Magia Świąt z Elfi.
Z czym kojarzą Wam się Święta Bożego Narodzenia? Jak stworzyć klimatyczne Święta, by wzbudzić dziecięcą ciekawość i jednocześnie – co tu dużo kryć! – ulokować wspomnienia tak, by po latach pociechy wracały do tych wspomnień z uśmiechem na ustach opowiadając o nich własnym już dzieciom? A co, kiedy okazuje się, że Święty Mikołaj istnieje naprawdę? Poznajcie Elfi i … listy od Św. Mikołaja!
Kiedy miałam z 6 lat dostałam pod choinkę prawdziwą, najprawdziwszą rózgę. Był to długi kij, niewiele gruszy od kciuka, zakończony piękną, błyszczącą, czerwoną kokardką. Miał to być dowód na to, że w tym roku na prezenty nie zasłużyłam, a Gwiazdor (w Wielkopolsce pod choinkę przynosi prezenty Gwiazdor, który od Św. Mikołaja różni się tylko nazwą) wszystkie moje zachowania przez cały rok po prostu widział. Nie pamiętam jaki prezent miałam wtedy dostać, bo tak się składało, że zwykle dostawałam pod choinkę to co akurat zapragnęłam (raz był to wielki, różowy domek dla Barbie, a innym razem keyboard na którym miałam się uczyć grać. Tylko niestety po bardzo krótkim czasie zsunął mi się z łóżka i … potrzaskał. Magia Świąt prysła jak bańka mydlana.
U nas w domu zawsze był taki mały, lecz ciężki (chyba mosiężny?) dzwoneczek. Miał kolor złotej rdzy i zakończony był wstążeczką. Wyciągano go zawsze na święta i miał zwiastować nadchodzącego „brodacza” i choć od pewnego momentu już nie wierzyłam ani w Gwiazdora, ani w to, że ktokolwiek oprócz mojego taty przynosi z piwnicy prezenty, to ten dzwonek zawsze, ale to naprawdę zawsze powodował dreszcz oczekiwania i dawał mi jakąś minimalną dawkę nadziei, że może jednak tym razem zjawi się ktoś inny niż mój tata, który za każdym razem opowiadał, że spotkał kogoś na schodach i oczywiście ten ktoś zostawił przypadkiem prezenty.
Moja babcia miała piękny zbiór kolęd. Różniły się one od przeciętnych, puszczanych u nas w domu kolęd tym, że w tamtych śpiewał chór i utwory były operowe. Ponieważ niestety były na kasetach, po pewnym czasie już nie było na czym ich odtwarzać. I przyznaję, że tak pięknego wydania do dzisiaj nigdzie nie mogę znaleźć. Rano w Wigilię zawsze je puszczaliśmy, wyciągając z szafy specjalną, świąteczną zastawę i pozłacane sztućce, specjalnie na święta. Sztućce zawsze były w pięknym różowym, metalowym pudełku, na którego wierzchu była okrągła ilustracja XIX wiecznego bodajże Paryża gdzie prym wiódł powóz zaprzężony w konie, powożony przez mężczyznę we fraku i cylindrze. Choinkę mieliśmy rok w rok tą samą, sztuczną, wysoką po sam sufit, która zawsze wydawała mi się wysoka, przepiękna i zupełnie wyjątkowa. Dzisiaj nie wyobrażam sobie sztucznych choinek, rodzice też mają co roku już żywą, pachnącą.
Na owej choince wisiały najróżniejsze bombki. Nie było jednego schematu ubierania. Chociaż mama zawsze stała jak żandarm, że tu nie tak, tu za nisko, tam za wysoko, to nie tak. Ja jeszcze pamiętam czasy tych „anielskich” włosów na choince, które obecnie zginęłyby marnie w paszczy mojego wszystkożernego labradora. Zawsze też i w sumie do dzisiaj wiszą bombki powojenne, jak dla mnie stare jak świat, nie do końca piękne, ale dla mnie miały jakiś urok. Zawsze albo się nimi bawiłam, siadając na fotelu, albo przestawiałam.
Pod choinką miałam też „Jezuska”. To była gipsowa figurka, do której tata zrobił mi kolebkę drewnianą, babcia dała sianko, a mama białą, haftowaną chusteczkę w którą można było go owinąć. Jezusek mieściło mi się w dziecięcej rączce wiec był nieduży, ale nim też się bawiłam. Pewnego dnia spadł i odpadła mu głowa, a moja rozpacz nie miała końca. No ale od czego tata miał super glue?
Jakie jednak możliwości mamy w XXI wieku? Niedawno zorientowałam się, że większe niż przypuszczałam. Blogowanie daje mi poznanie naprawdę najpiękniejszych zakamarków internetów, gdzie łatwo się zgubić jak w labiryncie. Co powiecie na to, by Św. Mikołaj osobiście wysłał dla Waszych pociech list z ich imieniem? A na video filmie wypowiedział życzenia wprost dla Waszych najbliższych? W końcu nietrudno wytłumaczyć dziecku, że osobiście to on nie ma szans zjawić się u wszystkich, bo przecież mieszka w dalekiej Laponii. Na stronie listymikolaja.pl (KLIK) możecie zaczarować te święta i zobaczyć jak dziecięce marzenia spełniają się naprawdę. No ja bym ze szczęścia chyba pod sam sufit skakała gdyby rodzice zaserwowali mi taki numer. Już dzisiaj możecie sprawić, by Mikołaj ze swojego biura powitał imieniem Twoje dziecko. Dodatkowo bardzo przystępna cena!
____
Wpis powstał przy współpracy z Elfi.
11 comments