Ściskałam rękę A. najmocniej jak mogłam. Był przy mnie.
Chciałam, żeby to wszystko było koszmarem. To na pewno koszmar. To nie dzieje się naprawdę. Modliłam się w duchu, żeby nikt mnie nie wywoływał. Nie chciałam tam iść. Dosyć wycierałam.
Pada moje nazwisko. Wchodzę do gabinetu. Puszczam rękę A.
– Pani trzy dni temu urodziła?
Jestem zdziwiona.
Łamiącym się głosem odpowiadam, że poroniłam. Przyszłam na zabieg.
– Jak to Pani poroniła? Co Pani poroniła? Przecież rodziła Pani trzy dni temu!
Ile razy miałam jeszcze powtarzać słowo, które obija się o moją głową jak piłeczka ping-pongowa.
Poroniłam. Pomyliliście mnie z kimś!
Znaliśmy się 14 lat. Decyzja o dziecku została podjęta w pełni świadomie. Szybko ujrzeliśmy wyczekiwane dwie kreski. Ogromna radość. Cieszyliśmy się. Dwa tygodnie później byłam już u ginekologa. Badanie było bolesne. Lekarka naciskała na brzuch. Z bólu się zwijałam. Ale zdjęcie z USG kazało mi o bólu zapomnieć. Byłam w ciąży. W maju mieliśmy brać ślub. Nasze dziecko miało mieć wtedy 3 miesiące. – wspomina Natalia.
Ślub się odbył, ale jedyną pamiątka po dziecku było zdjęcie z USG i wspomnienia.
Dzień po tym jak poinformowaliśmy rodziców o tym, że zostaną dziadkami obudziłam się z bólami. Doszło do tego plamienie. Pojechaliśmy na pogotowie. Wszystko jest okej– zapewniał lekarz. Wykupiłam tabletki i odpoczywałam. Leżałam wiedząc, że zaczyna się coś dziać. Takie przeczucia. Matki. Nikt nie zaproponował mi hospitalizacji, miało być wszystko dobrze. Nie było.
Tydzień później ląduje u mojego lekarza prowadzącego. Lekarka robi mi USG. Prywatnie.
Nagle oburzona pyta:
– A czy Ty dziewczyno byłaś w ogóle w ciąży? Przecież tu nie ma żadnej ciąży.
Świat się zawalił. W ułamku kilku sekund. Bo czekałam na kolejne zdjęcie z USG i zapewnienie, że będzie dobrze. Że tak się czasami dzieje. Nie ma ciąży? Nie ma dziecka? Nie ma mojego dziecka?!
Dociera do mnie, że straciłam to co miałam najcenniejsze.
Zaczynam płakać. Głośno. Nie potrafię się opanować. Dlaczego, dlaczego mnie to spotkało? Płaczę, bo nic innego mi nie pozostało. Właśnie straciłam dziecko. Moje dziecko.
Lekarka podnosi głos:
– Nie Ty pierwsza i nie ostatnia! Twój płacz i tak nic nie zmieni. I tak nie dojdziemy do tego jak to się stało. Przyjdź jutro na łyżeczkowanie.
I to tyle.
Te słowa bolały jak diabli. Ale przyszło się zmierzyć z czymś jeszcze.
Przychodzę na łyżeczkowanie. Bałam się. W poczekalni było masę kobiet w różnym wieku. Mniej lub bardziej przerażonych. Ja byłam przerażona. Ale nie samotna, bo był ze mną A.
– Nie trzeba robić żadnego zabiegu – stwierdziła lekarka, której musiałam najpierw wytłumaczyć, że to nie ja rodziłam 3 dni temu.
Po tych słowach wychodzi. Zostawia mnie do połowy rozebraną i otwarte drzwi. Nawet nie pofatygowała się, żeby je zamknąć. Ubieram się. Widząc ludzi na korytarzu. Przecież nie pobiegnę półnaga zamykać drzwi.
Wracam do domu. Z pustką i słowami lekarki, które bolały.
– To nie było jeszcze dziecko! Nie panikuj. To dopiero drugi miesiąc! A co to by było jakbyś była w 5 miesiącu?!
Ale to było dziecko. Moje dziecko.
Czy tak trudno to zrozumieć? Pocieszyć? Powiedzieć cokolwiek miłego? Chociaż dwa słowa, które trochę ukoiłyby ból ,,Przykro mi„? Trochę empatii. Zrozumienia. Przecież też jest kobietą …
Od tego czasu minęło 5 lat. Czy chcę mieć kolejne dziecko? Oczywiście, że chcę. Ale strach nie zniknął.
Boję się powtórki. Panicznie. Gdzieś tam blokada, która nie mija i opowiedzenie po raz pierwszy historii, która być może pomoże. Bo wyduszenie z siebie wszystkiego pomaga. Zrzuca się pewien ciężar.
Bardzo smutna historia, ale zwraca tylko uwagę na to, że problem poronień nie jest należycie brany pod uwagę, olewa się temat, do kobiet podchodzi się przedmiotowo…
Ja poroniłam 6 lat temu, jak leżałam na kozetce, gdzie ginekolog mnie badał usłyszałam tylko ” przestań ryczeć, trzeba oczyścić ” miałam 19 lat… zero empatii i jakiegokolwiek wsparcia. Na własną rękę szukałam psychiatry i psychologa..
Łzy lecą ciurkiem i wspomnienia przesuwają się pod powiekami jak klatki filmu…. poroniłam 3 razy… dwie pierwsze ciaze w 8tc 3 w 15tc… ciaze bardzo wczesne ale jakże upragnione i wyczekiwane, miało być pięknie nie było… miała być radość i radosne oczekiwanie a został ból i pusta która nic nie zapełni. Słowa lekarza przy ostatnim poronieniu tną jak brzytwa do teraz…No i czego pani ryczy… to tylko zlepek komórek, jeszcze będzie mieć pani dzieci, z reszta już pani je ma nie ma po czym rozpaczać… bolało, czułam się jak szmata, a ból był tak silny ze przelał wszystko… lekarz dostał w twarz i sama nie wiem z kat wzięłam tyle siły i odwagi że to zrobiłam… wycofał się bez słowa z zabiegowego do końca pobytu w szpitalu już go nie widziałam…
Ludzie są bez uczuć jak czytam to ,aż się nóz w kieszeni otwiera…
Lekarz ,pielęgniarka która powinna zrozumieć kobietę brak słow
Niedawno byłam w ciąży. W 5 tygodniu krwawienie. Diagnoza: poronienie, endometrium grube, trzeba łyżeczkować. Beta spadała. 2 tygodnie później czuję się, jakbym nadal była w ciąży. Robię test ciążowy. Druga kreska pojawia się od razu. Jadę zrobić betę. Ponad 7 tys.! Jadę do pierwszego lepszego lekarza na usg. Macica cienka, nic nie widać. Skierowanie do szpitala. W szpitalu po kilku dniach, wielu usg, ciągle rosnącej becie, jeden z lekarzy zauważa tętnienie w lewym jajowodzie. Szybka diagnoza: ciąża pozamaciczna. Być może były dwie ciąże (bliźniacze?). Jedna się poroniła, druga trafiła do jajowodu. Laparoskopia i do domu.
W ciągu 3 tygodni straciłam dwie ciąże. Bardzo chciałabym być w kolejnej. Boję się cholernie.
ja nie wierzę że lekarze tak zwracają się do pacjentów nie uwierzę nigdy w życiu że lekarz może powiedzieć do pacjentki czego pani życzy wyolbrzymienie albo zakłamanie po prostu nie wierzę w takie słowa
I obyś nigdy nie musiała się przekonać na własnej skórze, że to nie jest wyolbrzymione.
A ja jak najbardziej wierze na własnej skórze sie przekonałam trzy tygodnie temu „…..piaty tydzień to nie dziecko to trochę większy skrzep nie ma co histeryzowac……,,
Niestety tak jest……….
No cóż, ja przyjechałam do szpitala w 10 tc z krwawieniem, lekarka wzięła mnie na samolot ze słowami:
„Co tu mamy? Krwawienie? 10 tc?” zagląda między nogi: „Oooo, właśnie pani urodziła!!” z szerokim uśmiechem na twarzy.
Bardzo kurva śmieszne. Przekomiczne wręcz.
Było to w zeszłym roku, dokładnie 9 stycznia, w dużym szpitalu, jednym z najlepszych w Polsce ośrodków opieki neonatologicznej. Lekarze może są wykształceni pod względem ratowania dzieciaczków, ale jak widać empatia względem rodziców na minusie, bardzo poniżej 0…
w Poznaniu w największej „porodówce-fabryce” siedząc na korytarzu słyszałem 2 razy taki tekst pielęgniarki krzyczącej do telefonu.
1. Co robimy z tym materiałem S(nazwisko) po poronieniu -? ktoś się po TO zgłosi?
2. N(nazwisko) ma martwy płód – przyjdzie pan ją wyskrobać ?
Miałem ochotę podejść i powiedzieć żeby „stuliła ryja” i nie darła się na cały świat z takimi „newsami” wykrzyczanymi na cały korytarz może kogoś urazić i zranić
Może urażę kogoś ale większość personelu medycznego akurat w tym szpitalu to ludzie bez uczuć – „czego beczy – to nie było dziecko” „będzie miała następne” to dla nich normalne zwroty grzecznościowe
To ciesz się, że Cię to nie spotkało!!! Uwierzysz jak sama doświadczysz. Żyjesz chyba w jakimś wyidealizowanym świecie.
Spędziłam w szpitalu kilka lat na pracy na oddziale położniczym i ginekologii operacyjnej w różnych szpitalach i chciałam wam powiedzieć że niestety tak się jeszcze często zdarza lekarze nie podchodzą do pacjentki personalnie często mają w dupie to że kobieta cierpi i nie wie jak dalej żyć… ale uwierzcie są tacy którzy płaczą razem z pacjentką, którzy potrafią siedzieć z obca osobą na korytarzu i ją przytulać, ocierać łzy… chwała im za to
,,W Poznaniu w największej porodówce-fabryce” rodziłam ja … Też usłyszałam kilka przemiłych słów …
Fabryka…leżałam łącznie 2 miesiące na oddziale obserwacyjnym i jednym z ginekologicznych – wszyscy byli cudowni, począwszy od pań salowych, po pielęgniarki, na lekarzach skończywszy, czułam ogromne wsparcie, lekarka, która robiła mi amniopunkcje kiedy przyszła powiedzieć mi o prawidłowym wyniku sama skakała pod sufit z radości. Po porodzie przeniesiono mnie na inną ginekologię i poczułam się jak w innym świecie – nieprzyjemne, wyniosłe pielęgniarki (i nie piszę o stosunku do mnie, ale np. o przewracaniu oczami, głupich uwagach, czy parsknięciach w stosunku do dziewczyn które dopiero co przyjechały po cc i dzwoniły po personel z prośbą o podanie dziecka) , lekarze, którzy mam wrażenie chcieli jak najszybciej pozbywać się ewentualnych problemów. Zastanawiam się, czy to ja byłam w takiej depresji poporodowej czy może faktycznie tam są dwa różne światy…
poroniłam drugą ciążę w 8 tc, bolało bardzo, od lekarza usłyszałam tylko „już po wszystkim”, boli przy każdym wspomnieniu bo dla mnie to nie był zlepek komórek to była moja córcia albo mój synek i wiem, że gdzieś kiedyś dowiem się tego… obecnie urodziłam córeczkę ale o tamtej ciąży nie da się zapomnieć
http://byklaudiape.blogspot.com/2014/06/to-moj-bol-moje-uczucia.html
Kiedyś „miałyśmy spięcie w pewnym temacie”. Ale miałaś rację czasami „wygadanie się” pomaga. Może nie tak jakby się chciało- ale zawsze coś.
Hm…. Nie wiem co napisać, jak Cię pocieszyć bo nie ma słów ukojenia…. ból z biegiem czasu trochę mija, ale nigdy się nie zapomina… ja również jestem po poronieniu, 17.12.2009 wtedy odeszło moje drugie dzieciątko….
Pierwsza ciąża bez powikłań, książkowa, druga właśnie ta już całkiem inna, wizyta u lekarza, tak owszem jest ciąża, ale serduszko nie bije (jeszcze) leki podtrzymujące za tydzień na kontrolę mimo krawawień, które miałam…. przychodzę za tydzień, ciągle plamiąc, na ekranie pięknie bijące serducho, ale mina lekarza mówiła wszystko….Wiedziałam, że jest źle, powiedział, że musimy pozwolić odejść temu dziecku, że nie mam szans donoszenia ciąży i za tydzień przyjść jeszcze raz zobaczymy jak się będą sprawy miały….
Po wizycie byłam jeszcze w budynku przychodni (było tam biuro w którym pracowałam), uczyłam dziewczynę, która miała mnie odciążyć, poczułam niesamowity ból, krwotok, poszłam do ubikacji i wiedziałam w którym momencie wyleciało ze mnie moje dziecko….. ryczałam jak idiotka w tym kiblu patrząc i wiedząc, że muszę spuścić wodę a jednocześnie, że tam jest moje dziecko….. widok pamiętam do dziś, zharatał mi banię, że tak powiem… wizyta u lekarza potwierdziła, że jest po i bez zabiegu się obeszło, to był 7/8 t.c.
Później ciąża trzecia, bardzo powikłana, krwawiłam do 6 m-ca, lekarz mi zabronił chodzić do szpitala bo by mnie wyskrobali, podejrzenie ciązy pozamacicznej, podjrzenia poronienia.. masakra… na szczęście Hubert miał straszną wolę życia co nawet mówił lekarz i ktoś nad nim czuwał, ja sądze że jego brat lub siostra tam na górze….
Ale jak ktoś mnie pyta ile mam dzieci to mówię dwoje i trzecie w niebie…
Pozdrawiam Cię gorąco
Anna B-O
Trafiłaś na dobrego lekarza, który odradził Ci szpital- gdzie chłodno,przedmiotowo i bezpardonowo traktują ludzi . Niestety dużo lekarzy w Polsce i Europie żyje w chorym przekonaniu, że do 3 msc-a to nie ciąża i wszystko się może wydarzyć,wygra jak w ewolucji -najsilniejszy!
A prawda jest taka, że wiele istnień można byłoby uratować gdyby w odpowiednim czasie dali leki na podtrzymanie ciąży.I te dzieci z problemowych ciąż wcale nie są słabsze na zdrowiu, czy obarczone jakimiś chorobami genetycznymi.
Znam to uczucie, znam ten ból, znam to traktowanie. Strach był wielki, ale chęć posiadania dziecka większa. Teraz mam 14-miesięcznego synka i jestem w 4. miesiącu ciąży. Nadal strasznie się boję…
Przykre,lecz prawdziwe,niestety lekarze tak się zachowuja, a wśród ludzi, zero empti, jakichkolwiek emocji. Poronienie jest ogromną traumą. Moja siostra poroniła w 5 miesiącu ciąży, był to dzień mojego ślubu cywilnego, w szpitalu lekarz jej powiedział, że. Ma dopiero 18 lat i urodzi jeszcze nie jedno…….. Pamietam ją, jej wyraz twarzy, i łzy same napływają do oczu.
Anonimowi który nie wierzysz, obyś nigdy nie słyszała takich słów. Trzeci miesiąc ciąży, pośmiertnie plamienie, w nocy jedziemy prywatnie do lekarki, trzymam w ręce moje dziecko….badania i okazało się że jest drugie dziecko. Chodziłam do niej prywatnie A ona nie słyszała dwóch serc…. zmieniłam lekarza na NFZ, dziś mam syna 15 prawie lat, cały i zdrowy…. Magdalena
Ps. Też słyszałam mnie becz głupia, to było najłagodniejsze co usłyszałam…. mimo tylu lat pamiętam z dokładnością minut…. Magdalena
🙁
Niestety lekarze tak się zachowują, smutne ale niestety chyba długo się to nie zmieni… Na szczęście pocieszające jest to, że nie wszyscy są tacy. Straciłam swoją pierwszą ciążę w 11tc, mój lekarz zachował się jak należy, pocieszał, wytłumaczył wszystko skierował na zabieg, zapytał czy on ma wykonać czy chcę, żeby to był ktoś inny. Wolałam jego, mam do niego zaufanie. Nie wziął pieniędzy za wizytę…Można? Można
Później prowadził moje dwie ciąże, które zakończyły się szczęśliwe chociaż nie obyło się bez komplikacji.
Też się bałam. Na pierwsze badanie i pierwsze usg poszłam w 9 tygodniu ciąży, żeby nie przechodzić na nowo tego, co 5 miesięcy wcześniej (plamienia, skaczące beta hcg, zmienny obraz usg). U mnie dokładnie dzisiaj mijają 4 lata od zabiegu. Ale nie myślę już o tym, nie rozpamiętuję. Trzymam kciuki, żeby jednak koleżance się udało pokonać lęk.
Środa wieczór czuje mocny bol brzucha (miesiączkowy tak myślałam bynajmiej) z kazda godzina coraz mocniejsz bardziej uciekający ok.polnocy pojechałam z koleżanką do pogotowia . Okazało sie że to nie miesiączka lecz poronienie ok 4-6 tydzień to był . Szok to był dla mnie gdyż nic nie podejrzewałam ! I ta cholerna pustka żal i złość do siebie bo gdybym wiedziała może byinaczej było nie brała bym leków bardziej bym sie oszczędzała ! Niestety muszę to przeżywać sama nikomu nie mogę powiedzieć bo mogło by to pokomplikowac życie moje i niedoszlemu ojcu wszystko zostało na moich barkach niestety nawet wypłakać mogłam sie dopiero pozna nocą jak maz i dzieci juz spali
Ja jestem jedynie wdzieczna, że kiedy przyszło mi się zmierzyć z poronieniem (7 tydz. ciąży) miałam już 4-letnią córkę w domu. To była najlepsza terapia. No i myśl, że lepiej na wczesnym etapie niż w zaawansowanej ciąży czy dziecko miałoby urodzić się z jakąś wadą genetyczną. Tak wiele dziewczyn to spotyka, a potem rodzą cudowne dzieciaczki. Głowa do góry.
Dodam jeszcze, że kiedy pytałam lekarza, czy ten zabieg będzie bolał, to powiedział, że boli wtedy, jak granat dupę rozrywa. Taki wesołek z niego był :/ Puściłam mu wiązankę, ale z tego co wiem, to on się tak do każdej dziewczyny zwracał. Na porodówce potrafił powiedzieć: Ruchałaś się, to teraz cierp (zwłaszcza do nastolatek). Dziś już nikomu tak nie powie, bo zmarł w tym roku.
11 czerwca minely 4 lata odkad stracilam ciaze w 18-tym tygodniu. Za duzo opisywania, bo komentarz wyszedl by dluzszy niz powyzszy post. Nieczesto wracam do tamtych dni, moze dlatego ze nastepne 3 dni walczylam o wlasne zycie. Jak wszlam ze szpitala to jeszcze przez kilka tygodni wstydzila sie pokazywac nawet dlonie, bo tak bylam pokuta i posiniaczona od weflonow. Do dzis bardziej wspominam bol zastrzykow, kroplowek, pobierania krwi z zapadnietych zyl, zmiane weflonow co kilka godzin i ten masakryczny bol skory przy 41 stopniach goraczki, niz bol psychiczny po stracie dziecka. Mam juz 6-letniego syna i nigdy w zyciu nie zdecyduje sie na kolejna ciaze.
Cieszę się, że trafiłam do lekarki i lekarzy, którzy traktowali mnie jak człowieka, nie jak bydło, choć i do bydlęcia należy mieć szacunek. Oczywiście słono mnie to kosztowało, bo i prowadzenie i poród postanowiłam zafundować sobie prywatnie. Doszłam do wniosku, że skoro, na wózek można wydać 3000 zł, to ja wolę kupić używany, dołożyć jeszcze trochę i urodzić jak królowa. Nie zmienia to faktu, że zarówno prywatnie jak i z NFZ człowiek powinien być traktowany przez lekarza jak człowiek. Z należytym szacunkiem i poszanowaniem jego godności. Gdy czytam coś takiego, mam ochotę krzyczeć. Jak można? Za co? Dlaczego? Skoro dla lekarzy sumienie i zawód jaki wykonują jest niewystarczającą motywacją do należytego sprawowania swoich obowiązków, to kilkanaście tysięcy złotych, które zarabiają, zgodnie z ich materialistycznymi priorytetami, powinno być wystarczające. Po przeczytaniu tego i podobnych temu tekstów, za każdym razem, zamiast dzień dobry mam zamiar powiedzieć „witaj sukinkocie” w gabinecie lekarskim. Bo wiadomo, łatwiej dziś trafić na skurwiela niż na człowieka z krwi i kości. Masakra, zresztą sama też pisałam już o tym na swoim blogu…masakra…
Smutna historia…
Zastanawia mnie tylko, czy kiedy tak wczesną ciążę traci lekarka, albo żona/siostra/córka lekarza, to czy to też jest tylko zlepek komórek? Czy to też jest DOPIERO 5tydzień, a nie dziecko? Czy wtedy też lekiem na całe zło jest: „Nie rycz, jeszcze będziesz miała dzieci?” Nie chciałabym zostać źle zrozumiana- oczywiście, że strata dziecka przy samym finiszu, to prawdziwa tragedia, ale dla mamy strata jest stratą, czy w 5-tym, czy w 40-tygodniu… Niestety, tak jak w każdym zawodzie, i wśród lekarzy, zdarzają się ludzie bez serca… Chociaż właśnie od nich oczekuje się czegoś więcej, niż traktowania jako kolejny przypadek, odpowiadający konkretnej jednostce chorobowej.
Badanie na ginekologii kiedy trafiłam do szpitala po pobiciu przez chłopaka, z sinym brzuchem, z siniakami na nogach i sama nie wiem gdzie jeszcze. Mówię, że to chyba 10 tc, ale nie byłam jeszcze u lekarza. Kiedy ostatnia miesiączka i takie tam. Jest silne krwawienie, bardzo silny ból brzucha. Kładę się na wąskiej kozetce. Lekarz robi mi usg, po czym stwierdza, że ciąża jest prawdopodobnie martwa. Siadam, nie jestem w stanie w tym momencie do okazywania żadnych uczuć. Słyszę „widzę, że to panią specjalnie nie zaniepokoiło”. -co to pana obchodzi? – odpowiadam. Dostaję tabletki. Następnego dnia bóle są coraz silniejsze. Jest decyzja o łyżeczkowaniu. Pod czas zabiegu płaczę, płaczę, wręcz wyję. Chciałam tego dziecka, bardzo chciałam, mimo wszystko. Lekarka nie odzywa się przez cały zabieg. Pielęgniarka ociera mi łzy co jakiś czas i głaszcze mnie po głowie. Koniec zabiegu. „nie ma co tak płakać, przecież to była tylko plastelinka, a co by było potem? lepiej, że TO teraz poszło”. Lekarka podchodzi do umywalki, widzę ją jak przez mgły, tyle łez. Pielęgniarka coś obok mnie robi, pyta co mi się stało, skąd te siniaki. Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Płacze jeszcze bardziej. To była jedyna osoba, która się stanem mojego ciała wtedy zainteresowała. Przy wychodzeniu z gabinetu słyszę od lekarki ciepłe „leżeć i nie łazić za dużo”. W szpitalu nie było zadnego wsparcia. Niczego. Na sali leżałam z jedną panią, która też poroniła i dwiema w zaawansowanej ciąży. W zyciu nie przepłakałam tylu godzin co w szpitalu, miałam wrażenie, że płakałam nawet we śnie kiedy udało mi się zasnąć. W dzień wyjścia ze szpitala badanie przez lekarza bez wyrazu twarzy, nic nie mówił, nie ruszał mięśniami twarzy. ale przynajmniej on nic nie mówił i nic nie komentował i może to dobrze. Po wyjściu z gabinetu na korytarzu usłyszałam od pielęgniarki „ta po poronieniu, NAZWISKO, tu podpisze”. Na korytarzu dużo ludzi. Panie z brzuchami, z partnerami, goście odwiedzający i ja idąca przez ten korytarz. Myślałam wtedy, że wszyscy się na mnie patrzą i bóg wie co sobie myślą… ta po poronieniu…
Podejście niektórych lekarzy jest straszne, bo mnie nie chodzi o to, żeby przy mnie skakać i głaskać po główce, bo to ja o to poroniłam, widzicie? ale chociaż o odrobinę empatii. Nie wiem czy miałam pecha, czy zwyczajnie w tym szpitalu wszyscy lekarze są tacy nieczuli. Nie rozmawiałam nawet z paniami z sali. Z nikim nie rozmawiałam. Przez te trzy dni byłam tam zupełnie sama. Nikogo nie powiadomiłam.
A teraz płaczę… bo wszystko wróciło.
Poronilam 2 ciaze. Grudzien 2010, 10 tc pierwsze lyzeczkowanie. Czerwiec 2011, 10tc drugie lyzeczkowanie. Pozbieralam sie, Stwierdzial ze zadnych dzieci. Wkoncu mam tylko 21 lat i do 40 moge jeszcze miec ich mnostwo. Jest wrzesien 2011 rok a ja na tescie ciazowym mam 2 tluste krechy i wielki strach w oczach. Oj ile ja w tym dniu lez wylalam, z bezsilnosci, ze strachu o to co bedzie. Wizyta u lekarza, tego samego ktory prowadzil 2 poprzedne ciaze, ktory w tych przykrych chwilach potrafil okazac wspolczucie. Do ciazy nie przywiazywalam sie, bo po co skoro za jakis czas moge ja stracic. I takie czekanie na kolejna USG- 7 tydz Ok, potem 12, 16, USG polowkowe itd. itd.Ale strach nie mija. Moja historia na szczescie ma happy end. Nowe zycie zaczyna sie w Czerwcu 2012r.
Myslalam ze poradzialm sobie z przeszloscia. Jednak zabierajac sie zapisanie tego postu rozplakalam sie. Mam cudownego synka. Ale pamietam, kazdy szczegol tych dni, w ktorych moj swiat sie rozsypal Chyba nigdy tego nie zapomne. Pamietam daty zrobienia testow, daty porodow, mam karty ciazy, testy i zdjecia USG.
Nic wiecej nie moga wam napisac bo lzy zalewaja moje oczy. Jednak nie jestem az taka silna i pogodzona z przeszloscia jak myslalam.
Ciężko cokolwiek powiedzieć, ja bym Cię mocno przytuliła 🙁
Jestem w szoku ze sa tacy lekarze bez serca 🙁 i ze tylko kobiet traci swoje malenkie dzieci ;( mam 6miesiecznego synka i wczesniej nje zdawalam sobie sprawy ze to tak powszechny problem….bardzo Wam wspolczuje 🙁 ja jak bylam na poczatku ciazy moja kolezanka poronila i bylo mi przykro ale nie chcialam jej sluchac co przechodzi w szpitalu i co jej sie dzialo itd zwyczajnie ze strachu…zeby u siebie nie wyszukiwac objawow…gdy bylam w 19tc trafilam do szpitala z kolka nerkowa w srodku noc (kur***** bol podobny do porodu :()i tez zostalam potraktowana przez lekarza: „ciaza jest?jak boli brzuch to wziasc nospe” bylam pierwszy raz w zyciu w szpitalu i bylam przerazona :/ gdy wytlumaczylam co sie dzieje trafilam na sale pod kroplowki i…..zaczelam tak ryczec ze szok 🙁 ze mojemu skarbkowi sie cos stanie…na sama mysl placze….wiec nie chce nawet sobie wyobrazac co Wy czujecie ;( ale nie poddawajcie sie ! Ta kolezanka ktora miala by dzidzie w wieku mojego Macka lada dzien rodzi i jest wszystko ok 😉 walczcie o najwieksze w zyciu szczescie <3
Mnie też to spotkało. Zarówno poronienie jak i totalny brak empatii ze strony lekarza. Tego się nie da opisać. Teraz mam 11. Miesięczna córeczkę i ciesze się że wytrwalam psychicznie całą ciążę.
Ogólniewiele rzezy mi przed oczami stanęło. Moja pierwsza ciaża (2 m-c przed poczęciem Chłopaków).
Nie miałam wedy pieniędzy na mojego gina – poszłam państwowo do dziadka 80 letniego….. pierw zostałam zwyzywana a propos wagi, potem boleśnie zbadana ręcznie – coś jest.
Na wizyte na USG państwowo ok 2 tyg czekałam…
Pierwsze USG i lekarz nie wie co widzi…. ale raczej serca nie widzi ” prosze isc do szpitala jutro”
Zaryczana idę do gabinetu obok – nie ma lekarza, sąpielęgniarki,mówię imco i jak – każa jechać od razu na ostry dyżór.
Dzwonie do meża,mówie co sie stało. Rycze.
Przyjeżdza i jedziemy do pierwszego MSWiA
Rycze
ide na IP tam mnie osyłąją
Rycze
Ide na piętro, wchodze do gbinetu z miejsca – jest pacjentka (gabinet info) – mówie zawstydzona co i jak…. „Przyjdę do Pani”
Miajaą 2-3 godziny, przychodzi lekarz, bierze mnie na USG – Przykro mi…….
Zostałam w szpitalu…. maż przywiózł mi ubrania.
Badania i dostałam prochy. 3 dni z życianiewyjęte – pierw prochy na poronienie… ból taki, że leciałam na ketonalu…potem łazienka iiii… czemu w kiblach na takich oddziałach niema łapek czy innego gówna na kiblach? Dzieciaki idą ze sćiekami… ..dosłownie….
Wróciłam na oddział, dałam znać,ze juz – przewieziono mnie dalej. Na sali operacyjnej przepraszałam,zę zemnie leci jak z zarzynanej świni…..
Pielęgniarki powiedziały, żejest ok, będzie dobrze inic sienie sało…nie przejmuj sie.
A potem tylko łóżko na sali i na pooperacyjnej….
12 tydz – podobno chłopiec.
2 m-c później zaciazyłam z chłopcami – maja teraz 27 m-c :*
BTW – co mnie podkusiło na noc wchodzenie i czytanie? zryczałam sie jak nie powiem co…….
Powinnam Cię Noemi zjebać kuźwa za to……
Nauczka na przyszłosc – posty czytać rano
znam ten bol, dwa razy to przechodzilam, zaznacze, ze mam tez dwojke cudnych lobuzow dzieki ktorym nie mysle juz o tym, ale przy takim tekscie wsppmnienia wracaja… niestety duzy odsetek ciaz traci sie do 3 miesiaca, i jak strasznie to brzmi medycyna nie jestw stanie pomoc…. ja musze przyznac, ze mimo strat bardzo chcialam miec dziecko i nie myslalam o tym ze to sie powtorzy, powtorzylo sie, ale w miedzyczasie bylam tez juz mama wiec dla niego musialam sie szybko pozbierac, dzis jest tez juz starszym bartem 🙂 co do lekarzy trafilam na cudownych, za pierwszym razem bardzo mila pani ginekolog ktora pocieszala wspierala dala wiare ze sie uda…. po kolejnej stracie juz bardziej zaawansowanej ale przed 20 tygodniem tez trafilam na milych lekarzy, bylam w pokoju sama, nie lezalam z zadna ciezarna,szpital tu nawet dwa razy w roku organizuje pogrzeby na cmentarzu dzieci urodzonych przed 20 tygodniem, to byl bardzo wazny akt pozegnania pogodzenia sie z tym co sie stalo, choc malej bialej trumienki nie zapomne do konca zycia, byli tam inni rodzice tak samo cierpiacy jak ja, psycholog szpitalny, pani pastor, piekne kazanie, i to byl taki moment po ktorym trzeba bylo sie pozbierac, zaczac zycie od nowa…. mialam synka, mialam wspanialych ludzi wokol, i 3,5 miesiaca po stracie zobaczylam 2 kreseczki, ktore wlasnie musze budzic gdyz inaczej spoznimy sie do przedszkola 😉 nie traccie wiary, ze sie d
uda, wasze aniolki czuwaja nad wami
Nie zdawałam sobie sprawy że straty maluszków to tak powszechne zjawisko! Bardzo współczuję każdej z Was, którą to spotkało. Nie ma słów pocieszenia, bo co powiedzieć? Przykro mi? Współczuję? Strata nie do opisania, więc i słów brakuje….
Na zachowanie lekarzy ro aż szkoda nerwów, ta znieczulica jest chora! Okropne!
Czlowiek dzięki takim wpisom uświadamia sobie, że nie docenia tego co ma.
ja chyba bylam w tej mniejszosci dobrze potraktowanych… w 8tc dowiedzialam sie ze ciaza jest martwa 🙁 rozryczalam sie, swiat sie zawalil… lekarka, podala chusteczki, utulila, nawet pomogla dojsc do lazienki bym sie ubrala, pocieszyla a po rozmowie otarla mi nawet twarz z rozmazanego tuszu… to byl wtorek umuwilysmy sie na zabieg w piatek bo chcialam by to ona zrobila… mialam nadzieje ze przez te 3 dni jeszcze zacznie bic serduszko… niestety w srode juz zaczelam mocno krwawic pojechalam do szpitala, lekarz zdadal, powiedzial ze mu przykro, byl bardzo wyrozumialy, lezalam na sali sama co chwile zagladal pytajac czy wszystko OK…pielegniarki zagladaly zagadywaly by czas oczekiwania jakos mi ”umilic”. poszlam na usg i to byla jedna z tych zlych chwil dr robiacy badanie powiedzial ” po co pani przyszla skoro lekarz prowadzacy stwierdzil martwa ciaze i ronienie w trakcie” zbadal i nawet recznika nie podal a krew leciala ciurkiem…. poszlam do toalety i moje malenstwo wypadlo w kanał…. probowalam wyciagnąc ale niestety….
po wszystkim pielegniarka przytulila mnie na kozetce zabiegowej życząc słodkich snów i mówiac ze nastepnym razem napewno się uda…
lekarz wypisujac do domu również uscinął mi dłoń i powiedział że bedzie mocno trzymał kciuki bym o siebie dbała i napewno nastepnym razem sie uda 🙂
jednak zdarzaja sie ludzcy lekarze choc jak widac niestety to wyjątki….
U mnie było podobnie. Ginekolog,która mnie prowadziła zapewniała,że wszystko jest w porządku,że wszystko dobrze się rozwija by na następnej wizycie powiedzieć mi,że poroniłam i usłyszałam takie same słowa,że nie ja pierwsza i nie ja ostatnia, że odczekam i z mężem postaramy się o drugie dziecko. Rozwyłam się na miejscu jednak to nie zmiękczyło jej serca, a ja jej słowa odczułam tak jak bym to ja była maszyną, a dziecko produktem dla tej pani ginekolog. Więcej do niej nie poszłam, a przy drugiej ciąży chodziłam gdzie indziej.
Pozdrawiam.
ja nie rozumiem czego wy chcecie jak profesor chazan odmówił wykonania aborcji ze względów religijnych to wszystkie jak jeden mąż na niego jechałyście, że nie wolno mieszać religii z nauką i takie bla bla bla A jak lekarz skrobie płód po poronieniu to nagle to jest dziecko -nie płód -wiecie jak to się nazywa? hipokryzja!!!! lekarz widzi takich przypadków poronień miliony i nie będzie rozczulał się nad każdym przypadkiem, a jak przychodzi do niego rozdygotana siedemnastolatka to sorry ale nie będzie mówił do niej „maleńka nie płacz” tylko będzie podchodził do niej sposób czysto naukowy, bez żadnych emocji i żadnej empatii,tak jak do każdej dorosłej kobiety on ma byc dobrym lekarzem a nie psychoterapeutą jak chcecie iść do psychoterapeuty to pomylilyscie drzwi tu jest ginekologia.czekam na lincz. p s jestem matką dwójki dzieci i mam ponad 30 lat dla jasności leczę się państwowości prywatnie słyszałam różne opinie różnych lekarzy różne słowa ale dla mnie najważniejsze jest to żeby lekarz był rzeczowy i kompetentny nie musi mnie kochać
Ja myślę, że to nie jest hipokryzja. Po prostu nie potrafisz zrozumieć różnicy między aborcją, a poronieniem.
I w tym momencie to nie moja wina, czy moich czytelniczek, a Twoja.
Doktor Chazan odmówił pacjentce LEGALNEJ aborcji.
Kultura lekarza i może empatia (słowo znane, ale rzadko praktykowane w medycynie) są obowiązkiem lekarza. Tym bardziej, kiedy idzie się na wizytę prywatnie. Uznam więc, że ginekolog, który wybrał profesję dość delikatną powinien być również psychoterapeutą, a nie katem, który swoim zachowaniem blokuje innych do podjęcia decyzji o kolejnym dziecku.
Dla mnie to również jest płód, moje dziecko było płodem – to jest MEDYCZNE określenie, nie rozumiem dlaczego wielu kojarzy się ono negatywnie.
Ja osobiście uważam, że w trzech przypadkach: zagrożenie życiu matki, wada płodu (dziecka) czy gwałt – kobieta powinna mieć PRAWO wyboru. I z niego korzystać. Ale myślę, że dla każdej matki, która ma chciane dziecko, dokonanie aborcji jest trudnym tematem, tym bardziej wtedy, kiedy napotyka przeszkodzi w postaci aspektów religijnych.
Wdała się literówki ,,napotyka przeszkody”.
I jeszcze jedno. Ktoś mądrze powiedział, że największymi przeciwnikami aborcji są Ci, którzy wybudowali sobie najpierw wille i pokupowali drogie auta za aborcję. W przypadku doktora Chazana by się to sprawdziło. Sam przyznał do tego, że dokonywał aborcji. I to niekoniecznie takiej, którą można było poprzeć prawem.
Pani Anonimowa ciesz się ,że nie straciłaś nigdy ciąży sądzę, że wtedy byś inaczej podchodziła do tematu…
Jak napisała MP chodzi tylko o krople empatii, kultury i umiejętność zachowania się w danej sytuacji…korona z głów by im nie spadła… nic więcej…
Matko prezesa -nie pisakam o tym, czy lekarz zrobil dobrze czy zle, tylko o tym,ZE DLA LEKARZY SĄ TO PRZYPADKI MEDYCZNE I NIE MUSZĄ WAS GŁASKAĆ I TULIC,MAJĄ (napiszę brutalnie za co z gory orzepraszam,bo nie chce nikogo urazić) WYSKROBAC PROFESJONALNIE BEZ POWIKLAN
Ale kto pisze o tuleniu i głaskaniu? Chodzi o empatię a nie katowanie słowami, którego następstwem jest blokada psychiczna. Rozumiesz różnice, czy nie? Bo jeżeli nie, to kolejny komentarz w tej dyskusji uważam za zbędny.
nie wiem jak można tak potraktować matkę która straciła dziecko ! ;/
Okrutne jest to, że ludzie pracujący z kobietami, wrażliwymi istotami, mający do czynienia zarówno z cudem narodzin, jak i tragedią jaką jest poronienie nie potrafią wykazać się należytą empatią. CZEGO do jasnej cholery uczą ich w tych szkołach medycznych, na tych uniwersytetach, na wszystkich tych medycznych i pielęgniarskich kierunkach??? Grr! I nie, przyzwyczajenie, rutyna, zmęczenie, tysięczna pacjentka danego dnia nie jest dla mnie usprawiedliwieniem.
Co ty pie***lisz Anonimie jak możesz porównywać aborcje do poronienia??? obyś nigdy nie musiała doświadczyć straty swojego dziecka, nawet najgorszemu wrogowi tego nie zycze. Ja pomimo ze mam 4 dzieci i moje 3 poronienia były po porodach nie pogodze się ze swoja strata, niektórzy pukaja się w głowe gdy mówie ze mam …7 dzieci…4 na ziemi a troje tam na górze… jestem matką ziemska i Aniołkową… i nic tego nie zmieni 🙁
nie porównuję o policji do poronienia tylko nazwę płód to płudy a nie można mówić że dziecko po poronieniu to dziecko a dziecko po gwałcie to put a po aborcji to dziecko i tak dalej i tak dalejnie napisałam ani słowa o tym czy wam współczuję czy nie współczuję bo nie o tym jest ten post napisałam tylko że lekarz ma być kompetentny a nie głaskać i przytulać po głowie.czytajcie ze zrozumieniem ze zrozumieniem obiektywnie a nie subiektywnie
A czy lekarz wypowiadający słowa powyżej jest Twoim zdaniem KOMPETENTNY? Bo moim zdanie kompetencja to coś więcej niż skrobanie.
a kompetencje mierzy się poziomem empatii czy poziom profesjonalizmu medycznego?
Jedno wchodzi w drugie. Przykro mi, że trafiasz na samych ignorantów, którzy dawno temu pozbyli się ludzkich odruchów. Ja jednak cenię sobie inny poziom leczenia. Na szczęście mam go pod ręką. Tobie współczuję myślenia. Naprawdę. Bez złośliwości.
Moze po prostu nie roztkliwiam się nad tym czy lekarz się uśmiechnął do mnie czy nie. Podobno samych konowalow masz,a teraz empatycznych ratownikow zycia?zdecyduj się. Bo stajesz sie malo wiarygodna. Racja jest taka jak akurat zawieje wiatr. Brak konsekwencji nie pierwszy raz.
Hm? Zanim zaczniesz coś komentować warto nauczyć się czytania ze zrozumieniem. Żeby się nie zbłaźnić i nie wyjść na osobę, która wypowiada się w tematach, których nie wiele wie.
Samych konowałów? Skądże znowu. 🙂 Mam cudownego ginekologa – o czym pisałam. Czasami warto dobrnąć do końca tekstu, a nie tylko do połowy, bo stajesz się uciążliwie irytującym komentatorem, który za wszelką cenę próbuję komuś COŚ wmówić.
Czas przestać się oszukiwać.
PS: To Twój ostatni komentarz tutaj. 🙂
Poruszyła Pani bardzo trudny temat, w Polsce tak często jeszcze nie rozumiany, zagłuszany i uznawany (oczywiście niesłusznie) za powód do wstydu. Tym razem chciałabym zwrócić uwagę na najbliższych, którzy wbrew pozorom też bardzo taką sytuację przeżywają (oczywiście jeśli o niej wiedzą). W szczególności dzieci, które nie rozumieją dlaczego tak się stało, często obwinia ją siebie. Mówię tak dlatego, bo sama to przeżyłam. Moja mama poroniła dwa razy, obie ciąże już bardzo wysoko. Przy pierwszej gdy do wiedziałam się co się stało nie wiedzialam jak się zachować wobec mamy, taty, babci, starszego brata.. Przez cały czas obwiniałam się o to co się stało, bo gdy dowiedziałam się, że mama jest w ciąży przez chwile myślałam, że nie chcę tego dziecka(z resztą do dziś mam o to do siebie żal) Myślałam , że to właśnie dlatego mama poroniła, że to taka kara(z dzisiejszej perspektywy wiem, że to głupie ale wtedy tak myślałam i przez to nie mogłam normalnie funkcjonować) Za drugim razem było podobnie, chyba jeszcze gorzej bo tym razem wszystko dla maluszka było już gotowe i na mnie spadł obowiązek schowania rzeczy, zabawek.. na pogrzeb mojej siostry ani brata nie poszła czego żałuję do dziś.. wspomnienia wracają bardzo często, boję się co bd gdy sama będę miała być mamą czy strach i ból wspomnień nie wrócą.. Dlatego proszę Was rozmwiajcie z dziećmi.. bo one widzą, czują i na prawdę wiele rozumieją a nie wiedzą jak sobie z tym poradzić..jeżeli nie dacie rady Wy – mamy, ojcowie co jest bardzo logiczne to może babcia, ciocia albo może nawet psycholog? Będzie im wtedy po prostu łatwiej bo dla nich to taki sam, a na pewno ogromny ból, cierpienie i strach bo widzieć własną mamę w takim stanie to coś czego nie da się opisać..
Kasia – siostra dwóch wspaniałych aniołków.
Pierwsza długo wyczekiwana ciąża stracona. 10tc… Łyżeczkowanie. Budzę się w nocy po zabiegu i płaczę, wyję. Przychodzi stara położna i drze się: weź się zamknij bo za ścianą położniczy. Tam dzieci śpią. I nie kręć dupą bo TO z krwią teraz spływa, pościel zaplamisz. Wierzcie lub nie. Nie obchodzi mnie to. nie życzę tego nawet wrogowi.