Kiedy 5 lat temu na świat przyszedł Prezes byłam w samym centrum piekła. Obok w inkubatorze leżał Pawełek. Jakiś czas później przegrał walkę. Za każdym razem kiedy patrzyłam w stronę inkubatora, gdzie jeszcze niedawno leżał, widziałam pustkę. Namacalną pustkę.
Kiedy leżałam na patologii ciąży, odliczając każdy dzień, wiedząc, że mogę go w każdej chwili stracić widziałam przez okno jak ktoś niósł białą, drewnianą trumienkę.
Szepnęłam do brzucha: ,,Nie możesz mnie zostawić!„. I nie zostawił.
Kiedy na świat przyszedł Prezes i balansował na granicy życia i śmierci, a ja odchodziłam od zmysłów, moja znajoma straciła swoją upragnioną ciążę. A ja nie mogłam jej nawet pocieszyć. Sama potrzebowałam wsparcia i iskierki nadziei.
Kiedy Prezes leżał na Intensywnej Terapii pewna kobieta nie wiedziała jak przekazać synowej, że jej dziecko właśnie przegrało. Przegrało zanim rozpoczęło walkę.
To jedna z tych historii, które zostawiają trwały ślad na psychice. Czytasz to i wiesz, że te wspomnienia są całkiem bliskie. Tak bliskie, że wręcz namacalne. Czytasz drugi i trzeci raz i wiesz, że już to kiedyś widziałaś. Widziałaś taką matkę i jej wzrok. Grzebiesz w pamięci i dochodzisz do wniosku, że wcale tego nie chciałaś pamiętać. To wspomnienia, które wypierasz.
A ja pamiętam jeszcze ojca. Rwał sobie włosy z głowy, bo z jego dzieckiem było już źle. Bardzo źle. Miał zapłacić za jakąś operację, nie miał tylu pieniędzy. Bał się. A ja razem z nim. A przecież mężczyźni oni też cierpią. Choć muszą być podporą.
PT powiedział kiedyś: Ktoś musiał być silniejszy, padło na mnie. Ale to nie oznacza, że mężczyźni czują mniej. Nie, nie czują mniej. To nam się tak wydaje. I tylko wydaje.
Obok Ciebie jest ktoś, kto utracił dziecko.
I ten ktoś potrzebuje ręki. Pomocnej.
Kiedyś rozmawiając z jedną mamą usłyszałam:
– Wiesz co jest najgorsze Noemi? To, że nikt nie pamięta. Nie ma nigdzie jego zdjęć, ale on przecież był. Był z nami. Kiedy za nim płaczę słyszę, że to już minęło. Ale przecież wcale nie minęło i już nie minie. On był tak samo jak moja córka jest z nami. Chciałabym aby każdy pamiętał. A wszyscy traktują to jako nic nie znaczący incydent. A znaczy wiele. I ten limit płaczu. Ile mi wolno płakać i że już nie wypada.
Kiedy zaczynałam pisać Matkę Prezesa natknęłam się na blog pewnej matki. Jej córka miała nowotwór złośliwy medulloblastoma IV stopnia.Zachorowała w wieku 4 lat. Czytałam ten blog do późnych godzin. Ale nigdy więcej tam nie wróciłam. Bałam się.
To nie ta kolejność – mówię, za każdym razem, kiedy dociera do mnie informacja o śmierci dzieci.
Nie ta kolejność.
Dzisiaj jest Dzień Dziecka Utraconego. Dzisiaj … dzisiaj życzę Wam dużo sił, by to udźwignąć.
Moj dzień, dzień 2 moich nienarodzonych dzieci. Tak to byly moje dzieci, niewazne ze jedno mialo 5 mm a drugie 15mm. Pamietam do dzisiaj, drugie poronienie i na papierze toaletowym widze maly balonik a w nim, zarodek, moje dziecko. Mala, skulona fasolka, 1,5 cm fasolka w 3 cm baloniku. Moje dziecko.
I rozsypalam sie calkowicie, Pomimo tego ze to to bylo ponad 3 lata temu, ja ciagle pamietam.
Szczesliwa mama 2 latka 🙂
Współczuję Wam…bardzo…
My mielismy syna i coreczke. Synek skonczyl wlasnie 19 miesiecy a jego siostrzyczka bluzniaczka miala 4 dni 🙁 zdjecia z inkubatora mam chociaz mąż mówił zebym je skasowala. Nie jestem w stanie. Chce kiedys pokazac mlodemu ze mial siostrzyczke ktora czeka na nas tam na górze…
A ja staram się o tym nie myśleć. Pierwszą ciążę straciłam, teraz mam dwie wspaniałe córeczki. Tłumaczyłam sobie naiwnie – ta ciąża to była jedna z moich córeczek, tylko nie jej czas. Nie zastanawiam się jak by wyglądało moje dziecko gdyby się urodziło. Nie widziałam Go. lekarz sam mnie oczyszczał bo ciąża była już zbyt duża na samoistne poronienie. Dopiero po kilku latach byłam w stanie wyrzucić zdjęcia USG i nie powracać do przeszłości. Mój M też to przeżył. Gdy wracaliśmy ze szpitala zatrzymał się na poboczu i zaczął płakać. Nie dał rady…a ja płakałam razem z nim. Dziś staram się nie nie rozgrzebywać tego co było. Mam to co mam i jestem najszczęśliwsza pod słońcem.
Piękny wpis w ważnym dniu. Potrafię sobie tylko wyobrazić, co czują Ci wszyscy rodzice. A może właśnie nie potrafię…. Szczęśliwie moje macierzyństwo nie jest obarczone takimi doświadczeniami.
Ja tez jestem mama po 2 stratach SYNEK urodził martwy w 30 tygodniu ciąży i poronienie w 10 tygodniu ciąży a teraz jestem mamą wczesniaka z 31 tygodnia mała jest zdrowym dzieckiem wynagradza mi każdą wylana łze a uzbierało by sie chyba morze łez.
Przez trzy i pół miesiąca byłam Wczesną Mamą, od trzech lat jestem Mamą Aniołkową. Kubuś odszedł właśnie w Dzień Dziecka Utraconego. Dziękuję za ten wpis, bo śmierć dziecka ciągle jest w naszym społeczeństwie tematem tabu. Rodzice po stracie często zostają osamotnieni, A potrzebujemy tak niewiele. Wystarczy nam obecność kogoś, kto nawet nie będzie mówił a pomilczy razem z nami i potrzyma nas za rękę.
o matko…
Mrówka
Mnie nie wolno było płakać, bo poronienie w 10 tc to przecież nic wielkiego, jeśli już ma się w domu inne dzieci…Bolało strasznie, po czterech latach jest lepiej, ale nie znaczy, że dobrze.
Nie często płacze czytając blogi. Ale ten wpis… Nie umiem sobie wyobrazić uczuc, które towarzyszą rodzicom po takiej stracie, nie chce.
Nie wiem co napisać… Poronilam w 8tc. Ciąża wyczekiwana, pasek na teście był dla nas ogromną radością… Niestety po 8t lekarz stwierdził,że Maluch nie rośnie i niestety trzeba „zadziałać”…miałam wybór albo szpital albo tabletki i poronienie w domu… Wybrałam dom…i do dziś nie zapomnę tego dnia i rozdzierajacego bólu,który mi towarzyszył,gdy spuszczalam swoje Maleństwo w toalecie….. Bolało mnie wszystko ciało, dusza, serce Dla mnie to było moje kochane Maleństwo…do dziś nie pogodziłam się z tą stratą i do dziś potrafię ryczec po kątach… Nawet teraz pisząc ten komentarz, łzy same się cisną do oczu. Nikt nie pamięta o moim Maleństwie, ja tak…jestem mamą półrocznego Malucha, tez ciąża zagrożona, był strach, lęk o jego życie, o to by nie urodził się za wcześnie… Ale jest 🙂
Dziękuję Ci za ten wpis,bo śledzę Twojego bloga i ciepło mi na sercu,że ktoś pamięta o mnie i moim dziecku, które było… Nie ważne jak długo nie ważne, że nie poznałam jego oczu głosu…. Było i zawsze będzie częścią mnie. Dziękuję MP 🙂
23 czerwca 2014 roku w 27 tygodniu urodziłam dwoje dzieci. Jestem matką pary bliźniąt. Do dnia 10 sierpnia 2015 nie mogłam się pogodzić ze śmiercią Synka, który przeżył tylko 8 dni. Córeczka jest z nami, ale właśnie 10 sierpnia się ocknęłam i przestałam żyć pomiędzy dwoma światami, bo tak było. Nie potrafiłam cieszyć się do końca nawet z Jej urodzin, bo przecież nie tak to miało wyglądać. A co się wydarzyło? Wylała na siebie herbatę, którą mąż zostawił bezmyślnie na stole. Pociągnęła za obrus.. Wylała tak, że spędziliśmy w szpitalu prawie trzy tygodnie. Ma poparzoą nogę i dłoń. Leczenie będzie trwało prawie rok. Chciałam tylko napisać, że żałoba, opłakiwanie, pamieć jest ważna, ale nie zatracajmy się w nich, bo coś nam może umknąć, może kogoś skrzywdzić. Ja tak czuję, że przez to, że ciągle byłam myślami z Synkiem, nie byłam blisko z Córką i może ona to czuła.. Moja mądra przyjaciółka, powiedziała, że to, co się stało, to był znak, żebym się obudziła i zajęła się na 1000 % Córeczką, a nie rozpamiętywała, co by było gdyby. Ja wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny.. Bardzo mi przkro, że Ona tak cierpiała i być może ślady tego parzenia zostaną Jej do końca życia. Ale innego znaku może bym nie zauważyła i dalej podświadomie krzywdziła Córunię, może byloby jeszcze gorzej? Jest tak i koniec, trzeba się z tym pogodzić. Nie znaczy to, że nie myślę o Synku, myślę, ale inaczej, pozwoliłam Mu odejść i wierzę, że się spotkamy. I bardzo ważne Noemi jest to, co powiedziała Ci jedna z Matek, że nikt nie pamięta, nie mówi, tak jakby to się nie wydarzyło, jakby tych dzieci nie było, szkoda. Bo były, są i będą..