Aspołeczne dziecko to spory problem rodziców. W pewnym momencie marzyłam o tym by usiąść gdzieś z boku, z gazetą w ręce i raz na jakiś czas przyglądać się jak moje dziecko bawi się z innymi dziećmi. Jak budują razem z piasku zamki, lub garaże i gonią się po całym placu zdzierając kolana o pobliskie szyszki. Chciałam również zobaczyć chociaż raz jak moje dziecko zjeżdża ze zjeżdżalni stojąc w kolejce, ewentualnie wpycha się przed kogoś.
Tymczasem nie siedziałam na ławeczce, siedziałam obok. Na wyciągnięcie ręki. Byłam towarzyszką i główną koleżanką do zabawy. Na zjeżdżalni zjeżdżał pod warunkiem, że nikt nie stał ani przed nim, ani za nim. Musiał być sam. Tu i teraz. W momencie, kiedy ktoś ustawił się za nim ja musiałam szybko interweniować. On stał. I płakał. Ja go ratowałam, w duchu krzycząc z rozpaczy.
ASPOŁECZNE DZIECKO.
Zaczęło się od tego, że miał bardzo słabą odporność. Nic więc dziwnego, że kontakty z dziećmi mieliśmy ograniczone do minimum.W pewnym momencie mieliśmy zielone światło na podjęcie pierwszych kroków do poprawy jego społecznego rozwoju, ale zaczęły się problemy, które zresztą uważałam a początku za całkiem normalne.
Nie bawił się z innymi dziećmi, nie wyrywał im zabawek, nie uczestniczył we wspólnych zabawach. Ktoś dorosły musiał być zawsze obok, ktoś znany. A poza tym mając rok omijaliśmy piaskownicę, wszak w ogóle nie dotykał piasku.
Kiedy miał 2,5 roku zapisałam go na zajęcia do Ośrodka Kultury. Takie tam z rodzicami, godzina dziennie. Pierwsze zajęcia polegały na tym, że przez bitą godzinę siedziałam z dzieckiem na kolanach wsłuchując się w jego piski i przyglądając się jak zatyka uszy krzycząc, że dzieci robią hałas. Byłam przerażona, trochę poirytowana bezskuteczną próbą uspokojenia go. I pojawiło się pytanie: ,,Co dalej?”.
ASPOŁECZNE DZIECKO U SPECJALISTÓW.
Poszliśmy krok dalej. Psycholog dziecięcy.
Tam gdzie nie potrafię mu pomóc, tam sięgam po opinię specjalisty. Wtedy wydawało mi się to jedynym wyjściem. Chodził na zajęcia rok, a nadal nie potrafił się za klimatyzować w tym samym gronie. Wtedy dowiedzieliśmy się, że ma zaburzenia SI. Te same o których Wam często piszę. Plus podejrzenia zespołu Aspergera. Możliwe, że sama nie bardzo rozumiałam powagę sytuacji i nadal gdzieś tam próbowałam przekonać samą siebie, że to kolejny skok rozwojowy. Ale ewidentnie był problem. Którego nie dało się przeskoczyć bez pomocy kogoś z zewnątrz.
Najlepszą terapią było przedszkole. Takie w którym jest w grupie nie więcej niż 15-17 dzieci. Zaangażowanie przedszkolanki, dyrektorki placówki. Wszyscy zauważyli zmiany. Ja również. Ogromne. Przez pierwszy miesiąc siedział i płakała. Bite 8 godzin. Popłakiwał, źle znosił zmiany. Nie chciał dotykać innych dzieci, nie chciał uczestniczyć w zajęciach.
Krok pierwszy. Nie był do niczego zmuszany. Jeżeli nie chciał się bawić po prostu się nie bawił. Miał wybór. W Jasełkach nie występował. Siedział na kolanach. Marudził. Na Dzień Babci i Dziadka wystąpił po raz pierwszy. Na Dzień Mamy i Taty wzruszenie było ogromne …
Krok drugi. Pozwolono mu chodzić do przedszkola z ulubioną maskotkę. Chodził więc przez pierwszy miesiąc z pieskiem Olkiem, który był potem łącznikiem między Jasiem a dziećmi. Jaś trzymał rękę Pani i łapkę psa, a drugie dziecko trzymało drugą łapkę psa.
Krok trzeci. Czas. Dano mu maksymalnie dużo czasu na oswojenie się z przedszkolem. Nie ograniczano go. Nie mówiono, że za tydzień będzie już musiał robić to co inne dzieci bez taryf ulgowych. Traktowano go indywidualnie. Również jego potrzeby. Pomagano. Za co jestem cholernie tej placówce wdzięczna. Nie wiem czy znalazłabym drugą taką w Śremie.
ASPOŁECZNE DZIECKO. JAK WYCHOWYWAĆ?
Między egocentryzmem dziecka i akceptowaniem tego, a wychowaniem samoluba i egoisty jest bardzo cienka granica, którą łatwo przekroczyć. O ile da się akceptować społeczny indywidualizm o tyle trzeba pamiętać, w którym momencie dawać wybór, a w którym niekoniecznie.
Nie jestem wyrocznią. Eksperymentuję. Konsultowałam to z psychologiem dziecięcym.
1. Nie zmuszam dziecka do zabawy z innymi dziećmi.
Ma wtedy wybór. Nie musi się bawić z dzieckiem, którego nie zna i naprawdę rzadko to robi. Nie robi tego prawie w ogóle. Ale jest na takim etapie, że wyrazi swoje zdanie i nie muszę ingerować. A ingerowałam. Dawno temu. Tak mi się przynajmniej wydaje, że było to dawno temu. A to było przed czasami przedszkolnymi. Oczywiście dziecko nie ma prawa odpychać innego dziecka, nie ma prawa go też wyśmiać. Po prostu ma możliwość powiedzenia, że nie ma ochoty na wspólną zabawę.
O ile inne dzieci są w stanie to zaakceptować, o tyle gorzej jest z rodzicami, którzy wychodzą z założenia, że każde dziecko będzie z otwartymi ramionami witać ich dziecko. Rozumiem Was po części drodzy rodzice, ale Wy musicie również zrozumieć inne dzieci. I ich potrzeby.
2. Dzielenie.
Kiedy jesteśmy na placu zabaw nie musi się dzielić z obcymi dziećmi. Rzadko to robi. Bardziej na handlu wymiennym – Dam Ci łopatkę, ale Ty mi daj swój traktor. Przyznam, że zaczęłam to praktykować całkiem niedawno widząc o wiele więcej pozytywnych stron takiego obrotu sprawy, niż tego w którym to ja rozporządzałam jego zabawkami. W końcu ja również nie dzielę się z obcymi ludźmi do których nie mam zaufaniami swoimi rzeczami.
Wyjątkiem od tego jest moment w którym ktoś przychodzi do nas z dzieckiem. Kiedy więc kogoś do siebie zapraszamy na kawę obowiązkiem gospodarza jest podzielić się zabawkami. Nie daję tutaj żadnego prawa wyboru. Wychodzę z założenia, że nikt nie ma obowiązku zabierać ze sobą do nas zabawek. I kultura nakazuje, żeby podzielić się i zająć czymś gościa.
3. Kilka godzin dziennie z dziećmi.
Było kilka złośliwości na ten temat. Obalam mit jakoby moje dziecko chodziło do przedszkola w trakcie wakacji, bo jestem kiepską matką, która nie ma czasu się nim zajmować. Mam czas. Ale nie jestem w stanie mu zapewnić co dziennie kilkugodzinnego kontaktu z dziećmi. A mimo wszystko chcę aby moje dziecko rozwijało się również społecznie w gronie rówieśników – a nie jak dotąd w gronie dorosłych.
Co się zmieniło?
Wszystko.
Jaś nie ucieka od innych dzieci. Nie bawi się z nimi, ale akceptuje ich obecność. Stojąc na zjeżdżalni czeka na swoją kolej. Przepchnąć też się potrafi. Wyrwać zabawkę swoją też. Jest dzieckiem, które nie ma parcia na cudze zabawki. Więc problemu z wyrywaniem zabawek nieswoich nigdy nie miałam.
Dzieci, które przekazywały mu za dużo bodźców (co było główną przyczyną jego aspołecznego zachowania) obecnie są jego kompanami, przynajmniej te które zna. Bawi się z nimi, bije też (taa … ).
Widzę zmiany, ogromne. Głównie zasługa przedszkola. Jeżeli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości czy posyłać dziecko czy też nie, ja śmiało odpowiadam, żeby posyłać. Możliwie najwcześniej. Nawet wtedy, kiedy siedzicie w domu. Rozwój społeczny też jest bardzo ważny. Nie zapominajcie o tym.
Ale przede wszystkim akceptujcie dziecko takim jakim jest. Niezależnie od tego czy jest Wam trudno, czy nie. Nie każde dziecko wchodzi w schemat wychowawczy, nie każde dziecko rozwija się książkowo. Żadne dziecko nie jest takie samo.
Kobieto, jesteś wielka. Podziwiam. Nie zmieniaj się ;). Dla mnie jesteś Prezydentową blogosfery parentingowej 😉
Jakbym czytała o moim synu- ucieczka przed dziećmi,niechęć do piasku…..Nawet są w tym samym wieku. U nas, poza zaburzeniami SI, jakieś cechy autyzmu(w przyszłości obserwacja pod kątem zespołu Aspergera). Jestem pod ogromnym wrażeniem postępów jakie zrobił mój Chłopak, ale u nas niestety ze strony przedszkola nie było wsparcia. Dajemy radę z pomocą Pań z PPP.
Świetnie piszesz, czytuję regularnie 🙂
Pozdrawiam
brzozka
Noemi mimo,że jesteś młoda…jesteś jakaś taka mocno ogarnięta. Lubię czytać to co piszesz..Mądra z Ciebie babeczka. A no i podpisuję się pod Tym pierwszym komentarzem. Zdecydowanie Najlepszy blog jaki trafił mi w ręce. Ps.Podziwiam Twoje podejście do bycia MAMUŚKĄ.
Ale mi dzisiaj słodzicie! Aż mi dziwnie! 🙂 Dzięki!
Bardzo rozsądne podejscie , uszanowałas potrzebę własnego dziecka, podkreśla potrzeby a nie fanaberie, pochyliłaś się nad tym z czego wynikają problemy Jasia, nie wyparłaś nie zbagatelizowałas, ale jednocześnie popychacz go do rozwoju, podnosi sz poprzeczkę nie dałaś mu się zupełnie odizolować. Powtórzę się nie zawsze zgadzam się z Twoimi poglądami ale bardzo szanuje jako rodzica, za zaangażowanie i uważność wobec własnego dziecka, pozdrawiam Ewa.
Nie lubię słodzić, jestem oszczędną w słowa i lubię poobserwowac zanim wyrobię sobie opinie, ale i ja dziś dołączę go grona tych, którzy cię wychwalają pod niebiosa 🙂 Trafiłam na twojego bloga kilka miesięcy temu gdy byłam w ciąży. Przeczytałam go od deski do deski i tak sobie myśle, ze gdyby więcej było takich mam to świat byłby lepszym miejscem. Niemal z każdego tekstu bije od ciebie ponadprzeciętna dojrzałość, zdolność obserwacji, wnikliwość i bezwarunkowa, ogromna miłość do Jaśka. Przeskoczylaś samą siebie i zdałaś celująco egzamin z macierzyństwa w tak młodym wieku. Kibicuje ci Noemi i życzę ci zawsze tak otwartego jasnego rozumu i serca 🙂 Olka
Ja jako dziecko byłam taka sama… Niestety moi rodzice uznali ze juz taka jestem i nikt ze mną nie pracował. W szkole było najgorszej, zawsze siedziałam w ostatniej ławce, nie udzielałam się a nauczyciele mnie ponizali. Dzieciaki mi dokuczaly bo byłam inna, cicha, nieśmiała i aspoleczna… Dopiero jak poszłam do ogólniak zaczęłam sama nad sobą pracować i wyszłam z tego cholernego dołka. Ale ile wspaniałych lat zmarnowałam…
Bardzo dobrze robisz! jestem też pełna podziwu za twoją determinację. Brawo.
Strasznie to fajne o czym piszesz, też czas i cierpliwość, który dałaś Jasiowi już owocuje i On będzie przynajmniej czuł, że może na ciebie liczyć i, że jesteś przy nim kiedy cię potrzebuje.
.
🙂
Podstawą to akceptacja dziecka, bez względu czy ma deficyty, czy taka jego natura. Nie robić mu z tego powodu wyrzutów, że jest takie, czy inne. Tak, jak napisałaś nic na siłę. Jestem osobą mało towarzyską i tak było od zawsze, ludzie mnie męczą, jak byłam dzieckiem miałam to samo w grupie rówieśników. Moja mama jest moim przeciwieństwem i odkąd pamiętam robiłam mi wyrzuty z tego powodu. Nic się nie zmieniło przez 30 lat, nadal serwuje mi epitety jaka jestem wycofana, zdziczała i nienadająca się do ludzi. Moje dziecko jest podobne do mnie, oczywiście chciałam aby był duszą towarzystwa, ale tak nie jest. W przedszkolu się odnajduje, dużo z niego wynosi, ale dzieci nie robią na nim wrażenia, chyba, że takie starsze 6-7 lat. Nie naciskam, ma być szczęśliwy na swój sposób i tyle.
i znów czytam jakby o moim Adasiu, również najwięcej zachęcam naszemu przedszkolu i naszej pani-tylko jednej, która umie trafić do każdego dziecka w niewytłumaczalny wprost sposób:) Kasia W.
Noemi, mam taki sam problem z Emilką, jest bardzo źle jeśli chodzi o kontakty z dziećmi, na placu zabaw jest krzyk i młoda ucieka jak widzi dzieci. Mówi że się ich boi. Nie mamy już pomysłu. Od września mała idzie do przedszkola bardzo się obawiam, ale wiem że to jest proces nieodwracalny i kiedyś będzie musiała zacząć edukacje. Panie przedszkolanki już wiedzą o Emilki problemach, będziemy zaczynać od 5 minut pobytu codziennie go zwiększając. Czytając Twój wpis mam nadzieję, że kiedyś te problemy znikną, ale czasem jest bardzo ciężko…
Mam znajomą,która ma syna teraz trzylatka. Jak się poznaliśmy byłam na 100 % pewna,że chłopiec jest artystyczny. Przeraził mnie fakt,że nic nie robiła z tym. Kiedyś lekarz zwrócił jej uwagę,że może mieć problem,bo syn przejawia zachowa m ia artystyczne. Była bardzo oburzona. Twierdzili,że fajnie rozwija się manualnie,a to, że nie chce reagować czy bywa agresywny,absolutnie aspoleczny. Każde jego zachowanie tłumaczyła,że ma jeszcze czas. Kiedy mój syn się do niego zbliżał lub bawił się czym co akurat chciał dostać jej syn,tamten się darł i mój syn musiał ustąpić. Koleżanka tłumaczyła mojemu synowi,że wiesz to jest jego i on to chce mieć i musisz mu oddać. Kończyło się na tym,że jak do niej szłam to braliśmy swoje zabawki,bo inaczej siedziałby sam i to bez zajęcia. Dopiero po paru rozmowach ze mną postanowiła coś zrobić. Ale nadal nie przyjmowała do wiadomości,że może być autyzm. Teraz dziecko idzie do przedszkola i nie wiem jak sobie poradzi,bo nigdy nie miał jakichkolwiek nakazów. Tzn godziny się na wszystko co robił. Bezwzględnie akceptowane każde jego zachowanie.
A ty droga kobieto powinnaś być przykładem jak postępować z dziećmi mającymi problemy w cudzysłowie dostosowaniem się do otoczenia..
Brawo!
Temat tego postu znaczy dla mnie tyle:”jak wychować dziecko, by bylo aspoleczne”. Tak to brzmi. Powinnas raczej zatytulowac to „Jak wychowywać aspoleczne dziecko”.
Myślę, że tytuł jest zrozumiały. 🙂
Dla ciebie owszem, przecież jestes autorką
Dla innych również. 😉
Ha się zgadzam z Anonimem. Trochę myślący. Pozdrawiam Bożena
Nic nie jest mylące (myślące ? 🙂 ). Czepiać się szczegółów każdy potrafi. Zaś włączy myślenie to już niekoniecznie. 🙂
Matko Prezesa
Podaje Tobie dłoń na powitanie i łączę się z Twoimi refleksjami w stu procentach, gdyż czytając jeden tylko post, przeczytałam jakby nasze przeżycia z synem, już trzynastoletnim, ale zdiagnozowanym w wieku ośmiu lat. Mnóstwo rozterek przeżywaliśmy kiedy poszedł do przedszkola i pojawiły się pierwsze aspołeczne zachowania. Już wtedy szukaliśmy pomocy, niestety nie udało się – wówczas dostosowaliśmy swoje życie do potrzeb dziecka. Nie wiedzieliśmy czy dobrze robimy, po latach kiedy go diagnozowano okazało się, ze opracowaliśmy system, który jemu pomaga żyć w dzisiejszym świecie, a nam ułatwił życie z nim. Niestety rodzice takich dzieci często przez innych widziani są jako nadopiekuńczy – być może tak tez się zdarza – ale nie jest to uczciwa ocena. Oceniać mogą tylko tacy ludzie, którzy na co dzień walczą z najdziwniejszymi (często) reakcjami naszych pociech.
Pozdrawiam serdecznie i tak trzymaj
Mądry wpis, ale nie uniwersalna recepta na wychowanie aspołecznego dziecka – bo, jak sama wiesz, takich nie ma.
Z moim dzieckiem warunki wyjściowe takie same.
Krok pierwszy, drugi i trzeci identyczne (no, maskotki nie miał, bo nie znosi pluszaków).
Liczyłam na wynik podobny, a tymczasem mamy lipiec i jesteśmy w punkcie wyjścia, a ja mam wrażenie, że niepotrzebnie męczyłam przez niemal rok dziecko.Tak, są dzieci, które płaczą przez cały pobyt w przedszkolu nie przez 2-3 tygodnie, miesiąc, a ciągle, nawet przez rok.
Ot, taka refleksja. Proszę nie traktować jej jako zarzut. Wiem, że to nie recepta – sprawdziła się w tym przypadku i choć wiele w niej mądrych rad, nie zawsze się sprawdzi. Trzeba przede wszystkim znać SWOJE dziecko 🙂
nie widzę nic nie naturalnego w zachowaniu twojego syna. dziecko miało mniej niż 3 lara, w tym wieku nie potrzebuje nikogo do zabawy-nie potrafi się bawić z rówieśnikami. Chęć siedzenia nalać i patrzenia jak jak 2 latek zgodnie bawi się w grupie jest poboznym życzeniem 🙂 sama mam 2 latka i wszędzie muszerokość z nim chodzic-podobnie jak matki innych 2 latków. żadna nie siedzi na ławeczce z książką. To dam z dzieleniem – 2 latki są egocetrykami i nie lubią się dzielić. to naturalne. i nikt tego od nich nie wymaga. taka umiejętność nabywają w wieku 3 lat. Moje dziecko nie posiada żadnych dysfunkcji a też hałasu nie lubi. dobrze się czuje w miejscach i sytuacjach które zna. raz musiałam opuścić imprezę urodzinowa bo tak przestraszył się tłumu i śpiewania sto lat. kolejnym razem już nie było takiego problemu. nie widzę nic dziwnego widzę zadnychatykaniu uszu w przedszkolu- dziecko wcześniej nie było w sytuacji gdzie w zamkniętym pomieszczeniu jest taka ilość dzieci robiąc hałas. co w tym dziwnego? to co „przeszlo” przeszlo by bez terapii w miarę rozwoju syna.A lekarze teraz ochoczo wydają różne diagnozy
Nie. Normą nie jest krzyczące dziecko, bo przeszkadzają mu dźwięki, które nie chce się brudzić, które krzyczy w piaskownicy, a po plaży chodzi w skarpetkach. Nie, normą nie jest również płacz, przeraźliwy, histeryczny, kiedy do dziecka zbliża się inne dziecko. Wreszcie rzeczą totalnie odbiegającą od rozwoju jest nawet histeria przy otwieraniu drzwi przez tatę, bo zgrzyt klucza potrafił mu przeszkadzać.
To fakt, czytałam, że dwulatki nie potrafią się jeszcze bawić z innymi. To racja – jeśli dziecko przywykło do cichego domu, hałas innych dzieci (a dzieci potrafią hałasować) może im bardzo przeszkadzać i jest to normalne. Mnie też przeszkadza, choć go akceptuję, gdyż to normalne, że większość dzieci jest głośna 🙂 Tak, dwulatki nie umieją się jeszcze dzielić. Dopiero się tego uczą. Dobrze, jeśli mamy są otwarte na malucha i się o niego troszczą – tak powinno być – ale szukanie na siłę choroby tam, gdzie jest po prostu taka a nie inna faza rozwoju wydaje mi się błędem, i to poważnym.
Mam dwoje dzieci.Jedno ma już 9 lat i chodzi do szkoły ,a drugie 3 i nie chodzi jeszcze do przedszkola. I moje spostrzeżenia są takie,jeżeli chodzi o przedszkole.To nie ma znaczącego wpływu na zachowania społeczne dziecka,zmiany widoczne w dziecku wynikają raczej z rozwoju jego osobowości.Moja córka -starsza poszła do przedszkola w wieku 2,5 roku.Byla zawsze bardzo nieśmiała,uciekała tak samo jak Twój syn ze zjeżdżalni,gdy przychodziły inne dzieci. Miała problemy adaptacyjne.Z czasem zaprzyjaźniła się z 2,3 dzieci. W tym roku zdiagnozowano u niej Zespół Aspergera. Dzieci z trudem ja akceptują, w domu często krzyczy,wyje,ma ogromną nadwrażliwość dotykowa i na dzwieki. Syn zaczepia dzieci,przepycha się na drabinkach i zjezdzalniach, jest zawsze uśmiechnięty. Ma sporadyczny kontakt z innymi dziećmi w swoim wieku. Na co dzień ma kontakt tylko z nami i swoją siostrą.
Zgadzam się prawie z każdym punktem w tekście poza…pozwalaniem w przedszkolu na totalna indywidualność. Tzn każde dziecko jest inne, ale gdyby mojemu autyscie powiedzieć, że nie chce leżakować wtedy kiedy jest leżakowanie, to proszę rób co chcesz, nie chce uczestniczyć w zajęciach w kółko, to niech robi co chce…to….wszedłby nam na głowę. Staram się moje dziecko rozumieć, ale on musi też zrozumieć, że niestety musi , jeśli chce żyć kiedyś w miarę normalnie, dostosować się do zasad ogółu. Tego moim zdaniem uczy przedszkole- zasad i działania w grupie.
Popieram , że przedszkole jest ważne i potrzebne. U nas autyzm dziecięcy 2l8 MSC obecnie, niestety nie mówi nic poza mama, ale wierzę, że jeszcze z nim pogadam. Wtedy mam nadzieję, że będzie w stanie powiedzieć mi o swoich potrzebach, a ja będę umiała im sprostać.
Życzę Wam wszystkiego dobrego !