze pytanie, które zawsze pada składa się z fałszywej i irytującej troski: ,,Karmisz jeszcze, PRAWDA?„. Nie. Głodzę. – miałam zawsze ochotę ripostować.
,,Cześć Noemi! Może napiszesz temat o szczepionkach?”.
Parskam śmiechem.
Przestałam się udzielać w tematach o szczepieniach, bo wygląda to jakbym próbowała wytłumaczyć Prezesowi zależność między medianą a dominantą. Zamiast argumentów, zostają mi pokazane słupki, z reguły bez badań potwierdzonych przez jakikolwiek instytut, ale to się wytnie. W paincie zapewne. Słupki, wykresy i szeregi badań mających mnie przekonać do nieszczepienia i to niewytłumaczalne zjawisko oczopląsu, kiedy mówię: ,,Nie no. Nadal szczepię i szczepić będę„. Tak jakbym mózg straciła, lub jego część i czyham na życie innych. Tfu. Nie innych. A na moje dziecko. No okej – wzruszam moimi ramionami w nadziei, że ktoś mnie zrozumie – nie szczepisz? Twój wybór, ale ja również posiadam wybór i z niego korzystam. W pełni świadomie (nawet jeżeli wydaje Ci się to niemożliwe!) szczepię.
Dochodzi do tego wychowanie. Młode matki właśnie hurtowo wykupują śpiochy z napisem ,,Moja mama nie potrzebuje Twoich rad„. A ja śmieję się w głos, bo to zmieni tyle, co tłumaczenie matce, że jej 6miesięczne dziecko nie jest gotowe na to by dostawać bigos.
I wyścig szczurów. W piaskownicy, na placu zabaw, w kolejce po osrusy (czyt. pieluchy), czy w … Internecie. Ciągła licytacja. Wszędzie! Marysia siedzi w wieku 3 miesięcy (co z tego, że poduszkami obładowana? Ona siedzi! ). Staś mówił w wieku 4 miesięcy ma-ma. Oczywiście w pełni świadomie (etap gugania i gaworzenia pominął – geniusz!). A Juleńka to ma 14 kilogramów mając niespełna 8 miesięcy,bo ona wszystko je! Taka zdolna. Wszystko to znaczy rzeczywiście wszystko, ku Twojej rozpaczy i łzach, które napływają do oczu nad tym biednym dziecięciem – albo nad żołądkiem tego dziecka. Nie no, Twój jeszcze nie siedzi? Tylko tyle waży? Może chory jest? Albo niedorozwinięty? Potem nagle jak już dziecko usiądzie, pójdzie i nauczy się mówić, wyścig szczurów się kończy, za to zaczyna się … uwstecznianie. Na to jest za mały, na to też. Tu nie wchodź, bo spadniesz, tym się nie baw, bo sobie oko wydłubiesz. Literki to samo zło, a liczenie?! O matko! Matematyka?! Oszczędzę tego dziecku do osiemnastki!
Matki pracujące kontra te niepracujące. Jedne preferują zimny chów, drugie robią za kury domowe, które z braku rozwoju własnego zaczynają przypominać bezmózgie istoty. Chociaż nikt jeszcze tego nie udowodnił.
Eko-matki – te skrajne, które bujają się w rytm wiatru, czy poruszającej się trawy, gotowe przysiąc, że od osrusów wielorazowych odpadnie dupsko Twojego dziecka.
Wreszcie matki-kwoki, czy też helikoptery, które podążają za dzieckiem krok w krok, a kiedy Ty obwieszczasz, że Twoje dziecko to pobiegło gdzieś w prawo (albo w lewo?) prawie zabijają Cię wzrokiem.
Jest jeszcze forma porodu tak samo znacząca jak forma karmienia. Cesarka to nie poród, a wydobycie. Zaś po porodzie naturalnym masz wiadro między nogami,a facet właśnie zdradza Cię z kobietą po cesarce, lub tą bezdzietną. Heroiczny wyczyn jakim jest poród naturalny, bez znieczulenia oczywiście (wszak znieczulenie to samo zło!) właśnie stawia wiele matek na podium. O cholera. Z kolei te po cesarce w ramach rekompensaty twierdzą, że wolą mieć bliznę na brzuchu niż … no wiecie gdzie.
Więc się ścigamy, prześcigamy, żeby pokazać jakie z nas idealne mamuśki, a tefaŁ-Łen jeszcze nam w tym pomoże wypuszczając reality show ,,Matka kontra matka”. Nagrodą nie jest statuetka ,,Matki Roku”, a wakacje. I to nie jest program wymyślony na potrzeby polskiej telewizji, ale program, który powstał po wielu wojnach matkowo-matkowych, gdzie nawet pomalowane paznokcie grają kluczową rolę, a zbuntowane matki oczekują od firm produkujących lakiery do paznokci informacji od jakiego wieku przeznaczony jest ich produkt. Przymierzam się do stwierdzenia, że idąc tym tokiem myślenia Coca-Cola też powinna mieć informację o tym, że produkt nie jest przeznaczony dla 2-3latków, ale może naiwnie wierzyli w to, że każdy rodzic będzie o tym wiedział i nie trzeba uświadamiać. O naiwniacy!
No i dzisiaj Dzień Ojca. Sto lat dla Was!
Niektóre matki od tygodnia już stawiają swoją rolę ponad, a ojców traktują jako zło konieczne, lub po prostu przymierzają się do stwierdzenia, że ojciec jest rodzicem drugiej kategorii. Bez cycków i bez tego czegoś, co daje im kompetencje rodzicielską. Tylko, że gdyby nie ten facet nie byłoby Waszego dziecka. A różnica między matką a ojcem jest taka, że ojciec nie rodzi i nie karmi piersią. I to tyle różnic.
A teraz zrób wdech i wydech zanim zaczniesz pisać pełen jadu komentarz.
I zastanów się nad tym jak piękne jest rodzicielstwo.
Alternatyw jest multum. Mam prawo z nich korzystać. Ty też. Ale nikt Cię do tych alternatyw nie zmusza. To twój wybór. Zawsze.
Dodaj komentarz