Facet też ojciec.
Dostałam wiadomość od Jurka Guca, w sprawie jego najnowszego felietonu. Choć chciałabym klasnąć w dłonie z zachwytu, stwierdzić, że facet ma racje, to gdzieś tam czuję, że użył zbyt wielu stereotypów by zyskać moje pełne uznanie.
Niewątpliwie jeden punkt należy pochwalić. Matki też są dobrymi pracownikami. Niestety w dobie śmieciowych umów, braku rozwoju, czy dzięki pracodawcom, którym nie opłaca się ich zatrudniać [najpierw idą na L4 a potem dzieci chorują], nie mogą rozwijać swoich skrzydeł. Wyjątkiem są kobiety, które z racji wykształcenia i pełnionej wcześniej funkcji mają do czego wracać, a nawet roczny macierzyński zaczyna w pewnym momencie ciążyć, ale jest to malutki procent wszystkich matek.
Spójrzmy na to jednak z innej strony.
Dzisiejsze pokolenie matek to kaleki. To te kobiety, które piszą o sobie, że są pełnoetatowe, nie siedzą w domu tylko wykonują milion prac domowych, a ich jedyną rozrywką jest przebieranie śmierdzącego pampersa [pech chce, że czasem w restauracji]. Byłby w tym jakiś motyw do samobójstwa, gdyby nie fakt, że te same kobiety decydują się na kolejne pociechy, co można już powoli zacząć nazywać masochizmem. Ironizuję, żeby było jasne.
Patrzę na to wszystko nieco z boku, jako matka 5latka. Pamiętam te czasy jak był niemowlęciem, a stwierdzam nawet, że o wiele bardziej absorbującym niż przeciętny niemowlak. Dodatkowo do moich obowiązków dochodziła rehabilitacja, poradnie, czy kolejny odhaczany na liście lekarz. I facet w robocie i babcie na drugim końcu miasta. Ale do perfekcji opanowałam picie zimnej kawy. A i mój dom nigdy nie był zbyt czysty, pranie potrafiło leżeć w pralce dwa dni, a podłoga lepić się od marchewki. Ale nie czułam żadnego obowiązku by się nad sobą użalać, bo po prostu to mogło … poczekać.
Jeżeli zaś chodzi o organizacje, te dzisiejsze matki, które nawet siedząc z rocznym dzieckiem nie potrafią się zorganizować [gdzie cała masa ma zmywarki, pralki i inne bajery], pracownik idealny, mieni się tylko jako kiepski żart. I nie żebym w tym momencie kogokolwiek obrażała, ale nasze babcie z politowaniem kiwałyby głowami, gdyby miały jednorazowe pieluchy, gotowe obiadki, zabawki różnej maści, pralki, zmywarki itp. a i tak nie umiałyby znaleźć czasu na to by na chwilę usiąść.
No i ta moda na słynne ,,Szlachta nie pracuje” w połączeniu [z reguły] z niepowtarzalną chęcią dowiadywania się o wszelkich możliwościach pomocy z MOPS’u. Błękitna krew aż się leje.
W tym wszystkim brakuje mi roli ojca. W felietonie przedstawiony jest on jako mężczyzna. Z kolei kobieta jako matka. W wielu rodzinach nadal panuje patriarchalizm i będziemy potrzebować co najmniej dwóch pokoleń, by to zmienić. Jesteśmy jednak na dobrej drodze, bo coraz więcej ojców próbuje walczyć z bolesnym stereotypem jakim jest weekendowe wychowywanie. Dodaję do tego również fakt, że wielu mężczyzn chce karmić dzieci, wstawać w nocy, ubierać, kąpać, karmić, czy wychodzić na spacery [nawet w chuście!]. Pomijanie tej roli, jest dla mnie absurdalne. Bo i ile staramy się walczyć ze stereotypem matki-pracownika, tak wypychamy gdzieś mężczyznę-ojca-pracownika i przekształcamy go na mężczyznę-pracownika. Zajeżdża mi trochę pseudo-feminizmem.
Dla tych, którzy własnie zaczynają pisać komentarz, na temat mojego wcześniejszego ironizowania, by przekonać mnie jak bardzo nie mam racji, właśnie chciałam się przyznać, że użyłam taniego chwytu. To stereotyp. Użyty na potrzeby tekstu. Taki sam jaki pojawia się w felietonie. I powiedzmy, że na podobnym poziomie.
Weźmy Panią Kazie, która pracuje na tym samym stanowisku co Pan Jan w tej samej firmie. Codziennie Kazia i Jan klikają z taką samą zawziętością w korpomyszkę. Mają tego samego korposzefa i te same korpoprojekty. Mimo to Pani Kazia otrzymuje mniejsze wynagrodzenie i ma stosunkowo mniejsze szanse na awans. Co za tym idzie awans przypada Panu Janowi, choć Pani Kazia dała z siebie stosunkowo więcej.
Jak pokazują wynikiOgólnopolskiego Badania Wynagrodzeń przeprowadzonego przez Sedlak & Sedlak w 2011 roku, bez względu na kryterium (np. wiek, staż, stanowisko, wielkość firmy czy pochodzenie jej kapitału), dysproporcje wynagrodzeń kobiet i mężczyzn są bardzo wyraźne. Nierówności płacowe zwiększają się także wraz ze szczeblem zarządzania – im wyższy, tym większa różnica między wynagrodzeniami pań i panów. O ile w przypadku pracowników szeregowych różnica ta wynosi niecałe 10% (250 PLN), o tyle na najwyższym szczeblu (dyrektor/zarząd) rozbieżności sięgają już 23% (3 000 PLN).
Na potwierdzenie powyższego dodaję cytat drugi z wynagrodzenia.pl :
Ankieta przeprowadzona przez amerykańską organizację Catalyst w 2010 roku w Stanach Zjednoczonych wskazała szczeble zarządzania, na jakich znajdowały się kobiety i mężczyźni aplikujących do pierwszej pracy po ukończeniu studiów MBA. Aż 60% pań swoją pierwszą podjęło w obrębie najniższego szczebla zarządzania – wśród panów odsetek ten wynosił 46%. Tylko w tym przypadku kobiet było więcej niż mężczyzn. Na wyższych szczeblach zarządzania, relacja ta ulegała odwróceniu. Smutniejszą statystyką jest ta związana z dalszym rozwojem kariery. To samo badanie ujawniło, że mężczyźni znacznie częściej awansują i zajmują wyższe stanowiska. O ile w przypadku pracowników szeregowych i niższych menedżerów przeważają kobiety, o tyle na pozostałych szczeblach dominują panowie. W Stanach Zjednoczonych stanowisko CEO piastowało w 2010 roku dwukrotnie więcej mężczyzn niż kobiet. I z całą pewnością nie wynikało to z braku aspiracji zawodowych czy kompetencji pań.
Mogę pogratulować Jurkowi, że próbuje namówić pracodawców do zatrudniania matek. Ale stereotypu nie możemy przebijać stereotypem. Różnice w płacach i stanowiskach własnie ze stereotypu się biorą. I nawet głoszenie dżender tu nie pomoże.
Co zaś się tyczy Skłodowskiej-Curie z felietonu:
element charakterystyczny dla pracy kobiet – nieobecność na świecznikach, w kolejce po nagrody i sławę. I Maria Skłodowska Curie jest tu jednym z nielicznych, chlubnych wyjątków
jeżeli wierzyć Historii bez cenzury to wierutna bzdura.
Bez jaj. Bądźmy poważni. To czy pracujemy czy też nie, nie jest wcale zależne od tego czy jesteśmy matkami. Nasze predyspozycje zawodowe nabywamy wcześniej niż w dniu porodu. Poza tym nie mamy obowiązku by się tłumaczyć pracodawcy czy jesteśmy matkami, czy planujemy rodzinę [ba! Pracodawca zgodnie z prawem, nie może nas oto pytać].
Tadam.
Ale jako pracodawca nie chciałabym zatrudniać kobiety, która nie powiadamia mnie o tym, że jest w ciąży, a po miesiącu, trzymając już w ręce umowę o pracę idzie na L4.
źródło zdjecia:http://tygodnik.onet.pl/kraj/zadnej-pracy-sie-nie-boje/tejlc
18 comments