Anioły.
Nazywa się je „ciociami”, „aniołami” a niekiedy również „dobrymi duszami”. Te dzieci są po części „ich”, bo to one są orędowniczkami w pierwszych tygodniach życia, osobami, które na swoje barki biorą życie tych dzieci.
Jedna z mam zaczyna opowieść od Szpitala Klinicznego w Gdańsku:
Kochane pielęgniarki i lekarze. Pani Sylwia, która robi dzieciaczkom kołderki z flanelek, Zosia, która śpiewa, „młody narybek” niezwykle miły i uśmiechnięty. Andzia – potrafi walczyć o kangurowanie lepiej niż mamy
Ja sama pamiętam, że Jaś miał pielęgniarką Anioła. Nie pamiętam jak się nazywała, nie wiem nawet czy kiedykolwiek się przedstawiała. Wielu rzeczy nie pamiętam i albo je wypchnęłam, albo nigdy ich nie pamiętałam, bo moich myśli było za dużo. To ona udzielała nam najwięcej informacji o Jaśku, to ona pocieszała, to ona pokazywała jak go dotykać, mówić. Wspierała słowem, krzesłem (kiedy nie mogłam ustać), opowiadała co Jaś robił, ile kupek, ile … wszystkiego. Była. I to się liczyła. W pewnym momencie była najważniejszą osobą w naszym życiu.
Karolina Sosnowska, organizatorka Światowego Dnia Wcześniaka w Gdańsku dodaje:
To było chyba w 3 czy 4 dobie po porodzie. Siedziałam przy inkubatorze jak kłoda. Nie wiedziałam co robić wiec gapiłam sie jak w telewizor. Wtedy podeszła ona „Sylwia anioł”. „Proszę Panią co Pani tak siedzi. Pani nie płacze bo to sie udziala dziecku a zamiast tego to proszę tak sie otwiera okienko od inkubatora. Dotyk bardzo ważny.” (Pokazała co i jak wytłumaczyła jak dotykać Żeby sie sprawiać dziecku bólu). „a najlepiej to będzie kangurowac bo to pomaga na wszystko. Ja jutro jestem na zmianie to przekonam lekarza ze warto proszę sie przygotwać „(rozpinana bluzka, kocyk itp). Jak powiedziała tak zrobiła. Młodą miałam po 5 dniach na kangurowanii (waga 580gramow). Kazała przynieść książkę. Czytać i mowić do dziecka. Jak najwiecej. Anioł. Serio. Kolejna Polozna zaczepiła mnie na korytarzu (co prawda po kilku dniach ale rodziłam w piątek wiec w weekend nikogo nie było) Pani nowa? Karmi? Jak nie? Proszę za mną wszystko pokaże. Siare ściągniemy. To najważniejsze. Rozbijamy laktacje
Dużo pozytywnych opinii wypływa również o Karowej w Warszawie, szpitalu w którym „Dzieją się cuda”.
Panie położne opiekowały się moim dzieckiem który był spokojny ale widziałem jak nosiły chlopca który strasznie płakał nosiły do póki chlopczyk się nie uspokoił.
Warszawa, tym razem szpital Brodnicki:
Misia leżała 14 dni na oddziale intensywnej terapii noworodkowej. Polozne ją stroiły i nazywały Brzoskwinką (ciemniejsza cera). Byla czyściutka w swiezym pamersiku. Pielegniarka pobierając jej krew spiewala „pszczolke maje”. Karmily spokojnie zawsze miały czas dla mnie i mojej Kruszyny. Leżały z nami tez bliźniaki z 30 tc polozne byly cudne a Maluchy słodki
Śpiewają kołysanki, dbają. Są. Tulą dzieci kiedy nie ma przy nich rodziców, karmią, dbają o laktację świeżo upieczonej, acz zrozpaczonej mamy. Zachęcają do kangurowania, mówią o jego dobrodziejstwach. Często zostają „ciociami” już na zawsze, bo w każde urodziny „podopiecznego” dostają kartkę ze zdjęciem, które daje wiarę innym rodzicom.
Bałam się bardzo, że po wyjściu nie dam rady ale siostry dały nawet numer prywatny jeśli chciałabym zadzwonić. Do tej pory je odwiedzamy a minęło już 3 lata.
Zimne ręce? Nie! Trzeba je ogrzać. Rozłąka? Nadal kontakt. I miłe słowa, bez zarzutów. Tym razem Legnica. Oraz – BRAK LIMITÓW – dla rodziców.
Odwiedziny na oddziale całodobowe dla rodziców,lekarze jak i pielęgniarki wyjaśniają dlaczego tak ważna jest bliskość dla naszego dzieciątka mimo że jest w inkubatorku,otrzymałam również wiele informacji na temat odciagania mleka i karmienia piersią,dużo czasu zostało nam poświęcone by nauczyć nas karmić maluszka,ponieważ miała problem ze ssaniem. Nauczyłam się również udzielać dziecku pomocy przedmedycznej w razie nagłych sytuacji.W chwilach gdy było ciężko i brakowało mi sił zawsze „ciocie” wspierały jak mogły.Nie mówiąc już o takich drobnych gustach gdy ogrzewaly sobie ręce zanim dotknęły dziecka,by przypadkiem nie wystraszyć.Do dzisiaj utrzymujemy kontakt z oddziałem i odwiedzamy z Lilą nasze Anioły.
Nikt nigdy nie przygotował żadnej z nas na to, co oznacza pojawienie się na świecie wcześniaka. Nikt nie powiedział co robić, to im powierzałyśmy to co najcenniejsze.
Szukałam również pozytywnych opinii na temat Katowic. Nie po to by mydlić Wam oczy, że jest to szpital w którym dzieje się samo zło. Chcę przede wszystkim pokazać, że w każdym szpitalu dzieją się rzeczy złe i dobre. Tylko, że o tych złych rzeczach zwykle się nie pisze i nie mówi, a potem społeczeństwo przeżywa szok. Rodzice często po wyjściu dziecka ze szpitala, kiedy mają już możliwość złożenia skarg, albo dochodzą do wniosku, że to nie ma sensu, albo wypychają wszystkie wspomnienia, chcąc o nich jak najszybciej zapomnieć. Ale są rodzice, którzy nie żałują powierzenia szpitalowi w Katowicach zdrowia własnego dziecka:
My byliśmy 2.5 mca na oiomie na 8 piętrze później miesiąc patologia noworodka. Po wyjściu wróciliśmy na oiom na 1 piętro na 2 tygodnie, później na pediatrie a teraz byliśmy na laryngologii. Nie mówimy o warunkach bo z tym wszędzie bywa różnie ( zwłaszcza dla matek są tragiczne) tylko o opiece i leczeniu. Sami najlepsi specjaliści. Syn zawsze miał dobrą opiekę, szybką interwencję i nie mam żadnych zarzutów co do szpitala. Jedne pielęgniarki są miłe drugie milsze kwestia podejścia, one nie muszą być wcale miłe mają dobrze wykonywać swoją pracę i obowiązki tak samo lekarze.
Inna mama dodaje, również o Katowicach:
Moje dziecko leżało 3 miesiące na oiom w GcZD w Katowicach byłam zadowolona z opieki ! Pielęgniarki uczyły przewijać i wydaję pozytywna opinie później. Miesiac na chirurgii też ok!
Agnieszka Szwed, mama Jasia, autorka strony „Niepełnosprawne ciało? Pełnosprawne serce!” , opowiada o pobyciu w Zabrzu
Jak już był większy pod koniec pobytu (miał pol roku) i płakał w nocy to go brały do dyżurki i mu kołysanki śpiewały…
Jaś miał również operacje w Katowicach:
Choć warunki dla matek średnie i pielęgniarki bywają rożne w GCZD w Katowicach, to specjaliści sa najwyższej klasy. Teraz jak byliśmy na neurologii w zeszłym tygodniu, to na sali była babka co z Anglii specjalnie przyjechała. Jaś miał tam zastawki robione, retinopatię, jąderko i wszystko bez powikłań. A do łatwych pacjentów nie należy.
Po opublikowaniu mojego najnowszego wpisu byłam rozgoryczona, zła, podrażniona i w pewien sposób zrozpaczona. Wtedy, kiedy czytałam co mogło się dziać na Polnej w Poznaniu wieczorami, kiedy ze łzami w oczach pytałam PT, czy on pamięta, że Jaś po powrocie do domu był nauczony spania w niewyobrażalnym hałasie, że nie przeszkadzała mu pełna pielucha … Nigdy nie kwilił, nie płakał, nie dawał znaku, że coś mu przeszkadza … Dziecko, które miało okropną nadwrażliwość dotykową … Moje dziecko. A jednak ta pielucha.
Ten wpis powstaje, żebyście nie musieli się buntować przeciwko wszystkim. Czarne owce, to nadal bardzo widoczne stado na wszystkich oddziałach. Podobne historie można opowiedzieć z patologii ciąży, na której notabene spędziłam dwa miesiące, zanim urodziłam Jacha. Tam również były różne osoby, tak różne, że niekiedy nie było porównań. Niebo z Ziemią, ogień z wodą. Były takie, które miały pretensje, że w nocy ktoś czegoś chce i takie, które przychodziły w nocy i pomagały, bez żadnego „ale”. Była i taka, która wioząc mnie na porodówkę, trzymała mnie za rękę i mówiła: „Dasz radę, tyle wytrzymałaś„. Była i taka, która zniesmaczona krzyczała do mnie: „Wszystkie się tak dzisiaj drą, a ja jeszcze śniadania nie jadłam”. Szpital na swoim fanpage skomentował to tak: „W żadnym wypadku nie będę zaprzeczać, ale mamy prawie 1000 pracowników, zawsze zdarzy się kilka czarnych owieczek.„
O czarnych owcach już nigdy nikt nie zapomni. Ale wśród czarnych owiec, są latające ponad nimi Anioły. Anioły zapamiętane do końca życia. Przez wdzięcznych rodziców.
7 comments