Nie odnalazłam się na żadnej rodzicielskiej grupie.
Przerażały mnie 3 miesięczne dzieci sadzane przed telewizorem po 30 minut dziennie, żurek dla 5 miesięczniaka z paczki, czy pianka z piwa dla 4latki. W trakcie świąt powielający się temat tego co może jeść półroczne niemowlę z Wigilijnego stołu i twierdzenie, że trochę bigosu i kapusty z grzybami nie zaszkodzi.
Przerażały mnie matki, które twierdziły, że sok z buraków zawsze wyleczy anemię i nigdy nie zgodziłyby się na przetaczanie krwi, a lekarze to konowały opłacani przez koncerny farmaceutyczne budujący swoją gruntowną pozycję szczepionkami. Zresztą szczepionki to samo zło i zamach na własne dziecko. W dzisiejszych czasach szczepią tylko niedouczeni idioci.
Nie brakowało też fanatyków w każdej dziedzinie – karmienie piersią, szczepienia, eko, BLW, rb. Cała śmietanka dzisiejszego idealnego rodzicielstwa.
To właśnie w tych grupach niczym średniowieczne szamanki kobiety przekazują sobie wiedzę tajemną jak leczyć dziecko, jak nie ufać lekarzom i jak robić to samemu. Nie dawać leków zgodnie z zaleceniami lekarzy, nie leczyć gorączki farmaceutyką (wysokiej gorączki), a w pokonaniu krztuśca wystarczy witamina C.
Doszło do tego również nie kąpanie dzieci. Na zdrowie – raz w tygodniu, niektórzy nawet raz na dwa 2,3 tygodnie. Rośnie nam więc dodatkowo pokolenie brudasów, którzy nie wyniosą z domu nawyków higienicznych. O ile w pełni się zgadzam, że noworodka kąpać codziennie nie trzeba (flora bakteryjna i te sprawy), o tyle kilkulatek, biegający, pocący się …
Fuj.
Pojawia się też bliżej niezidentyfikowany ból dupy na punkcie pieniędzy innych, tu nawet rodzaj pieluchy daje rodzicielski prestiż. Pieluchą da się szpanować. Tymi Pampers, kupowanymi przez nowobogackie mamuśki.
Offtopowych kółek wzajemnej adoracji mających jeden mózg nie ma końca. Grupy i pod grupy dają kolejny obraz absurdalności. Oceniania nawzajem swoich kompetencji rodzicielskich, choć kiedy zamkniesz klapę laptopa Ci ludzie nie istnieją, ani teraz, ani nie istnieli nigdy.
Przerażało mnie zawsze dokonywanie pomiarów leczenia przez pryzmat ludzi, którzy (tak jak ja) oferują innym tylko wiedzę z google, ewentualnie wiedzę popartą własny doświadczeniem. Rozumiem, że czasem trzeba się zapytać o coś, nie mając możliwości skontaktowania się z lekarzem, rozumiem, że czyjeś doświadczenie może pomóc, bo zarysuje nieco sytuacje. Rozumiem w pełni, bo sama czasami pytałam i pytać będę. Przeraża mnie tylko przerywanie leczenia, często antybiotykoterapii, bo ktoś nam napisze, że antybiotyk to zło, nie doda, że antybiotyku ot tak się nie odstawia. Nigdy. Chyba, że wystąpią skutki uboczne. Przeraża mnie, kiedy poważne choroby (zapalenie płuc, oskrzeli, czy nawet astmę) diagnozują obce osoby, bo ich dziecko tak miało, więc Twoje pewnie też. Dodatkowo również szczegółowo opisują leczenie.
Aż dziw, że sami nie skończyli studiów medycznych.
Przeraża mnie, kiedy ktoś narzuca komuś swoje zdanie na temat szczepień i w jedną i w drugą stronę, a kiedy osoba podejmie inne działanie niż proponowane, obrażona osoba odpowiada, że dziecko powinno mieć więcej szczęścia niż matka rozumu.
Kliknięcie krzyżyka w prawym, górnym rogu traktuje często jako jedyne kółko ratunkowe. I wychodzę z założenia, że umiejętne posługiwanie się tym krzyżykiem nie niszczy moich nerwów.
Wreszcie temat o siatkówczaku, informacja dodatkowa dla Was. 99% dzieci nagle ma raka. Pytania do mnie, czy to jest to. Zapomina się o tym, że nie jestem okulistą.
Mam ochotę usunąć temat i przy kolejnym takim temacie mocno puknąć się w czoło zanim zrobię opublikuj. Przecież żyje w czasach, gdzie dzieci diagnozuje wujek google.
Żyję w przerażających czasach.