Spacer z dziećmi.

Jestem mamą dwójki dzieci, którym się na świat pospieszyło, na dodatek urodzonych w różnych porach roku. Starszy syn urodził się w dużo „łatwiejszym” miesiącu, bo w czerwcu, a do domu wychodził w samym środku, naprawdę upalnego lata pod koniec lipca. Drugiego syna, co tu kryć urodziłam z kolei w samym środku zimy, minusowych temperaturach i z padającym śniegiem za oknem. W sumie był to pierwszy i ostatni śnieg poprzedniej zimy. I z każdym z nich miałam problem – kiedy wychodzić, jak wychodzić, na ile wychodzić. I choć teoretycznie w tym roku powinnam już naprawdę być bardziej ogarnięta w tym temacie, bo w końcu drugie dziecko, to jednak nadal nie wiedziałam jak zrobić to tak, żeby było dobrze. I tak pewnego dnia, tydzień po tym jak wyszliśmy ze szpitala, kiedy mój młodszy syn miał niespełna 2 tygodnie postawiłam wszystko na jedną kartę i … poszliśmy na spacer.




Często dostaję pytania właśnie o te pierwsze spacery, ale też i ogólnie o spacery. Często w kontekście wcześniaków, ale nierzadko też i dzieci urodzonych w terminie. Co najlepsze od tego werandowania, które było jakby początkiem wejścia w świat spacerów, powoli już się odchodzi. Nawet są już takie głosy mówiące o tym, że można spokojnie z dziećmi wychodzić bez werandowania. Ja werandowałam Staszka raz, może dwa razy. Do dzisiaj nie wiem czy to, że poszłam z nim na dwór tak szybko i to jeszcze na minusy było dobrym posunięciem. Ale nie odczuwamy żadnych skutków tego.

Obawiałam się też trochę spacerów zimą z innego powodu – z powodu smogu. Mieszkam w takiej części miasta, gdzie są stare kamienice – coraz częściej odnawiane, ale też i takie do których czasem strach wejść i obok nich przejść. O ile kamienica w której mieszkam posiada ogrzewanie gazowe, o tyle nie wszystkie wokoło mnie też. A to czym palą ludzie wokoło mnie też daje niestety wiele do życzenia. I naprawdę to czuć. Zwłaszcza po godzinie 17.

 

 

Staś to takie dziecko lubiące spacery. Ci co czytają nas od dawna pamiętają pewnie czasy, kiedy z hejtem na plecach przeniosłam go z gondoli do spacerówki. Sama wtedy byłam temu strasznie przeciwna, ale wersja spacerowa pozwoliła mi spacerować bez jego ciągłego krzyczenia, wracania w tychże krzykach do domu. Nie będę również ukrywać, że sama byłam przeciwniczką, wiec w pełni rozumiałam argumenty innych, że 4 miesięczne dziecko nie nadaje się do spacerówki, nawet takiej, która jest na prosto. Ja w pewnym momencie wybrałam mniejsze zło.

Po Jaśka czasem trzeba było wyjść do szkoły i czasem i zaprowadzić. Były wiec dni, że jeszcze przed 8 rano ja już spacerowałam na dość, powiedzmy sobie wprost – chłodnych porankach. W pewnym momencie wyszło nam w to nawyk, zwłaszcza, że Staszek wykazywał spore zainteresowanie spaniem na spacerach. A, że on nigdy specjalnie dobrze nie sypiał, to żeby go nie nosić non stop, ja wychodziłam z nim na dwór. Co najlepsze Staszek potrzebuje jedno tempo spacerów i czasem jak ktoś ze mną spaceruje to pyta dlaczego tak szybko chodzę. To już również nawyk. Takie dość konkretne tempo.

Ważna rzecz, którą zawsze stosuję to adekwatne ubieranie do pogody, kiedy wychodzimy na spacer. Zgodnie z tym co mamy za oknem, a nie tym co mamy w kalendarzu. Pamiętam jak wywołałam ogromną falę niekończącej się dyskusji, kiedy w marcu pokazałam mojego syna (w gondoli!) bez czapeczki. Dziecko, które nie chorowało, na naprawdę obłędnie ciepłej pogodzie jak na marzec. U nas szybko zrobiło się ciepło, w porównaniu jak się okazało do innych rejonów Polski, lecz często oceniano nas przez pryzmat tego, co właśnie inni mieli za oknem. Niepotrzebnie. Brak czapeczki nigdy nie zrobił nam żadnego psikusa. Byłabym ostrożniejsza przy ubieraniu gdyby Staszek chorował i musiałabym faktycznie uważać – tak miałam z Jasiem. Ale Staszek … nie choruje. On do tej pory miał tylko jednorazową temperaturę 38 stopni i nadal nie wiem czy to nie była wina termometru, bo po ponownym zbadaniu chwilę potem było już w normie. Jedyne co nas dotyka to katary, ale chłopcy się po prostu nawzajem zarażają.

Chodzimy też na spacery niezależnie od przeziębień chłopców. Pamiętam moje zdziwienie, kiedy Jasiek z dysplazją oskrzelowo-płucną miał wychodzić na dwór (oczywiście w miejsca gdzie nie ma skupisk ludzi) przy zapaleniach oskrzeli, pod warunkiem, że nie miał gorączki. No i nie na minusy – Jasiek bardzo długo źle znosiły minusowe temperatury, po prostu się dusił. Wielokrotnie na insta wrzucałam zdjęcia spacerów nawet w deszczu. Zakładałam wtedy kurtkę przeciwdeszczową i kalosze. Mój pakiet „jestem matką level master„.

Warto pamietać – co tyczyć się powinno rodziców głównie noworodków i niemowląt, że dość słabym pomysłem jest spacerowanie w pierwszych tygodniach życia dziecka po centrach handlowych. Raz, że zwłaszcza w okresie grypowym może to się niezbyt dobrze skończyć dla malucha, a poza tym centra handlowe to ogromne bodźce dla zbyt małego człowieka. On nie bardzo będzie umiał je przetworzyć, jego mózg nie jest jeszcze gotowy na te hałasy, tłok, szumy, klimatyzacje itp.

No i z tego miejsca również chciałabym szerzej opisać, pokazywany już zresztą przeze mnie śpiworek firmy B.O.Z.Z dostępny TU – klik. 

Ostatnio jest to nasz – ewidentnie „must have” spacerowy. W głównej mierze dlatego, że jest z jagnięcej wełny. I wprost z zimnej Skandynawii. Chciałam obalić kilka mitów, które w momencie opublikowana powyższego zdjęcia spotkałam się na fanpage.

Po pierwsze skupmy się na tym czym właściwie jest ta wełna jagnięca i jakie ma właściwości. Przede wszystkim wełna  dobrze (a nawet bardzo dobrze!) izoluje ciało dziecka przed niskimi temperaturami, czyli idealnie nadaje się na największe mrozy. U nas w Polsce ich za bardzo niema, ale także bardzo dobrze odprowadza wilgoć.  I tu właśnie chciałam obalić mit, że wsadzając w to dziecko na plusach je przegrzewam. Bowiem wełna jagnięcia jest doskonałym włóknem nie tylko jesienią czy zimą, ale także w czasie największych upałów. Nie wiem czy wiecie, ale podobnie jest z butami Emu lub UGG.

Cena tego śpiworka jest niestety proporcjonalna od materiału z którego został ten produkt wykonany. Dlatego nie będziemy udawać, że jest to tania rzecz, bo zdecydowanie nie jest. Lecz jest to towar luksusowy.

Kolejna rzecz, którą przeczytałam, że najlepiej wełna wygląda na jagniątku. Otóż – ta wełna została pozyskana z pierwszego strzyżenia jagniąt. I w żaden sposób nie zagraża to życiu, ani zdrowiu zwierzęcia.

Jeździmy dwoma modelami stokke i do xplory nie bardzo pasuje. No chyba, że odwrócę siedzisko. Nie mam go tak dobrze dopasowanego do wózka jak śpiworek Beztroski, ale mogę (jak na zdjęciach powyżej) rozpiąć śpiworek i wozić Staszka w samym futerku.

Kilka wskazówek dla rodziców wcześniaków:

  1. Pierwsza spacery warto omówić z zaufanym lekarzem, najlepiej neonatologiem. To kiedy i w jaki sposób powinno być indywidualnie podjętą decyzją. Warto się jednak tych spacerów nie bać. Świeże powietrze jest o wiele lepsze dla dziecka niż tzw. „kiszenie w domu”.
  2. Staraj się omijać skupiska ludzi, zwłaszcza jeżeli twoje dziecko urodziło się skrajnie przedwcześnie i jego odporność jest na bardzo niskim poziomie. Zwykły katar u zdrowego noworodka, może mieć katastrofalne skutki w przypadku wcześniaka.
  3. Ubieraj adekwatnie do pogody. Uważaj na przegrzewanie. Jest najczęstszym błędem popełnianym przez rodziców.

Skorzystam w tym tekście z okazji, by Wam napisac, że stokke crusi i stokke xplory to dwa skrajnie różne wózki do różnych zadań specjalnych. Xplory łatwiej mi się prowadzi i jest bardziej skrętny, lepiej „płynie”, jest węższy więc wszędzie nim wjadę. Ale crusi jest bardziej funkcjonalny. Ma wielki kosz w który zmieszczę wszystko. Xplory ma jednak coś, czego nie ma crusi! Możliwość regulowania zarówno wysokości siedziska jak i rączki i to naprawdę na bardzo niskie poziomy. W ten sposób Jasiek spokojnie wozi swojego brata, majac wózek na swojej wysokości.

Zdradzę Wam jednak sekret, że ostatnio mam na spacery strasznego lenia. Jak widzę tę szarugę za oknem, to mam ochotę zakopać się pod koc i iść spać. Ale to wiecie – prawie tak wykonalne jak zrobienie szpagatu, zatańczenie w balecie, albo wysprzątany pokój mojego 8 latka. 😉




1 komentarz

  1. Starszy syn (czerwcowy wcześniak) był prawdziwym miłośnikiem spacerów, dlatego spacerowaliśmy codziennie, nawet przy lekkich mrozach i chłopak chował się zdrowo-pierwszy katarek przerabialiśmy jak miał 6 miesięcy, a pierwsze i jedyne zapalenie oskrzeli w wieku ponad 19 miesięcy. Młodszy miał z kolei prawie 2-miesięczny epizod, kiedy nie chodziliśmy na spacery w ogóle, bo cały spacer krzyczał w niebogłosy. Codziennie podejmowaliśmy próbę, ale po kilku minutach wymiękaliśmy. Chorował więcej, choć też nie możemy narzekać. A w ogóle spacery są podstawowym punktem zaleceń od naszego lekarza, kiedy chłopcy są przeziębieni-początkowo też mnie to dziwiło, ale jednak potwierdzam, że to dobry pomysł.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.