Oko dodatkowe potrzebne od zaraz!
Prezes ma 2 latka.
Szukam drobnych, daje kasjerce, odliczone co do grosza.
Odwracam głowę.
Uśmiecham się do miejsca w którym przed chwilą stało moje dziecko.
Uśmiech znika.
Rozglądam się na wszystkie strony.
Nie ma go!
Pytam przerażona: ,,Gdzie on jest?! Gdzie?!”, nikt nic nie wie.
Zostawiam na ladzie wszystko – torebkę, otwarty portfel z którego wylatują ostatnie drobniaki.
Serce mi łomocze.
Wybiegam przed sklep.
Rozglądam się. Prezesa nie ma.
Strach. Paraliżujący strach.
Gdzie jest moje dziecko?!
Sklep na rogu. Patrzę za róg. Jest! Idzie sobie.
Serce wraca z powrotem na swoje miejsce.
Podbiegam do niego. Nie wiem jak mam zareagować.
Ręce mi się trzęsą.
Przytulam go.
Wiesz, że wystarczą sekundy. Musisz mieć oczy wokoło głowy. Nie możesz patrzeć tylko przed siebie.
Musisz patrzeć jednocześnie do tytuły. Na boki. Wszędzie.
Sytuacja inna.
Pierwsza chyba spośród wielu innych.
Trzymam w rękach kocyk.
Chcę rozłożyć go na podłodze.
Ma około roczku. Nie chodzi, raczkuje no i … podnosi się.
Raczkuje za mną. Przynajmniej tak myślałam, do momentu aż nie usłyszałam trzasku i głośnego płaczu.
Prezes próbował wstał przytrzymując się suszarki od prania.
Pech chciał, że pustej suszarki.
Polała się z uszka krew, na szczęście nie dużo i nie trzeba było jechać do szpitala.
Płakałam razem z nim.
Schody.
Zawsze napawały mnie strachem.
Schody w domu. Zablokowane, a jakże. Muszą być zablokowane, kiedy w domu ma się dziecko.
Ale co wtedy, kiedy rodzic o tym zapomina?
Tak. Zapomina.
A ja do dnia dzisiejszego nie wiem jakim cudem.
Prezes wykorzystał okazję, nieświadomie zapewne.
Znalazłam go siedzącego na szczycie schodów.
Żadnej z tych sytuacji nie przewidywałam.
Myślałam naiwnie, że pod moim okiem, ponoć czujnym nigdy nic się nie wydarzy. Że dziecko jest bezpieczne w domu, bo przecież urządzaliśmy mieszkanie pod niego.
Szafki na rolkach, uchwyty w kuchni, które trudno się otwierało. Blokady na kontakty, gazówka anty-dzieciowa (dziecko może kręcić i kręcić a i tak zasobów gazu nie odkręci), gotowałam zawsze na palnikach z tyłu, nigdy tych z przodu, ława bez kantów. Co może się dziecku zdarzyć?
Wszystko.
Kiedy zaczynały się pierwsze kaskaderskie wyczyny Prezesa (wcześniej zaczął ,,schodzić” z fotela głową w dół niż chodzić) byłam przerażona.
Za każdym razem jak z czegoś spadł, co było wyższe od dywanu chciałam z nim jechać na tomografię mózgu.
Prawdziwego strachu się najadłam (aż się przejadłam!) kiedy zjadł zieloną kredkę.
Smakowała zapewne, bo mało z niej zostało.
Kilka minut wcześniej wywaliłam od kredek pudełko.
Grzebałam w śmietniku, by znaleźć pudełko i przeczytać co zawierają.
Ponoć kredki dla dzieci, ale kto to ich tam wie co dodają?
Pomyślałam:
– Zjadł ziemię od kwiatów to po kredce też mu nic nie będzie.
Rano Prezes obudził się z gorączką. Zaczął też zabarwiać pieluchę na zielono.
Pogotowie.
Panika.
– Drodzy państwo! To na pewno nie zatrucie kredką!
Jak się okazało była to zwykła grypa żołądkowa, która pechowo przypadła na moment zjedzenia przez Prezesa kredki.
Były też inne sytuacje.
Prezes, który mnie nie posłuchał i nie zdążył wyhamować na rowerku biegowym wjeżdżając na ulicę.
[wyjeżdżał właśnie z parkingu samochód!].
Prezes, który również na rowerku biegowym wjechał rozpędzony w barierki odgradzające chodnik od Warty. Siła uderzenia była tak duża, że Prezesa odrzuciło. Na szczęście do tytułu. Gdyby poleciał do przodu wpadłby do rzeki …
Pewnie nikt nie pomyślał, że jakiekolwiek dziecko odważy się zjechać z górki prowadzącej na promenadę.
Moje się odważyło.
A ja musiałabym mieć motorek w dupie, żeby go dogonić.
W domu Prezes spadł z wszystkiego.
Czasami byłam na wyciągnięcie ręki. A czasami nawet siedział koło mnie i nagle leżał już na podłodze, a ja zastanawiałam się jakim cudem właśnie spadł z kanapy!
Był parapet choć mówiłam bilion razy:
– Nie wolno wchodzić na parapety!
Wolno. No i się skończyło siniakiem wielkości kiwi na czole.
I te schody. Wychodziliśmy na spacer.
Mówiłam kilka razy schodząc pierwsza:
– Na jednym ze schodów jest paczka! Uważaj!
Poślizgnął się na paczce. Spadł.
Głową w dół, z trzech ostatnich schodów.
Ryk na cały dom, pewnie na całą ulicę.
Kiedyś znalazłam go siedzącego na pralce.
Zawołał mnie, bo nie potrafił zejść.
Stanęłam jak wryta w drzwiach.
– Jak tym tam wlazłeś?!
O tak! – demonstruje mi jak włożył nogi na bęben i się wspiął.
Poco piszę ten temat?
Z dwóch powodów.
Pierwszy powodów by uczulić rodziców na to jakie pomysły mają dzieci.
Mają te pomysły różne. Czasami przecież dziecko bawi się w innym pomieszczeniu w którym może robić milion rzeczy o które byś go nie podejrzewał.
Znasz to uczucie, kiedy nagle w domu panuje cisza, a Ty masz świadomość, że każda cisza jest złowroga?
Znasz to powiedzenie ,,Cisza przed burzą”? Świetnie pasuje do tego co dzieje się w domach rodziców.
Ja o wiele lepiej się czuję, kiedy sprzątam, a z dziecięcego pokoju dobiega trzask, pisk, odgłosy auta – cokolwiek. Cokolwiek co mi powie:
– Cześć mamo! Bawię się! Nie próbuję właśnie otworzyć okna ani wsadzić kredki w kontakt!
Drugi powód?
Znasz go.
Piszę ten post dla Ciebie.
Dlatego, że pewnie sam miałeś sytuacje, które podobne do moich powodowały w Tobie napływające ze wszystkich stron wyrzuty sumienia.
Nie dopilnowałeś – obwiniasz się.
Niepotrzebnie.
Po prostu wiesz, że nigdy więcej nie doprowadzisz do takiej sytuacji, bo jesteś bardziej wyczulony.
Ja od 3 lat nie spuszczam Prezesa z oczu nawet na sekundę w sklepie.
33 comments