Labrador – rasa czy stan umysłu?

Labrador. Pies nad którym ciąży potężny stereotyp, zbudowany na dość sporym fundamencie reklam i filmów. Piękne psy, wydawać by się mogło potulne. Idealne dla dzieci. Ułożone, mądre. Jednym słowem – ideały. Dlaczego więc jak ktoś zadaje mi pytanie: „Czy polecam labradora dla małych dzieci?” odpowiadam „Nie do końca”?

 

PSY WYMAGAJĄCE.

Zacznijmy od początku. Labrador wbrew pozorom nie jest psem ułożonym. To znaczy jest, przy odpowiednim wychowaniu i równie odpowiedniej pielęgnacji. Samo się nie zrobi. Wymaga władowania ogromnej ilości czasu, zwłaszcza w pierwszych, kluczowych miesiącach. Łatwo je popsuć, a mnożące się z tego tytułu problemy powodują, że ostatecznie, jeszcze przed ukończeniem roku psy są oddawane do adopcji i szuka im się nowego domu. Po pięknej, słodkiej kulce nie został ślad, za to ponad 30 kilogramów rozrabiającego psa może wywołać ogromnie skrajne emocje w każdym domu i przysporzyć mnóstwo szkód. Zanim więc pomyślisz o labradorze pamiętaj: ten pies potrzebuje silnej ręki, mądrego wychowania i dużo czasu na naukę. Jeżeli nie posiadasz tego czasu kup sobie labradora, ale pluszowego.

 

SZCZENIAK I MAŁE DZIECKO?

Odradzam. Wiecie jak wygląda życie ze szczeniakiem labradorem? To istny tajfun. Biega, podgryza ręce, nogi, nogawki spodni. Zostawia ślady na rękach, nogach. To boli, zapewniam. Jaś po jakimś tygodniu posiadania psa ze łzami w oczach poinformował, że to nie tak miało wyglądać. Miał 7 lat i można było mu dużo wytłumaczyć, ale jego to wszystko przerosło i rozczarowało. Ja wiedziałam, że wycofać się nie mogę. Byłam w ciaży, miałam czas. Na szczęście. Więc szybko nauczyliśmy Vadera czystości, ale wychodziliśmy z nim na dwór nawet w nocy co około 2 godziny. W dzień nawet co 30 minut. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji z małym dzieckiem, samej, bo mąż wróci do pracy. A ze szczeniakiem trzeba wychodzić często, żeby szybko nauczył się, że od załatwiania potrzeb nie są panele, czy … dywan. Temperament szczeniaka nie jest również dobry dla małego dziecka. Szczeniaki nie są delikatne. Szybko będą w stanie przewrócić nawet dorosłego. Przemyśl zanim „kupisz go dla dziecka, bo to słodko wygląda„.

 

 

 

NISZCZYCIELE. 

Przeszliśmy przez wygryzione ściany w dziurach, ogromną ilość pogryzionych koców, zabawek dzieci, mebli, butów. Wygryzł nawet moi rodzicom w ścianie dekoracyjne cegiełki na korytarzu. Na działce zrobił takie spustoszenie, że na końcu byłam pewna, że pod koniec lata zbankrutuje w dziale ogrodniczym. Nie miałam własnego ogródka, a tachałam do rodziców dwa worki trawy i konewkę. Ci co oglądają nas na isnta widzą nie raz jak Vader chcący się pobawić zabiera dzieciom zabawki, przychodzi z moim swetrem w pysku, a po zabraniu jednego z pyska bierze kolejne rzeczy, których w teorii nie moze. Z największych osiągnięć – zjadł prezerwatywę. Rzygał dalej niż widział. Wcześnie rano, a ja to musiałam sprzątać, z tak siarczystą „kurwą” na ustach jak nigdy w życiu. Widziałam w wykonaniu labradorów zeżarte kanapy, a nawet … pralkę. One nie mogą się nudzić. Zostawać same na pół dnia też nie powinny. Znajdą sobie zajęcie. Ale zapewniam! Nie takie jak byście chcieli. Ja na początku bałam się wchodzić do mieszkania po wyjściu do sklepu.

 

 

GŁOŚNO CHRAPIĄ, GUBIĄ SIERŚĆ.

Mój mąż i Vader jadą czasem na dwa głosy. Czasem ich nawet nie rozróżniam który to chrapie. Nie raz rzucałam w Vadera poduszką, że ma przestać chrapać jednocześnie skopując mojego męża z tym samym hasłem. Oboje wpatrywali się na mnie zaspanymi oczętami i mieli mnie w głębokim poważaniu. Vader gubi też sierść. Ogromną ilość sierści. Pytacie jak sobie z nią radzę? Nauczyłam się z nią żyć. Wzięłam pod swój dach najlepszą psinę na świecie i jej dwa kilogramy sierści dziennie. Pozbyłam się dywanów, mam jeden który ma już dziurę, bo Vader sobie ją wygryzł … i ten dywan nie łapie tak sierści. Inne owszem. Są pewne materiały ubrań z których musieliśmy zrezygnować. Kanapę najłatwiej czyści mi się mokrą ręką. A podłogę zamiatam miotłą kilka razy dziennie. Myjemy ją z kolei co drugi dzień. Przynajmniej się staramy.

 

 

MIĘDZY HODOWLĄ A PSEUDOHODOWLĄ.

Chcesz labradora? Super! Przygotuj się na koszt trzech zer. Nie, nie dlatego, że „papierek”. Ani nie dlatego, że „lans bans” i „szlacheckie pochodzenie”. Nie. Zarejestrowane hodowle podlegają kontroli, masz pewność, że psy nie są rozmnażane na chybił trafił nawet ze swoim rodzeństwem, matką, czy ojcem. (dodaję tu oczywiście, że czasem oczywiście zdarzają się wyjątki i wśród hodowli zarejestrowanych też wychodzą różne kwiatki) Masz pewność również, że rodzice twojego psa są traktowani należycie, zwłaszcza matka. Zbyt dużo suk z pseudohodowoli nastawionych na zysk sprzedaży szczeniaka za 4 stówy rodziło tak długo aż nie padały i tak często jak mogły w czystej teorii. Wycieńczone, w złych warunkach,czasem odcięte od świata we własnych odchodach do których kupujący nie mieli żadnego wglądu. Dostawali czasem zapchlonego psa, bez szczepień, odrobaczenia. Wiecie jakie jest jeszcze ryzyko? Tego, że o Waszego psa za 4 stówki nikt nie zadbał odpowiednio i za chwilę wydacie trzy zera ale na leczenie, bo maluch będzie miał parwowirozę. A szczeniakiem nacieszycie się tylko tydzień, może dwa. Ostatnio miałam okazję widzieć kilka takich sytuacji w internecie na jednej z grup poświęconej tej rasie, gdzie dodatkowo nieodpowiedzialna właścicielka, na otarcie łez wzięła sobie kolejnego szczeniaka za „psi grosz”, mimo edukowania jej, że wirus parwowirozy może zarazić jej drugiego szczeniaka,bo nie było odpowiednio długiej kwarantanny. Jeżeli nie masz 3 zer. Nie kupuj, adoptuj. Zanim kupisz sprawdź warunki i hodowlę. Czy czasem nie przykładacie się do cierpienia kolejnego zwierzęcia.

 

 

LABRADOR DLA CHOREGO DZIECKA?

Żeby pies był psem terapeutą dla chorego dziecka musi przejść odpowiednie i niestety kosztowne szkolenie. Dodatkowo i przede wszystkim taki szczeniak powinien zostać wyselekcjonowany na podstawie różnych cech wśród miotu. Niestety, wiem, że bardzo dużo hodowli często dostaje pytania, czy mogą podarować szczeniaka choremu dziecku. Wiem też, że hodowcy próbują takowych rodziców często edukować przy odmowach, lecz nie zawsze są odpowiednio zrozumiani, za to często uznawani za tych, co to im zależy na zysku i nie chcą pomóc chorym dzieciom. Oni to robią dla waszego dobra.

 

 

NASZA MIŁOŚĆ.

Ja już sobie nie wyobrażam tego, że nikt nie wskakuje na mnie jak wracam do domu. Że na moje kolana nie wchodzi prawie 40 kilogramów psa, który domaga się drapania za uchem. Ja już nie wyobrażam sobie domu bez sierści, tego wzroku jak cokolwiek jem na zasadzie „dej, bo mam horom miskę”. Tego łażenia pod nogami, tego bezczelnego wzroku jak coś od niego chcę a jemu się nie chce. Ja sobie nie wyobrażam. I wiem, że jak przyjdzie ten dzień, kiedy go zabraknie to serce mi pęknie na pół. Ja nigdy nie żałowałam jego posiadania. Ja go pokochałam. Miłością człowieka do psa, bo on daje od siebie to samo. Miłość, opiekę, przywiązanie. Jest wspaniały. To była mądra i trafiona decyzja z naszej strony. Vader jest cudownym czworonogiem. I wpasował się do naszej rodziny – u nas zawsze się dużo dzieje. U nas zawsze jest głośno, wesoło. On i Staś dogadują się na każdym kroku.

Kiedy go poznaliśmy ze wszystkich szczeniaków on był najbardziej ruchliwy. Jego rodzeństwo spało na trawniku pod krzaczkami, a Vader podgryzał ich ogony i uszy. Jego rodzeństwo podchodziło do nas z dużym dystansem, a on wchodził mi do torebki i podgryzał mi buty. Tak. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. To był ON. Vader.

 

 

 

 

 

4 komentarze

  1. Labrador to zdecydowanie stan umysłu. Nasz był z nami nieco ponad rok. Tylko rok. Okazało się, że ma wadę serca, nieoperacyjną, w związku z tą wadą zbiera się płyn w klatce piersiowej (wiązało się to z koniecznością częstych wizyt u weterynarza celem spuszczania płynu ). Pies po takim zabiegu 2 dni dochodził do siebie. A temperatury jakie panowały w lato, potęgowały te objawy. To nie był nasz Benio. Leżał wtedy spokojnie, nie biegał po schodach, nawet na dwór wychodził wtedy niechętnie.
    Decyzja o uśpieniu była bardzo trudna. Ryczałam jak bóbr. Dzieciaki płakały przez miesiąc, na każdą wspominkę o psie. Nie było łatwo.
    Na tą chwilę nie mamy innego psa i nie wiem, czy się zdecyduję. Z jednej strony jeśli już pies, to mały, ale z drugiej strony- jak mały to nie labrador. I tu rodzi się dylemat, bo trudno mi jest wyobrazić sobie innego psa w domu.
    Labrador to zdecydowanie stan umysłu, i właściciela i psa.

  2. Grażyna Zagrajek

    Cudowny tekst…. Jestem wielbicielką Vadera od pierwszych jego dni w Państwa domu, no i Pani talentu literackiego, poczucia humoru… Bardzo za wszystkie teksty i zdjęcia dziękuję… 🙂 Jestem szczęśliwą posiadaczką labradora i dogo canario, labrador jest mój, kanarek męża. O labradorze marzyłam wiele lat, gdy stałam się szczęśliwą posiadaczką szczęście i radość przeplatały się ze łzami, gdy na kolanach sprzątałam demolkę w domu… Lekarstwem okazał się drugi pies…. 🙂 Zajmowały się sobą, a nie zgrzewkami wody mineralnej, na przykład… Leczyłam nerwy robótkami ręcznymi… 😀 Ale też kocham swego labiszona mocno, i jestem w stanie wszystko mu wybaczyć…. Pozdrawiam, Grażyna Zagrajek

  3. Jesteśmy rodzinnie właścicielami laba. Trafił do nas jak miał 4 miesiące. Na swoim koncie ma zjedzone 4 pary butów komunijnych córki i jedną parę moją. Nic ponadto. Szczęśliwie się udało, że nic nie zostało w domu zniszczone. Niestety pozwalaliśmy mu wskakiwać na łóżko i konsekwentnie egzekwuje swoje prawa w tej chwili 🙂 Córkę podgryzał… bała się go nawet, teraz się nie boi… ale nie jest dla niego autorytetem. Nie słucha jej w ogóle, ale za to pozwala się przytulać, tarmosić i inne takie. Rasa cudna, ale wymaga uwagi, jak każdy domownik 😉

  4. Confederate Southern Blonde

    Wszystko tak samo jak u mojego Lucka. Dokładnie to samo z nim przechodziłam co Ty z Vaderem. Ale życie bez Lucka byłoby niemożliwe

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.