Słoneczniki.
Zaczepił mnie na oko 85 letni mężczyzna. W ręce trzymał starą, skórzaną torbę.
– Witam szanowną Panią! – ukłonił się – Widzi Pani te piękne słoneczniki?
– Dzień dobry. Tak. – odpowiadam z uśmiechem
– Pewna kobieta w obozie zawsze smarowała sobie twarz olejem słonecznikowym. A jej twarz była naprawdę piękna. Ale wie Pani, to było dawno temu. I to była Rosjanka.
Ukłonił się i odszedł.
Owładnęła mną nostalgia.
Starsi ludzie są żywą i niesamowitą wiedzą historyczną o której my możemy poczytać tylko w książkach.
Czy zdajecie sobie sprawę, że niektórzy starsi ludzie, może Wasze babcie, dziadkowie znają osoby z trzech wieków? Być może ich rodzice urodzili się jeszcze w XIX wieku, sami urodzili się w XX by mieć wnuki, lub prawnuki w XXI.
Historyjki wojenne. Je lubiłam słuchać jako dziecko. Zahipnotyzowana. Nawet wtedy, kiedy babcia opowiadała, że widziała Niemców, którzy leżeli na ulicach miasta. Martwych Niemców. A ona sama była niewiele starsza niż obecnie Prezes, kiedy rozpoczęła się wojna. Nie miała beztroskiego dzieciństwa, a pod choinkę dostała ołówek. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia jak można cieszyć się z ołówka? Przecież ja sama takich ołówków miałam cały pęczek.
Mój pradziadek urodził się w Niemczech. Prababcia w Ameryce. Pradziadek walczył w czasie wojny. Uciekł z pociągu. Nocą. I tylko miejsce urodzenia pozwoliło mu przeżyć, kiedy w późniejszym czasie go legitymowali.
Pewnej staruszce, którą poznałam w czasie wakacji doskwierała noga. Ta sama w którą została postrzelona. Jej znajomi na jej oczach padali jak muchy, ona jakimś cudem przeżyła. Do teraz nie wie jakim. W jej mieszkaniu wisiały obrazy. Czuć było klimat, tym bardziej widząc stare meble. Stare, dębowe biurko ojca i szafa matki. Coś, co dzisiaj oglądamy tylko w muzeach.
Pewna 90letnia kobieta powiedziała do mnie:
– Uciekłam od Niemców, złapali mnie, ale jak już komendant powiedział, że ja jestem tylko dzieckiem, to wiedziałam, że mi gówno zrobią.
Są pewne rzeczy o których bardzo ciężko mi się czyta. Informacje jedna po drugiej docierają w nieco innym tempie niż wszystkie inne. Dotyka mnie przerażenie, może wewnętrzna panika. Tak było, kiedy dowiedziałam się kim był Josef Mengele. Nazywano go Aniołem Śmierci. Eksperymentował głównie na bliźniętach. Na małych, bezbronnych dzieciach. W tracie II wojny światowej.
Nie byłabym w stanie odwiedzić Auschwitz w Oświęcimiu i z trudem zdołałam obejrzeć, niecały zresztą film Chłopiec w pasiastej piżamie.
Żadne książki i żadne filmy nie są w stanie tego odtworzyć. Za to historia takiej osoby, owszem. Ona opowiada to co przeżyła, oddaje swoje emocje słuchaczowi. Daje też moc doceniania tego, że żyjemy w czasach pokoju. Nie do końca idealnych czasach, ale jednak Wasze dzieci nie muszą oglądać zamarzniętych ciał na śniegu …
źródło zdjęcia: http://www.tapeta-kobieta-motyle-sloneczniki.na-pulpit.com/



9 comments