19 kilometrów od Śremu, mieści się wieś o dźwięcznej nazwie Rogalin. We wsi tej widnieje Pałac, który za dzieciaka odwiedzaliśmy często, ale głównie ze względu na park, bo tak się składało, że w środku, to zawsze był w remoncie i można było tylko chuchać w szyby, w nadziei, że zobaczy się coś więcej niż niezagospodarowane panele.
W czerwcu tego roku było oficjalne otwarcie wyremontowanego pałacu, więc wybraliśmy zaszczepić w dziecku nieco kultury. Prawie się udało.
Poza Pałacem, który jest ogromny, są również punkty widokowe. Nie byle jakie, bo całkiem niezłe. Do tego prastare dęby, które również robią za tutejszą, turystyczną atrakcję. I słusznie. Jeden z dębów nosi imię Edward, prawdopodobnie po ostatnim właścicielu Pałacu.
Ogromnym plusem jest to, że zarówno punkty widokowe, jak i cały park (spory) jest bezpłatny. Jeżeli ktoś ma ochotę sobie tylko pospacerować może zrobić to za darmo. Czegoś takiego niestety nie ma w Kórniku (ale o tym innym razem). Odbywają się tutaj spacery, jazdy rowerem i sesje zdjęciowe (nowożeńców też dzisiaj mieliśmy okazję oglądać).
Poza parkiem chcieliśmy zwiedzić również pałac, po remoncie, ale tu pojawił się mały problem. Być może jest to fakt, że pałac został otwarty dla zwiedzających oficjalnie miesiąc temu i nie zdążyli sprecyzować oferty, a może po prostu cóż – nie zwrócili na to uwagi.
Po pierwsze: mamy niedzielę, po dziesiątym (czyli po wypłacie), piękna pogoda, ludzi wiele, a do dyspozycji mamy tylko jedną kasę. Pani w okienku naprawdę miła, złego słowa nie powiem, ale niektórzy przede mną mieli naprawdę wygórowane oczekiwania. W sumie wielu nawet nie wiedziało czego chce dokładnie. Więc kolejka trwała i trwała.
Po drugie: nigdzie nie było również informacji o tym, że wejście do pałacu jest o określonej godzinie, a może i było, ale nie w widocznym miejscu. O tym, że nasze wejście będzie dopiero o 13:45 (a była 11) dowiedziałam się z rozmowy dwóch Pań, które przede mną stały i które usłyszały dyskusje kolejnych osób stojących przed.
Po trzecie: na tablicy on-line, która widniała przed wejściem do kas nie było informacji, że dzieci do lat 7 mają bilety bezpłatne. Były tylko uwidocznione ceny za bilety ulgowe (10 złotych) i normalne (15 złotych) do pałacu, oraz bilety za 1 złotych dla uczniów od lat 7. Byłam więc przekonana, że dla Jana będę musiała kupić bilet ulgowy i pewnie zapłaciłabym to 10 złotych, gdyby mnie nie natchnęło, więc zapytałam co z 6latkiem. Wtedy usłyszałam dopiero, że ma wstęp wszędzie bezpłatne. Więc wzięłam jeszcze dwa normalne bilety do powozowni (5 zł jeden).
Były też inne obiekty do zwiedzania, ale sobie darowaliśmy.
Prawda jest taka, że po dwóch godzinach spacerowania Jan całkiem opadł z sił i nawet lody nie dały mu powera, którym dysponował na samym początku.
Naszedł jednak czas zwiedzania i …
Do dyspozycji zwiedzających są słuchawki, a przewodnik opowiada o każdym pomieszczeniu. Niestety ewidentnie nie pomyślano o tym, że do pałacu będą chciały wejść ciekawskie kilkulatki, dla których te słuchawki będą dużo za duże. Przez cały czas zwiedzania słyszeliśmy marudzącego Jana, że słuchawki mu spadają. Próbowaliśmy sami grać rolę rodziców-przewodników, ale stwierdził, że Pan w słuchawkach jest ciekawszy i uczy się od niego nowych słów (takich jak np. gobelin). W efekcie przez większą część zwiedzania, albo był na rękach u taty (a waży 17 kilogramów, jest co dźwigać), albo trzeba mu było te słuchawki przytrzymywać, ale z tym również był problem, bo mimo szczerych chęci Jan i tak był niezadowolony, że słuchawki zjeżdżają.
Po pałacu można chodzić tylko wyznaczonymi dywanami. Musiałam tę informację przekazywać Janowi parokrotnie. Czułam się dość dziwnie, że tę samą informację musiałabym równie dobrze mówić jednemu z osób przede mną, bo jeden z Panów miał chyba ten fakt głęboko w poważaniu.
Oczywiście jak we wszystkich tego typu budynkach, tak i tu, nie wolno używać lamp w aparacie. Niektórzy ten fakt skwitowali prychnięciem, chyba uważając to za fanaberię, nie wiedząc o tym, że lampa niszczy obrazy.
Ponieważ kocham tego typu miejsca – naprawdę ogromnie – uważam, że marnotrawstwem czasowym byłoby nie przyjechać tutaj, jeżeli jest się w pobliżu.
Jestem mamą sześciolatki, ktora uwielbia zwiedzać, zwiedzac, poznawać, czytać. Właśnie w ostatni weekend odwiedziliśmy wnętrza pałacu w Pszczynie – POLECAM!!! Młoda uwielbia chodzić od sali do sali, czytać przewodnik, czytać tabliczki co było i do czego służyło:) Polecam takie wyjazdy wszystkim