Chujowa Pani Domu – część druga. Jak nie wysadzić chaty w powietrze?
Kiedy byłam małą dziewczynką (tzn. mniejszą niż jestem teraz, bo nadal jestem niewiele wyższa od krasnala ogrodowego) gubiłam i psułam dosłownie wszystko.
1 września, kiedy szłam do szkoły miałam pięknie uzupełniony piórnik, ale kilka dni później już czegoś w tym piórniku brakowało.
Każdego 1 września wmawiałam sobie, że będę wszystkiego pilnowała, że mój piórnik do czerwca będzie wyglądał tak jak 1 września. Ale najdłużej dotrwałam do końca października.
Odkąd jestem mamą niewiele się zmieniło. Zmieniło się tylko tyle, że nie gubię przyborów szkolnych, ale za to gubię zabawki dziecka, książeczki zdrowia nigdy nie mogę znaleźć,a zamiast łamania stalówki wybucha mi ładowarka.
PT po przeczytaniu Chujowej Pani Domu czuł niedosyt. Więc zapraszam na część drugą!
Na początku września kupowaliśmy aparat. Mój poprzedni zalałam sokiem.
PT sceptycznie podszedł do zakupu aparatu, ale w końcu jakoś wybłagałam.
W sklepie PT powiedział, że na aparat koniecznie chcemy od razu ubezpieczenie.
Sprzedawca spojrzał na Prezesa i mówi:
– W sumie przy dzieciach to nigdy nic nie wiadomo!
PT mruknął:
– O dziecko to tu najmniej chodzi.
Mój poprzedni laptop leży i się kurzy. Nie działa. PT kupił mi go, kiedy leżałam na patologii ciąży.
Miał 2 lata kiedy pożegnał swój żywot, a właściwie jego naprawa przewyższałaby cenę laptopa [skończyła się gwarancja].
Nie opłacało się, wiec jestem obecnie posiadaczką cudownego, niezniszczalnego [na chwilę obecną] Sony Vaio – i każdemu ten sprzęcior polecę, bo bardzo babski jest.
Nie tylko ja przyczyniłam się do zepsucia tamtego laptopa. Ręce maczał też w tym Prezes.
Wyrwał kabel ładujący z laptopa i uszkodził jakąś płytkę.
Ale to moja wina, bo ponoć nie pilnowałam.
Ładowarka.
Ach.
Ta od Sony Vaio.
Wybuchła.
Nie łączyła, ale jak ją książkami przycisnęłam to ładowała.
PT straszył, że jak coś pójdzie nie tak, to mi jeszcze laptopa sfajczy.
Ale ja mądrzejsza.
I nagle tak siedzę sobie jak teraz, coś tam bazgrałam i głośne ,,boom!”.
Syknęło. Buchnęło i ładowarka umarła.
Dymu trochę było. Gorąca cała. A laptop się wyłączył.
Myślę sobie:
– Świetnie. Sfajczyłam mojego vaio. PT mnie udusi. No na bank!
Laptop się włączył, ja prawie płakałam ze szczęścia, a ładowarka? Cóż.Teraz mam nową.
Telefonów miałam tyle już w swoim życiu, co nie miała cała moja rodzina razem wzięta.
Dlatego też nigdy nie mam nowego telefonu tylko zawsze po kimś.
Jeżeli zapytasz mnie jaki model telefonu mam odpowiem: ,,Jakiś tam dotykowy LG”.
Ostatnio napalałam się w gazetce na i-phona.
PT powiedział, że on mi może takie jabłuszko narysować na moim LG.
Potem powiedział, że najbezpieczniejszy telefon w moich rękach to Nokia 3310.
[Chyba zapamiętał ten moment w którym wykupiłam przez przypadek grę za 10 zł z jego abonamentu].
We wszystkich telefonach – z klawiaturą – zacinała się klawiatura.
Jeden telefon wyprałam – też z klawiaturą.
Szukałam go tydzień, a potem wyjęłam z pralki.
Kartę uratowałam, telefonu już nie.
Odkąd mam telefon dotykowy klawiatura się nie zacina, ale zacina się wszystko inne.
W ten sposób mój tata mówi, że jestem żyjącym wirusem.
Za każdym razem jak otwiera swojego laptopa każe mi się trzymać 2 metry od niego. A kiedy kupił nowy samochód mówił, że mam usiąść z tyłu, bo rano nie odpali.
Kiedy któregoś razu rano rzeczywiście nie mógł odpalić, pewne było, że to moja wina.
Bo zawsze jak coś się psuje, jest moją winą.
Nigdy nie pamiętam co gdzie włożyłam. Dokumentacją w naszym domu zajmuje się PT.
Książeczkę Zdrowia Prezesa zaczęłam wkładać w jedno miejsce – a właściwie w dwa miejsca – bo zawsze był problem z szukaniem.
Od kilku dni poszukiwałam Prezesa koszul, bo w niedzielę pędzimy na 80lecie mojej babci.
Przez myśl mi przeszło, że skończy się kupnem nowej.
W końcu PT westchnęła i zapytał, czy patrzyłam w szafie na korytarzu.
No patrzcie! Kto by wpadł na pomysł, że koszule w szafie wiszą?
Prezesa zabawki – cóż. Zdarzyło mi się czasem wracać po wiaderko na plac zabaw, bo jakoś tak mi umknęło, żeby je zabrać.
Wsadziłam Prezesa w skarpetkach do wanny. A raz – miał jakieś 1,5 roku – zapomniałam mu kozaki założyć i wyszedł przed dom w kapciach domowych. Biedny – jeszcze mówić nie umiał i na migi się ze mną porozumiewał. A ja dopiero po chwili zorientowałam się dlaczego ciągle mi pokazuje na swoje buty. Ja mu dzielnie przytakiwałam, że buty ma naprawdę ładne!
Któregoś razu zmywałam.
Nienawidzę zmywać, ale zmywałam. I nagle urwałam kran. Prysnęło na całą kuchnię.
Przyszłam do PT z miną zbitego psa w ręce trzymając rurkę.
PT najpierw zrobił oczy jak pięciozłotówki a potem zaczął się śmiać. Pewnie wszyscy sąsiedzi go słyszeli.
Tylko, że potem już zaczął kląć jak się okazało, że ułamałam jakąś część, a on musiał naprawiać.
– Ja nie rozumiem! – mruczał – dlaczego wszystko się zawsze Tobie psuje!
[przyrzekam! ja też nie wiem!]
Kiedy Cyfra + łączyła się z telewizją N poprzestawiali nam kanały.
My oczywiście o tym nie wiedzieliśmy.
PT wrócił z pracy włączył telewizor, wszystkie kanały poprzestawiane.
Na kogo było?
Na mnie.
Zdarzają się dni, kiedy podziwiam PT z całych sił.
I podziwiam go wtedy, kiedy mówi:
– Daj! Odcedzę te ziemniaki.
[żebyś sobie rączek nie poparzyła – powinien dodać].
31 comments