#lepszyporód
Ruszyła akcja Lepszy poród. Na światło dzienne wychodzą kolejne historie, choć Fundacja Rodzić po Ludzku od 20 lat odsłania patologię polskich szpitali na porodówkach.
Dlaczego wchodzę w akcję?
Chcę zmian. By już żadna kobieta nie usłyszała: ,,Zamknij kurwa tę mordę!„.
Na piedestale hierarchii polskich placówek medycznych powinniśmy wsunąć szacunek, empatię, wyrozumiałość. Nie potrzeba nic więcej. Tymczasem spokojnie, możemy uznać, że nadal na wielu porodówkach łamane są podstawowe prawa pacjenta. Zresztą, nie tylko na porodówkach.
Szpital w którym rodziłam rości sobie prawo do nazywania siebie przyjaznym rodzinie. Być może, pod warunkiem, że jesteś pacjentką tamtejszych lekarzy o wyższej randze, z pięknym prof. przed nazwiskiem. Skoro kobiety płacą po 200-300 zł za wizytę prywatną w ciąży, wykupują sobie miejsce w tamtejszym szpitalu i dobrą opiekę. Powiedzmy, że działa to mniej więcej na zasadzie ,,Tą bierzemy od razu bo jest pacjentką profesora X, a ta niech poczeka. Jest z zewnątrz! Co z tego, że czeka już któryś dzień na miejsce na oddziale?”
Piszę to oczami pacjentki z zewnątrz.
Oczywiście specjalistyczny sprzęt do ratowania dzieci ma rekompensować wszystkie minusy chamstwa i buractwa. Uratowaliśmy Ci dziecko, więc się odwal.
I kiedy mam nadzieję, coś się zmieniło, bo przecież rodziłam w 2009 roku, położna, która odbierała mój poród mogła mieć zły dzień (co i tak jej nie usprawiedliwia), a tej laktacyjnej złożono wypowiedzenie, to pojawiają się kolejne historie z tamtejszego szpitala, które mrożą krew w żyłach. A nazwa taśmociąg poznański idealnie określa tamtejsze warunki.
Ale ja chcę czytać pozytywne historie. Chcę słuchać zadowolonych kobiet.
Chcę, by każda kobieta, która ma na swoim koncie szczęśliwy poród z cudowną położną też opisała swoją historię. By wszyscy wiedzieli, że się da. Że wystarczy chcieć. Że to nic trudnego. Że wcale nie trzeba płacić dużych pieniędzy. Że wcale nie trzeba rodzić w prywatnej klinice.
Można.
Przeczytałam PT jedną z kartek. Lekarz stwierdził, że tak ogolone to za jego czasów były prostytutki. PT stwierdził, że lekarz powinien dostać w twarz (no dobra, PT powiedział to nieco wulgarniej) od męża/partnera kobiety. I tu pojawia się mojego pytanie – czy tych historii byłoby mniej, gdyby obok ktoś stał? Kto byłby w stanie zareagować?
PT przy moim porodzie zabrakło. Widzę tego więcej plusów niż minusów, bo choć byłam traktowana jak ściera od podłogi i kolejny, odbiegający od normy przypadek, to jednak nie chciałabym aby PT mnie w tej chwili widział. W tej w której drę się z bólu.
Ale wiem, że on by zareagował.
Ostatnie miłe słowa przed porodem otrzymałam od pielęgniarek z oddziału na którym leżałam 1,5 miesiąca. To one mnie wiozły na porodówkę. Poinformowały dziewczyny z pokoju, że rodzę. Jedna więc miała możliwość, żeby poinformować PT. Ale PT, który wtedy był na Rondo Rataje w Poznaniu, nie zdążył dojechać do kliniki.
Chwyciłam jedną z pielęgniarek za rękę. Mówiłam, że strasznie boli, że nie wytrzymam. Ona mnie po tej ręce pogłaskała i powiedziała, że dam radę. Tak daleko zaszłam, że muszę dać radę. Że będzie dobrze.
I ja jej naprawdę uwierzyłam.
A ona? Miała rację.
Dałam radę. I moje dziecko też dało radę.
29 comments