A jak Ty jesteś przygotowany na 6latki w szkole?
Dzisiejsze pokolenie rodziców wymaga. Nie od siebie, ale od innych. I w ten sposób ktoś zasiał ziarno paniki w przypadku reformy 6latków w szkole, a reszta to urodzajny plon pełen ludzi, którym się wydaje, że tak jest. Mnie już poważnie nie dziwi, że Wasze dzieci nie poradzą sobie w szkole. Nikt by sobie nie poradził jakby non stop słyszał jaka szkoła jest zła, jaka niegotowana, jacy nauczyciele debile …
Przeciętny Kowalski, któremu piana tryska z ust na samą wzmiankę o szkolę dla 6latków,mówi, że szkoła jest niegotowa. To oznacza, że jest niegotowa, bo tak. Chwilę później przeciętny Kowalski, o równie przeciętnym intelekcie zaczyna wymieniać, że zna parę takich szkół, bo jego koleżanka ma kuzynkę, kuzynka z kolei ma brata i tego brata dziewczyny koleżanka ma córkę w szkole, która nie spełnia kryteriów. Spoko. To bardzo przekonywujące …
Tak się akurat składa, że kiedy pytam rodziców, co dokładnie jest nie tak w ich szkołach, czytam, lub słyszę, że wszystko. Nauczyciele to banda idiotów, ławki za wysokie, tablica nie taka, dywanu brak. Jedzenie gówniane, a świetlica przepełniona. Kiedy pytasz takich ludzi oto, co robili i jakie alternatywy zaproponowali szkole (bo być może szkoła potrzebuje zaangażowania rodziców), wszyscy nabierają wody w usta. Nikt się angażować nie chce, nikt się nie chce wychylać, ale do krytyki każdy pierwszy. Bomba!
Spójrzmy np. na ciągłe narzekanie rodziców na toalety w szkołach. Szkoła ma mieć nisko sedes i już. Kiedy pytasz takiego rodzica, czy zaraz po urodzeniu dziecka, na dosłownie dwa, trzy lata zaniżał sedes w domu, słyszysz śmiech. Ale szkoła ma te sedesy mieć nisko i już. Okej. Ale dlaczego? Ano, bo jak się zacznie wspinać to rączkami dotknie toaletę pełną bakterii. A ja naiwnie myślałam, że wtedy po prostu myje się ręce …
Wróciłam dzisiaj ze szkoły. Szkoła publiczna,do której miałam tyle zastrzeżeń z początku, że z trudem znajdowałam plusy. I ze zdziwieniem stwierdziłam, że doprawdy nie mam się do czego doczepić. Sala duża, uczniów 19 (może i mniej, bo wiem, że jednego na pewno mama odroczyła). Jest dywan o który tak wielu rodziców grzmi. Są i niskie ławki, tablica interaktywna. Jest i nauczycielka rozdająca kartki z imionami dla dzieci, która (uwaga!) zapytała moje dziecko: ,,Wolisz ja się do Ciebie mówi Jan, czy Jasiu?„, ponieważ zrobiła dwie karteczki dla każdego z dzieci, których imiona można zdrabniać. Po dwóch godzinach Jan wyszedł z uśmiechem od ucha do ucha, stwierdził, że poznał nowego kolegę i Pani jest spoko.
Od ponad roku magluję temat 6latków w szkole przechodząc z bycia anty na bycie pro. Zmądrzałam po prostu. Wielu chce mieć wybór i podejrzewam, że gdyby w życie weszła ustawa, że do szkoły mają iść 8latki, to duża część rodziców też by się przeciwstawiła, tak dla zasady, bo bunt jest wpisany w nasz kod genetyczny.
Jeżeli w jakiejś szkole dzieje się źle – a dziać się może. Jeżeli w jakiejś szkole nauczyciele drą się na uczniów (zwlaszcza tych najmłodszych, bo Ci starsi podejrzewam sobie poradzą …), to obowiązkiem rodzica jest aby to zgłosić. Rodzic ma to zmienić. Rodzic ma reagować. I już. Jeżeli nie reagujecie na to, że w Waszych szkołach nie ma spełnionych kryteriów, odgórnie narzuconych przez MEN, to sami przyzwalacie na to. Większość z Was nie ma pojęcia co dziecko w pierwszej klasie powinno umieć, a czego umieć nie musi. Jeżeli jakaś zerówka nie chce wypuścić dziecka – notabene nierzadko 5latka – bo nie potrafi czytać, to mamy do czynienia z nadużyciami, bo Wasza pociecha idąca do szkoły nie musi tego umieć.
Wypalenie zawodowe nauczycieli to mój ulubiony temat. Tak jakby można było powiedzieć po 10, może 20 latach wykonywania zawodu, że jest prawo do wypalenia, co rzutuje na dalszą przyszłość ucznia. Otóż – od tego też są odpowiednie instytucje, ale tak się akurat składa, że ja współczuję wszystkim nauczycielom i każdemu z osobno za to z jakimi rodzicami przychodzi im się teraz zmierzyć. Roszczeniowa postawa, moje dziecko święte, moje dziecko najzdolniejsze, najmądrzejsze, w którego blasku zajebistości inne dzieci mogłyby się opalać. Ci sami rodzice mają ciągle pretensje, jak ich dziecko czegoś nie umie, a zamiast z dzieckiem usiąść, porozmawiać, pomóc, cały bagaż oddaje się pod opiekę szkoły. Bo po co się męczyć?
Od 2r.ż kupuję mojemu dziecku książki z zadaniami adekwatnymi do wieku. Zwykle są to proste zadania matematyczne, coś na logikę. Traktujemy je na równi z innymi czynnościami takimi jak klocki lego, gry planszowe czy zabawa w ciuciubabkę. Nie robi tego przymusowo, nikt go do tego nie zmusza. Po prostu siada, zrobi i idzie robić coś innego. Uczony był od samego praktycznie początku, że książki nie gryzą, a liczenie i czytanie jest równie fajne jak gra w piłkę. Dla niego nie będzie to przykry obowiązek, przed którym obecnie rodzice próbują chronić swoje biedne, niegotowe dzieci …
To wy się nie nadajecie. To Wy ciągle wmawiacie swoim pociechom, że szkoła jest zła, nie wierzycie we własne dzieci dlatego na siłę wynajdujecie argumenty o szkole. Za moment dojdziemy do punktu w którym niektórzy zaczną sprawdzać białą rękawiczką czy w szkole jest wystarczająco czysto.
Ciągle czegoś chcecie – a to od szkoły, a to od nauczycieli. A ile – no ile – daliście od siebie? Ile zdążyliście dziecko nauczyć? Ile wiedzy przekazaliście? Ile minut tygodniowo poświęcacie (no bo o dziennie nawet nie pytam) na szlifowanie z dzieckiem tych wszystkich rzeczy, na które Waszym zdaniem dziecko jest za małe, albo (he,he) ma wakacje?
Skracanie dzieciństwa? System edukacyjny do dupy?
Bosko. Rośnie nam cudowne pokolenie wychowywane w przekonaniu, że szkoła jest zła …
Gratuluję rodzice! Oklaski na stojąco! Oraz Order Mistrza dla Państwa E. którzy przyczynili się do tej zbiorowej paniki.
8 comments