Dzieci w restauracji.
Najprawdopodobniej tym wpisem nadepnę na odcisk wszystkim rodzicom, którym się wydaje, że w restauracji ich dzieci mają prawo do demolowania lokalu, dalej i do robienia hałasu i szerokopojętego histeryzowania, a my, potencjalni klienci mamy obowiązek się temu przyglądać. Sorry, ale nie. Zbulwersowana ostatnimi wydarzeniami, w których oburzony ojciec zaczął strzelać w restauracji, bo obsługa nie pozwoliła by dziecko siedziało na stole, kilka słów ode mnie. Tym bardziej, że komentarze rodziców, bardzo często krytykują obsługę lokalu.
Ostatnimi czasy średnio raz w tygodniu (czasem częściej!) stołujemy się w trójkę (czwórkę? 🙂 ) na mieście. Mamy taką swoją ulubioną miejscówę, gdzie najemy się domowego żarcia za grosze i dochodzimy do wniosku, że szkoda stać przy garach i gotować, jak można za te same pieniądze najeść się tam. Towarzyszy nam rzecz jasna Jan, a już za rok o tym czasie z pewnością będzie towarzyszył nam ktoś jeszcze.
Mam w pełni aktywne dziecko i wiem, że zanim obsługa przyniesie nam jedzenie on zdąży się zanudzić i pewnie, gdyby nie fakt, że zawsze wybieramy lokale z kącikami dla dzieci, zdemolowałby pół restauracji. Jestem więc w stanie zrozumieć, że dla dziecka czekanie nawet 30 minut, w jednym miejscu w oczekiwaniu, jest rzeczą całkowicie nie do ogarnięcia. Ono po prostu będzie się nudzić, z nudów marudzić, a to już pociągnę za sobą kataklizm.
Nie mogę jednak pojąć, dlaczego do restauracji gdzie nie ma kącików przychodzą rodzice z dziećmi, co gorsza bez żadnego cienia obowiązku, by czymś dziecko zająć, co doprowadza do biegania pod stołami, za stołami, a obsługa musi patrzeć, czy niosąc gorącą zupę nie poparzy delikwenta. Widziałam masę sytuacji w których dzieci wrzeszczały tak głośno, że z trudem czasem się powstrzymywałam by nie wyjść, bo po prostu nie dało się zjeść w spokoju, nie dało się ze spokojem porozmawiać, ani nie dało się w ogóle zebrać własnych myśli, z kolei rodzice wychodzili z założenia, że najlepszym rozwiązaniem jest po prostu cholerna ignorancja zachowania Małolata.
Wiecie, jak jesteście w domu, to jak się zachowujecie przy stole jest mi rzeczą całkowicie obojętną. Wasze dziecko moze tańczyć wokół stołu nawet nago, może siedzieć na stole i jeść rękoma wszystko co ma na talerzu, możecie wrzeszczeć na siebie jeden przez drugiego, a nawet rzucać się żarciem. Ale w restauracji obowiązuje pewna kultura. Każdego. Niezależnie czy ma lat 30, 50 czy raptem 3.
Jeżeli dziecko siedzi na stole, na którym rzecz jasna za moment pojawi się jedzenie, to jest to zachowanie niekulturalne. To nie jest plac zabaw. To restauracja. Obowiązują pewne zasady, których należy się kurczowo trzymać. Obowiązkiem rodziców jest również uspokoić dziecko, by nie sprawiało dyskomfortu innym. Nie jesteśmy tam sami. Słowa te kieruję do rodziców, jako rodzic. I nie chodzi mi wcale oto, by całkowicie zakazać dzieciom posiłkowanie się w restauracjach. Jeżeli całkowicie im tego zakażemy, one nie będą miały gdzie się tych zasad nauczyć.
To trochę tak jak głośna afera sprzed roku, kiedy rodzice przebierali dziecko przy stole, albo afera sprzed dosłownie paru miesięcy gdzie matka przebierała dziecko na siedzeniu autobusu. Słowo daję, w moim obecnym stanie, gdzie w autobusie jest mi duszno i muszę mieć ze sobą wodę, by nie paść na twarz, dodatkowa pielucha dziecka z niezbyt pięknym zapachem doprowadziłaby mnie do konwulsji żołądka i niezłej rzygaczki. Co najgorsze w tych sytuacjach, rodzice czują się bezczelnie krytykowani przez innych, bo oni przecież mieli prawo, a przecież to tam, to dziecko. A dziecko ma jakieś inne prawa. A guzik prawda.
Roszczeniowi rodzice z równie roszczeniowymi pociechami to plaga dzisiejszych czasów. Pokolenie, które na opak interpretuje sobie „bezstresowe wychowanie” i robi wszystko dla swojej własnej wygody, bo nie patrzy na ludzi wokoło. Nie ma również szacunku do ludzi wokoło, bo najważniejsze, że ich rozhisteryzowany dzieciak robi co chce a oni mają spokój. Poza tym zero kultury osobistej i próba zasłaniania się w tym buractwie dzieckiem, które już sobie koduje, że może siedzieć na stole w restauracji, bo przecież mamusia i tak mnie tak sadzała.
Chcecie chodzić z dziećmi do restauracji? Droga wolna. Ale pamiętajcie, że Wasze dzieci nie są tam jednymi klientami. A Waszym cholernym obowiązkiem jest zajęcie dziecka na czas oczekiwania, bez przeszkadzania innym, którzy też za posiłek płacą. Jeżeli z kolei nie potraficie zająć się własnym dzieckiem, macie kompletnie w tyłku co ono robi i jak bardzo przeszkadza innym, zamówcie żarcie do domu i tam przy stole przebierajcie mu pieluchy, sadzajcie na stole i pozwalajcie do woli wrzeszczeć.
32 comments