Jestem mamą 7 latka. Wiecie, to już ten wiek, w którym nawet najbardziej zajebista matka przegra z rówieśnikiem. Ja jestem, byłam i zawsze będę kimś ważnym,ale kompan do zabawy ze mnie marny. Przecież nie będę tak dobrze nigdy znała TYCH bajek, TYCH sekretów, ani pokonywała tego samego odcinka trasy życia jak oni i czasem trudno jest mi się wcielić w jakąkolwiek postać inną niż ja sama, bo po prostu pewnego dnia z tego wyrosłam. Tak samo jak wyrosłam z tego by patrzeć ich oczami. Taka kolej rzeczy. Na pewnym etapie mój syn się usamodzielnił, odciął swoistą pępowinę,a ja choć na początku z ukłuciem zazdrości, wzięłam to na klatę. Przecież nie będzie się do mnie tulił, kiedy odbieram go ze szkoły, to już nie ten etap, ani dziarsko przyjmował mnie w swoim pokoju,żebym mogła z nim i jego kolegą pobyć,przy okazji karmiąc go ciastkami jak „małą dzidzię„. Bo trochę siara, wiem synu.
WYCHOWYWANIE
Z JEDYNAKA ZROBIĆ STARSZEGO BRATA!
– Mamo, mamo! – krzyczy Jasiek z łazienki
(pali się?!)
– Co?
– Pamiętasz? My jeszcze nie mamy pieluszek do Stasia kupionych! Ani jednej!
Pamiętam.
DUPA PANIE I PANOWIE.
Ja teoretycznie krótko, zwięźle i na temat. Jedyne klapsy jakie uznaję, to te, które dostaje w łóżku od męża. Ale może wcale nie można krótko, bo do wielu nie dotrze, a dotrzeć powinno. Dzieci bić nie wolno i koniec kropka, nawet jeżeli ktoś uważa inaczej. A jak uważa inaczej, to jest głupcem. Wybaczcie. Chociaż nie, nie wybaczcie – bicie dzieci powinno być surowo karane i jeszcze surowiej oceniane. Wasze dzieci mogę pogłaskać po głowie, Was już sorry – nie.
Drodzy rodzice, nie pozwalajcie swoim pociechom głaskać obcych psów!
Od blisko trzech tygodni jesteśmy posiadaczami szczeniaka. Labradora. Pies, nie ma co tu kryć wywołuje spore zainteresowanie, tym bardziej, że jest towarzyski. Generalnie jest tak, że robi za żywą maskotkę, zwłaszcza wśród dzieci, które bez żadnych hamulców podbiegają do niego uradowane. Jest tylko jedno „ale” – drodzy rodzice, nie pozwalajcie swoim pociechom głaskać obcych psów! Nawet szczeniąt! BEZ ZGODY WŁAŚCICIELA!
Weź mnie nie strasz rodzicielstwem!
Dobra, współczuję pierworódkom. Serio. Internet Was zmiażdży zanim Wasze dziecko osiągnie wzrost puszki piwa, którego nie możecie pić od kilku(nastu) tygodni. Sorry – taki mamy klimat. Będą Wam mówić takie rzeczy, że na końcu same zaczniecie się zastanawiać, czy to był na serio dobry pomysł bzykać się bez zabezpieczenia w ten piękny, jesienny wieczór łykajac kwas foliowy, zamiast łyknąć tabletkę anty.
Ale coś Wam powiem. Oni kłamią …
„Nie róbcie mnie w ch..!” podpisane mama.
Jestem mamą. Od wielu lat szukając produktów dla mojego dziecka, zawsze szukam tych, które charakteryzują się wysoką jakością. Kiedy mój syn był niemowlakiem sugerowałam się praktycznie zawsze opinią ekspertów, bo jeszcze wtedy nie wiedziałam, że za tę opinię można zapłacić, a wtedy za odpowiednie zera na koncie, „eksperci” są w stanie powiedzieć, że gówno pachnie. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że pozytywną opinię Instytutu XYZ da się również kupić i przy odpowiedniej sumie nawet parówki z Biedronki by ją dostały. Ale dzisiaj jako matka, wkrótce znowu niemowlaka – czuję się oszukiwana na każdym kroku. A ja nie lubię jak mnie robicie w chuja. Tak po prostu.
Dzieci w restauracji.
Najprawdopodobniej tym wpisem nadepnę na odcisk wszystkim rodzicom, którym się wydaje, że w restauracji ich dzieci mają prawo do demolowania lokalu, dalej i do robienia hałasu i szerokopojętego histeryzowania, a my, potencjalni klienci mamy obowiązek się temu przyglądać. Sorry, ale nie. Zbulwersowana ostatnimi wydarzeniami, w których oburzony ojciec zaczął strzelać w restauracji, bo obsługa nie pozwoliła by dziecko siedziało na stole, kilka słów ode mnie. Tym bardziej, że komentarze rodziców, bardzo często krytykują obsługę lokalu.
Dzień tych małych, małych Paskudów.
Jan. Wersja 1.0. Urodzony jakieś 10 lat za wcześnie i całe 10 tygodni za wcześnie dokonał w naszym życiu prawdziwej rewolucji, zrobił wszystko na opak, poprzestawiał priorytety i ustawił nas do pionu swoim małym wzrostem i siłą supernowej. Wersja 2.0… Tej to nawet nie widać jeszcze na USG, to znaczy widać jako mikro pęcherzyk. Ma pojawić się w naszym życiu na początku lutego, chociaż w to przecież nikt nie wierzy, nawet ja sama. Więc pod koniec stycznia. Pewnie dziewczynka. Dba o linie. Nowa dyktatura. Trzy dni w szpitalu. A to dopiero początek.
Pokolenie którym zabrano piaskownice.
Wychowałam się w czasach, w których dzieciaki w wieku od 4-5 lat biegały w samopas pod blokiem bawiąc się w „szukano”, podchody i spędzając wakacje na kocach – lub pod kocami rozwieszonymi na drzewie. Bez owijania w bawełnę byłam ostatnim pokoleniem bawiącym się w ten sposób, ponieważ nie ma już nic, co pomogłoby dzieciakom z obecnego pokolenia poczuć tamten klimat. Zabrano place zabaw na rzecz … parkingów, a piaskownice na rzecz „ładnych” trawników z tabliczkami „zakaz wyprowadzania psów”, powinni jeszcze oddać „i dzieci.”
Zwariuję, misiu.
Po opublikowaniu części pierwszej o TU – o planowaniu ciąży po wcześniaku, a zaraz potem przyznaniu się, że może kiedyś tam (no właśnie,kiedy?) może pojawić się w naszym życiu ktoś czwarty, dostałam tyle słów wsparcia, że nie mogłam ogarnąć skrzynki mejlowej i fejsbukowej przez trzy dni. Ze łzą wzruszenia w oku, zdałam sobie sprawę, że tuż za mną, stoi tłum wierzących w szczęśliwy happy-end ludzi. Część druga miała być inna. Planowałam rozpisać punkt po punkcie lekarzy, których odwiedzam, badania, które robią i których mój portfel powoli nie może udźwignąć. Pojawił się mały problem: na moment się zachwiałam. Dzisiaj o tym jak stałam się pieprzoną hipochondryczką.
Jak zachęcić dziecko do czytania książek? Bezradnik dla wytrwałych!
Jak zaczynałam pisać blog, 3 lata temu, kiedy Jan miał lat 3 (i pół!), ilość hejtów skierowanych w moją stroną nie miała końca, a tematami, które tak bardzo przyciągały trolli była … nauka czytania i … książki. W przeciągu 3 lat blogowania, nie dostałam tylu pytań jak zachęcić 5 czy 6 latka do czytania i jak to jest, że Jan (który proszę mi wierzyć na słowo jest wyjątkowo uparty), sam sięga po książki i je czyta i nikt, kompletnie nikt, nie musi nad nim stać, by cokolwiek chciał przeczytać. No właśnie. Dlaczego?
2510 dni!
82 miesiące, 2510 dni. Właściwie 2509 dni, ale wliczyłam w to również dzień jego narodzin. Jestem mamą 2510 dni. Od 2510 dniu wszystko się zmieniło. Ja również. Czyli krótka lekcja pokory dla wytrwałych.