Po ciąży z Janem nauczyłam się jednego. Dwie kreski nie są zawsze równoznaczne z pięknym, urodzonym o czasie noworodkiem, który otrzymuje w pakiecie zdrowie, a rodzic pozbawiony jest trosk. Po prostu czasem jest tak, że dziecko na starcie oto życie musi walczyć i nigdy nie wiesz czy to nie trafi na Ciebie. Ruletka. Cholerna. W trakcie ciąży z Jasiem, leżąc blisko dwa miesiące (ciągiem) w szpitalu, w tym 1,5 miesiąca w szpitalu o III stopniu referencyjności byłam świadkiem cudów i tragedii, które na moich oczach rozgrywały się każdego dnia ucząc pokory na całe życie. I kiedy obiecałam sobie, że w te mury nigdy nie trafię, chyba, że na poród, znowu los spłatał mi figla, a ja znowu byłam świadkiem tragedii, która rozgrywała się tuż pod moim nosem. Tragedii gdzie trzy istnienia nie podołały, bo medycyna była bezsilna.
Patologia ciąży to miejsce, w którym odlicza się minuty, godziny, dni, tygodnie. To tam na jednym piętrze kobieta rodzi zdrowego noworodka, a na kolejnym dowiaduje się, że jej dziecko przegrało nierówną walkę. To właśnie tam medycyna próbuje wygrać z naturą i zmienić bieg wydarzeń. To tu kobiety docenią każdy tydzień ciąży, wiedząc, że niektórzy oddaliby wszystko by mieć te dodatkowe tygodnie w zapasie, dodatkowe gramy dziecka. Bo to zwiększa szanse.
Kiedy ja w blisko 8 miesiącu ciąży, z 2 kilogramami człowieka w środku, byłam w trakcie obserwacji, obok mnie leżała mama, której trójka dzieci w brzuchu nie odpowiadało wagowo mojemu jednemu. Co czułam? Cholerną niesprawiedliwość losu. Widziałam trochę siebie sprzed 7 lat. Wyczerpaną lekami, bladą, śpiącą całymi dniami, mamrocząc pod nosem, bo leki mnie wyciszały, liczącą każdą godzinę, wiedzącą, że to i tak zakończy się przed czasem. Pamiętam mój strach i każdy kolejny, kiedy wszystko zaczynało się już sypać na całego, ten cały sztab lekarzy, który miał decydować, to morze wylanych łez, to moje przeklinanie, że życie jest kurewsko niesprawiedliwe i „dlaczego my?!„. I jest i ona. Tak samo blada, kobieta, która wie, że teraz jest za wcześnie. Ja mam nadzieję, że da radę jeszcze minimum dwa tygodnie, ale w głębi serca czuję, że u niej dni są policzone, że to już nie jest kwestia tygodni, ale może godzin. Wiem … niestety. Znam zbyt dużo takich przypadków. 25 tydzień. Trójka dzieci. A dzisiaj dowiedziałam się, że żadne nie wróci do domu …
Bo piekło na ziemi istnieje. Tylko ma inną nazwę. I to tam przechodzisz największą szkołę życia.
Dodaj komentarz