Halo? Chaos?
W pewną środę moje dziecko obudziło się o 5:50. Z bólem ucha. Ale ponieważ uszy bolą go często [z niewiadomych dla lekarzy powodów] zasnęliśmy i spaliśmy do 9. Od 9:15 wykonałam 89 połączeń. Ostatnie połączenie- osiemdziesiąte dziewiąte – wykonałam przed 16. Udało się! Dodzwoniłam się! Pojechaliśmy do lekarza.
[Aha. Zapomniałam dodać. Prywatnie. 30 kilometrów].
Sytuacja pierwsza. Opieka doraźna. Weekend.
– Dziecko boli ucho – mówię – nie ma gorączki.
– Mogę zapisać antybiotyk.
– No, ale jak to antybiotyk?
– Przecież nie jestem laryngologiem, nie zbadam go.
– Jak to nie zbada go Pan?
– Czym? Ja tu nic nie mam do badania. Antybiotyk zapiszę.
– Na co?
– Na ucho bolące.
[Patrzę na Pana jak na kosmitę i pytam się, czy antybiotyk leczy ból].
Sytuacja druga. Opieka doraźna. Weekend.
– Dzień dobry. Dziecko ma wysoką gorączkę. Nie mogę jej zbić.
Pani bierze jakiś termometr dotykowy.
– Ma 36,6. Temperatura idealna.
– Przed chwilą miał 40 stopni.
[Pani stuka w termometr, mierzy drugi raz – temperatura 38 stopni]
– Chyba się coś psuje. Proszę mu podawać nurofen na zmianę z paracetamolem.
[nie no! Że ja niby wiem, że się na zmianę nurofen podaje z paracetamolem? Powaga! Nie wpadłabym na to!]
Dzwonię do okulisty. Połowa stycznia.
– Dzień dobry, chciałabym umówić syna do doktor R.
– Nie mamy już kontraktu na NFZ.
– Już?
– Już
– To ja poproszę prywatnie.
– Najbliższy termin jest na [Pani wertuje notes] maja.
[Śmieję się. Pani w rejestracji razem ze mną].
Siedzę u lekarki. Naszego pediatry nie było.
– Dlaczego on jest taki blady? Jakiś taki niemrawy?
– Chory jest.
– Dlaczego mówi przez nos?! Robili państwo badanie na mukowiscydozę?!
[nie muszę dodawać, że jeszcze tego samego dnia, po powrocie do domu ryczałam, że mam śmiertelnie chore dziecko i trwało to 3 dni do momentu aż nasz pediatra nie wybuchnął śmiechem słysząc, że Jaś jest podejrzany o mukowiscydozę].
Więc w tę środę, co to 89 połączeń wykonałam, dzwoniłam do Ośrodka Zdrowia, trzech laryngologów, naszego pediatry, szpitala na oddział laryngologiczny, gdzie następnie dzwoniłam do gabinetu lekarskiego na oddziale laryngologicznym i do dyżurki pielęgniarek. Na końcu chciałam się połączyć ze Szpitalem Psychiatrycznym.
I tak.
1. W Ośrodku Zdrowia odebrano za 5 razem. Ale rozumiem, bo to była już 9:30. Pani poinformowała mnie, że numerków już nie ma i czy nie mogę przyjść jutro. To też rozumiem, bo dzwoniłam o 9:30. Problem w tym, że kiedy opisałam sytuacje, usłyszałam, że w takim razie mam z nim przyjść, ale dostanę kartę i będę czekać aż mnie ktoś wpuści. No czyli się wejścia nie doczekam.
2. Żaden laryngolog nie odebrał. Żaden. Jednego pożegnałam po pierwszym połączeniu jak włączyła się sekretarka, że lekarka jest na urlopie. Zaklęłam siarczyście. Że tak akurat wtedy, gdzieś wyjechała!
3. Do naszego pediatry dzwoniłam parę razy co pół godziny. W końcu oddzwonił. Powiedział, żeby podać leki przeciwbólowe i kontaktować się z laryngologiem, albo jechać do szpitala na laryngologię. Kiedy Panie doktorze, ja jestem sama w domu, wszyscy w pracy,ani auta, ani prawa jazdy …
[dopiero po jakimś czasie, po fakcie zdałam sobie sprawę, że są taksówki].
4. Jeżeli zaś chodzi o oddział laryngologiczny … Do dyżurki się dodzwoniłam, ale co z tego, jak kazali mi się połączyć z gabinetem. W gabinecie po moim którymś połączeniu po prostu odłożono słuchawkę.
Teraz wyobraźcie sobie, że te 88 połączeń wykonywałam z Jachem na rękach. Jachu wył i wył. A ja po pewnym czasie razem z nim. Tyle, że ja z bezsilności.
Jedno z połączeń, które wykonałam było do Ojca Prezesa. Mówiłam do słuchawki płaczliwym tonem, że do godziny 14 zniosę jajo,albo dwa i ja nie wiem jak mam go uspokoić.
W końcu Jachu sam się uspokoił. Zasnął. Tak jak to on. Na kangurka, pamiętający jeszcze czasy kangurowania, kiedy był wielkości arbuza. Problem był tylko taki, że wtedy ważył 2 kilogramy. Teraz ważył 20 kilogramów. I po 40 minutach siedzenia z nim w takiej pozycji miałam ochotę wystrzelić się w kosmos. Sama, żeby było jasne.
Po powrocie Ojca Prezesa z pracy, oddałam moje dziecko w te jakże męskie dłonie, pozazdrościłam mu pracy, która mieniła mi się jako urlop na Karaibach i wróciłam do dzwonienia.
W końcu wzięłam telefon Ojca Prezesa, poszukałam numeru i po dwóch sygnałach…
– Słucham?
– Dzień dobry. Moje nazwisko Skotarczak. Czy byłaby możliwość umówienia się z Panem na wizytę?
– Dzień dobry – odzywa się stanowczy, trochę odpychający głos, ale ja wiem, że to pozory – dzisiaj? Właśnie wyjechałem ze Śremu.
– Proszę Pana, ja mogę dojechać.
– Naprawdę? 30 kilometrów Pani pojedzie? – ten sam ton, lekko kpiący.
– Wie Pan. Ja to nawet na Marsa dzisiaj dojadę.
– Dobrze. Zapraszam na 17 do Osiecznej. Już Pani tłumaczę jak dojechać …
– Ja sobie w dżipiesa wpiszę. Trafimy. Proszę adres.
Siedzimy w gabinecie.
– Panie doktorze, a on może widzieć podwójnie? Wie Pan, obudził się i mówi, że widzi dwóch tatusiów.
Lekarz uśmiecha się.
– A Pani dobrze widzi jak ma Pani tak wysoką gorączkę?
– Niekoniecznie.
– Może widzieć podwójnie, potrójnie. Może go wszystko boleć i może majaczyć. To normalne.
Robię ufff.
Płacimy. Zbieramy się do wyjścia i wtedy słyszę coś, co sprawia, że zapominam o tym całym, cholernym dniu:
– Ale Wam urósł! Gdybym widział go po raz pierwszy Drodzy Państwo, nigdy nie pomyślałbym, że może mieć taką przeszłość. Jest w naprawdę świetnej formie.
I kiedy to piszę wiem, że jutro znowu zacznę dzwonić i będzie to lepsze niż bitwa o Karpie w Lidlu. Zdecydowanie. Bo moje dziecko znowu ma ucho chore, ale lekarz nie chciał mu przepisać drugiego antybiotyku w ciągu miesiąca, ale nie stwierdził też zapalenia. Problem jest jednak taki, że moje dziecko od paru dni jest głuche jak pień …
Mam już trochę siwych włosów. Pora się farbować.
11 comments