Temat nośny, lubiany przez osoby „bezdzietne” i te, które nazywają siebie „mądrzejszymi”. Temat na topie, bo blogów modowych jest coraz więcej, blogów parentingowych jest ogólnie coraz więcej, a i rodziców z kacem moralnych równie wiele. Mowa o publikowaniu zdjęć dzieci w sieci.
Miałam w swoim życiu dosłownie dwa etapy buntowania się przeciwko Janowi w sieci. Raz na samym początku bloga, na którym pokazywać zdjęć nie chciałam i nie zamierzałam, ale potem jakoś „po namowach” bo „fajnie byłoby Was zobaczyć” pojawiło się nasze pierwsze zdjęcie. Drugi raz miałam tak rok temu, kiedy postanowiłam nie upubliczniać Jana, ewentualnie gdzieś tam z tyłu, noga, ręka ewentualnie. Dlaczego, pytacie? Bo powodów miałam wiele. Tyle, że Jach się oburzył, bo przecież jak to? Ja tam jestem, tata tam jest, a on to co? Ręka jedna? Noga jedna?! I on „też chce”. Więc powstała długa na kilometr (albo sto!) rozmowa, w której tłumaczyłam, że „Skarbie, te zdjęcia będzie widzieć wielu ludzi” „Twoi koledzy ze szkoły również i …” no właśnie i kto jeszcze?
Pedofile? Mordercy?
Tyle, że zamiast zwalać winę na mnie i na inne matki w sieci, może warto byłoby najpierw zająć się pedofilami i tymi mordercami, zamiast straszyć mnie i mówić, że narażam tym swoje dziecko na niebezpieczeństwo, bo przy zdjęciu mojego syna ktoś sobie może walić konia … No przy moim też, w akcie desperacji przecież.
Jeżeli ktoś w małej dziewczynce, która na plaży jest w stroju kąpielowym, dwuczęściowym dodaję, bo o bikini się zwykle toczy spór, widzi obraz seksu, to ja pytam – co z tą głową jest nie tak? Bo to nie matka, która publikuje zdjęcia z wakacji, inspirując do podróży jest nieodpowiedzialna, a osoba, która widzi w tym „seks” powinna się udać na leczenie. Przymusowe. Dożywotnie nawet.
Jeżeli ktoś w małej dziewczynce widzi jakikolwiek obraz seksu, w ubraniu zwłaszcza, bo „stara-maleńka„, takie klimaty, to ja nie wiem, czy ja nie powinnam tu zacząć pisać o odizolowaniu pewnej grupy ludzi od tej normalnej grupy ludzi. Dziecko jest dzieckiem, nagim jak ojciec stworzył, nadal niewinnym, nie mającym kompletnie nic wspólnego z seksualnością, którą widzieć dorosły powinien tylko w dorosłym.
Ja rozumiem, że jest jakieś niebezpieczeństwo kryjące się w czeluściach Internetu, bo tak naprawdę nigdy nie wiesz kto siedzi po drugiej stronie monitora. W pełni również popieram, że powinno się w miarę bezpiecznie serfować, ale do jasnej cholery, w którym miejscu wyznaczamy granice i czego? Mój blog, podobnie jak inne, mniej lub bardziej poczytane nie są anonimowe. Nie są i nigdy nie były. Nawet bez upubliczniania Jana w sieci, osoba, która chciałaby nam zrobić krzywdę w realu, mogłaby się łatwo dowiedzieć jak Jan wygląda, co robi.
Czy idąc z dzieckiem na plac zabaw, zakładacie mu na głowę worek i sobie przy okazji też, zastanawiając się, czy czasem osoba siedząca samotnie na ławce, nie jest seryjnym mordercą, gotowym wyrwać Ci dziecko? Raczej nie. A przecież gdzieś tam, może być realne zagrożenie, o którym nie masz pojęcia, bo przecież o realnym zagrożeniu w świecie realnym się nie mówi prawie w ogóle. Czym w końcu jest Pani częstująca cukierkiem, bez Twojej wiedzy, czym jest mężczyzna podający się za wujka, w obliczu tego, że ktoś może zdjęcie Twojego dziecka przywłaszczyć, o czym zapewne nigdy się nawet nie dowiesz? „Czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal” – w myśl starego powiedzenia.
Zamiast tępić pedofilii, zamiast ich wyszukiwać w sieci (XXI wiek proszę Państwa!), to my skupiamy się na rodzicach, niczemu winnych przecież, których stawia się na piedestale równemu przestępcy. Możemy pisać o moralach, w momencie, kiedy dziecko swoim wizerunkiem pracuje na rodziców. Możemy się zastanawiać nad tym, czy chłopiec 5letni nauczony pozowania, którego rodzice na koncie dzięki temu mają przypływ paru zer – to odpowiednie dzieciństwo. Ale czy tego samego nie powiemy o małych aktorach? Dzieciach w reklamach? Wreszcie dzieciach, które były ciągane po sesjach zdjęciowych by stać się twarzą jakiejś gazety? Czym w tym momencie różni się dziecko z okładki, dziecko z ulubionego serialu, od dziecka, którego rodzice prowadzą bloga?
Ja wiem, że są granice, których nie należy przekraczać (nagie zdjęcia, zdjęcia ośmieszające dziecko itp.). Ale w momencie czegoś „dobrego” co nazywamy już sztuką fotografowania, nie ma miejsce na seksualność. Bo te dzieci nie chodzą w żadnej erotycznej bieliźnie, stylizowane na dziwki. Te dzieci są po prostu dziećmi. I nic tego nie zmieni!
Możemy dyskutować na temat łamania prywatności dziecka bez jego zgody. O świadomości internetowego świata również. Nie wiem na ile Jan jest świadomy, ale rozmów z nim mamy wiele, pokazuję mu bloga, zdjęci, które dodaje, filmy na instagram, który de facto sam uczy się obsługiwać. Czasem mówi: „Nie, tego zdjęcia nie dodajemy.” To nie dodajemy. Proste.
Ale przestańcie cały czas uniewinniać pedofilii, pisać i mówić, że są prowokowani, że to tylko wina rodziców.
Nie. To przestępca jest zawsze winny. Zawsze.
Masz dużo racji. Ale tylko w sytuacji, gdy dziecko samo zdecyduje, że chce w sieci być, jak Jaś. Moje córki są za małe, żeby móc zdecydować, dlatego ostatnio zmieniłam zdanie i usunęłam fotki. Jeśli starsza świadomie podejmie decyzję, że chce na blogu być, to zapewne będzie. Na dzień dzisiejszy jestem pewna, że nie rozumie czym jest internet i blog mimo moich tłumaczeń.
Zgadzam się z tobą. To jest trochę tak jak z gwałtami i obwinianiem ofiar, bo miały za krótką spódniczkę.
Zasady szacunku przy publikacji zdjeć powinny być zachowane, nie nagie, nie ośmieszające, ale tu wchodzi jeszcze dodatkowy temat czyli ogólnie wizerunku dziecka w sieci, nawet w słowie pisanym. Przy czym tak jak pisze, to już osobny temat, nad którym też się zastanawiam czasem.
Owszem publikowanie zdjęć z wakacji, w pełnym stroju, normalnych zwykłych zdjęć nie powinno być w żaden sposób napiętnowane. To jest normalne, że w dobie Internetu i wszelkiego rodzaju portali społecznościowych chcemy się pochwalić swoim życiem, chociażby po to by ciocia z Ameryki mogła zobaczyć swojego bratanka już, a nie za 3 tygodnie(no bo przecież najpierw zdjęcie trzeba zrobić, później wywołać, a jeszcze później wysłać je pocztą za ocean). Też słusznie zauważasz, że są pewne granice. Jest pewna grupa rodziców, która wrzuca do sieci niekoniecznie przemyślane zdjęcia swoich pociech. Upublicznianie zdjęcia 5 letniej dziewczynki, nagiej, takiej jak ją ojciec stworzył, w mojej opinii jest niestosowne i nierozważne. Wówczas ona staje się realnym „kąskiem” dla pedofila. Niestety nasze społeczeństwo ma tendencje do popadania ze skrajności w skrajność i generalizowania. Takie czasy. Należy to wziąć na klatę i iść dalej robiąc swoje.
Zgadzam sie, ze w publukacji zdjec (szczegolnie dzieci) nalezy zachowac smak i umiar. Jednak spotykam sie z matkami publikujacymi zdjecia swoich pociech w makijazu, idacych na (uwaga!) jedenaste urodziny kolezanki z klasy… I tu seksualizacja dziecka juz spada na barki nieogarnietych rodzicow.
Mysle, ze w stwierdzeniu „prowokowacji” raczej o takie fotki sie rozchodzi, tych, ktorzy na fali zachlysniecia sie lajkami ida o krok za daleko.
Ps. Pedofili (osob) – jedno i na koncu
Pedofilii (pedofilia w dopelniaczu) – dwa i