Ekonomiczny gwałt.
Usiądź wygodnie i posłuchaj, jak ubezpieczyciele, szkoły i przedszkola Cię… dymają?/wykorzystują. Oczywiście wbrew Tobie. Ba! Nawet o tym nie wiesz. To taka wyrafinowana forma ekonomicznego gwałtu. Dzisiaj więc o ubezpieczeniach „szkolnych”, a przynajmniej tak nazywanych, ubezpieczeniach od NNW(następstw nieszczęśliwych wypadków). Po przeczytaniu tego tekstu zrozumiesz, w czym bierzesz udział i na jakich zasadach. Ale spoko – zasady te możesz łatwo złamać.
Pamiętacie to? Pierwsze zebranie w szkole. Siedzisz na niewygodnym krześle, które ewidentnie nie sprzyja Twojemu wzrostowi (chyba, że masz mój wzrost …) i wsłuchujesz się w to, ile masz do zapłacenia za różne rzeczy, a także za… ubezpieczenie. Tak naprawdę nie widzisz na oczy polisy, którą proponuje Ci szkoła, ani tego, na jakich zasadach i w jakiej wysokości przyznawane jest odszkodowanie w razie jakiegokolwiek wypadku. Jedyne informacje jakie uzyskujesz, to te, że masz za to ubezpieczenie zapłacić. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, że za Twoimi plecami ktoś liczy pieniądze śmiejąc się w głos z naiwności kolejnej grupki rodziców. Dlaczego? Bo wariant, który Ci proponują, jest nieadekwatny do sumy, którą płacisz. Ale o tym może za moment.
Ubezpieczenie w szkole wbrew pozorom i wbrew temu, co często mówi szkoła, nie jest obowiązkowe. Tak samo jak nie jest obowiązkowe, byś podlegał jakiemukolwiek dodatkowemu ubezpieczeniu w pracy.
Jeżeli Twoje dziecko złamie sobie nogę, prawdopodobieństwo uzyskania groszowych pieniędzy – w ramach odszkodowania za nieszczęśliwy wypadek – jest niemalże tak pewne, jak to, że po piątku następuje sobota. Brutalne? Ano nie. Bo tak naprawdę ubezpieczenie szkolne (jakże szumnie nazwane!) istnieje tylko z nazwy. Na dodatek nie zdajesz sobie sprawy, że ubezpieczenie, za które płacisz, nakręca machinę o nazwie: ,,Przekręt” lub może inaczej: ,,Układy” ,,Układziki” i inne takie. A wszytko to za Twoje – TWOJE! – pieniądze. Bo dzieci w klasie, które płacą co roku ubezpieczenie w wysokości 40 złotych jest ze 20, a w całej szkole jakieś 400. Można łatwo przeliczyć zyski, tym bardziej, jeżeli dany ubezpieczyciel obleci ze 30 szkół z podobną propozycją. Oczywiście musisz pamiętać, że warunki ubezpieczenia za 40 złotych, które proponuje Wam ubezpieczyciel X, są zwyczajnie niekorzystne, bo wariant z którego korzystasz, powinien być albo zdecydowanie lepszej jakości, albo dużo tańszy.
Wszystkim zawsze zależy na dobru naszych dzieci, oczywiście tylko do pewnego momentu. Pojęcie ,,dobra dziecka” ma wyłączyć czujność. Obudzi się ona dopiero wtedy, kiedy Wasze dziecko stanie przed koniecznością skorzystania z przysługującego mu – teoretycznie – prawa do odszkodowania. W końcu i tak albo zapominacie o tym, że możecie jakiekolwiek odszkodowanie uzyskać, albo – co jest bardziej prawdopodobne – papierkowa robota z tym związana, wizyty w różnych miejscach, bardzo mocno Was zniechęcą i darujecie sobie pieniądze, które wydają Wam się zbyt śmieszne, by o nie w ten sposób walczyć.
Aha. Takich jak Wy są tysiące. Nie jesteście sami. No i ja też do takich ludzi należałam. Piszę w czasie przeszłym, bo ktoś mnie wreszcie uświadomił, na czym sprawa polega. A ja wiem, że w wielu placówkach mamy do czynienia z hmm… systemem współpracy zakładów ubezpieczeń z dyrektorami placówek szkolnych (przedszkolnych też!). W normalnym świecie moglibyśmy tutaj używać nawet słowa korupcja. Tutaj problem jest tak mało widoczny, że negatywne aspekty są zamiatane pod te wszystkie dyrektorskie dywany, na których niekiedy stawia się niezbyt grzecznych uczniów. Po prostu dla wielu dyrektorków placówek jest to dodatkowa forma wsparcia dla szkoły. Dyrektor Ci powie „Dajesz Pan 35% zysków jak poprzednia ubezpieczalnia, albo spadaj Pan na bambus, bo mi się Twoje ubezpieczenie nie opłaca„. Oczywiście nie dodaje: ,,Gówno mnie interesuje, że rodzicom się bardziej opłaca, ważne, że mnie nie„. Jest też duże prawdopodobieństwo, że lepszym wariantem ubezpieczy swoje dziecko, bo sam jest rodzicem, ale nie łudź się, że zaproponuje taką alternatywę Tobie. Bo i niby dlaczego?
Podam prosty przykład. Ubezpieczenie dziecka od następstw nieszczęśliwych wypadków na sumę 10 tysięcy złotych teoretycznie nie powinno przekraczać 15 złotych na rok. Tymczasem ubezpieczenia szkolne często nie przekraczają nawet 6 tysięcy, a płacisz dwa, lub nawet trzy razy więcej. Jest różnica, prawda?
Co więcej, szkoła powinna mieć swoje ubezpieczenie OC i tylko ono jest odgórnie narzucone. To, które Ty opłacasz, bo nikt Ci do tej pory nie wytłumaczył w czym rzecz, nie jest obowiązkowe ( link od MEN! ). Możesz dziecka nie ubezpieczyć w ogóle, albo ubezpieczyć samemu i co najlepsze – wyjdziesz na tym zdecydowanie lepiej.
Dowiedziałam się o Bezpieczny.pl. Portal ten powstał po to, żeby walczyć z nieświadomością rodziców i wypaczonym systemem panującym od lat w branży ubezpieczeń szkolnych (czasami można odnieść wrażenie, że jest to walka z wiatrakami… link do sprawozdania z wizyt Opiekunów w czerwcu br). ). Jak dla mnie, walczą przede wszystkim o dobro nasze i naszych dzieci. Ich najtańszy wariant ubezpieczenia NNW szkolnego kosztuje 25 złotych za rok [KLIK], a jego jakość przebija na łeb to, które opłacasz co rok we wrześniu. Co najlepsze, wiesz, za co płacisz, a wszystkie informacje dotyczące polisy masz dostępne on-line, na stronie internetowej, bez wychodzenia z domu. Nie musisz się też martwić, że jakiś konował, któremu również zależy na dobru Twojej pociechy, przyzna jej odszkodowanie w zależności od własnego humoru, a nie od rzeczywistego stanu zdrowia dziecka. Bezpieczny.pl stworzył przejrzystą tabelę uszczerbków, dzięki której nie wychodząc z domu dowiesz się, jakie odszkodowanie otrzyma Twoje dziecko za konkretny uraz. Nie musisz też kolekcjonować teczki dokumentów medycznych, by udowodnić komukolwiek, że gips Twojego dziecka był prawdziwy, a nie ulepiony z plasteliny. Żeby otrzymać odszkodowanie, wystarczy że prześlesz skan albo nawet zdjęcie dokumentu potwierdzającego zajście zdarzenia – czyli na przykład rozpoznanie z SOR, że ręka Twojego syna złamana jest w tym i w tym miejscu. Nie musisz czekać aż do zakończenia leczenia, co może ciągnąć się nawet całymi miesiącami. Zawsze też masz przydzielonego swojego osobistego Opiekuna Bezpieczny.pl. Możesz do niego dzwonić, mailować a nawet pisać na FB. Mój to Waldemar. Tak, mam już swojego Opiekuna, bo od razu ubezpieczyłam Jana. Wakacje to ten czas, w którym (odpukać!), ubezpieczenie może okazać się baaaaardzo potrzebne. Po co więc czekać?
Ach, i przede wszystkim – tutaj płacisz TYLKO za ubezpieczenie, a nie jeszcze za dodatkowe koszty „układów”. Trwa ono przez cały rok i obejmuje swoim zasięgiem cały świat. Każdy wariant – a jest ich 5 dla szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych (4 dla żłobków i przedszkoli) – obejmuje swoim zakresem również wyczynowe uprawianie sportu Waszego urwisa. Z resztą sami zobaczcie (oferta albo link). Wszystko jest jasne i przejrzyste od początku do końca. Ogólne warunki ubezpieczenia, lista uszczerbków, wyłączenia…
Nic nie tracisz tylko zyskujesz!
A dodatkowo? Jeśli zdecydujesz się ubezpieczyć swoje dziecko w bezpieczny.pl online, mają dla Was prezent w wysokości 10%!
Kod uprawniający Cię do zniżki to: 20121
Zaufaj! Działaj!
Zmienisz z nami przyszłość ubezpieczeń dzieci?
Pewnie!
Z pozdrowieniami dla świadomych rodziców!
[wpis powstał dzięki współpracy z portalem Bezpieczny.pl ]
25 comments