Dzisiaj ja Ci poczytam mamo!
Czym jest metoda Domana? Jej plusy i minusy?
Jak wygląda nauka czytania u dzieci przed podjęciem edukacji szkolnej?
No i po co uczyć dziecko czytać wcześniej?
Doman uważał, że dziecko mające 2-5 lat łatwiej jest nauczyć czytać niż 6-7 latka idącego do szkoły.
I chyba coś w tym jest.
Zaczęło się niewinne.
Od nauki literek. To wcale nie było trudne, wystarczyło kupić magnesy na lodówkę. Pomysł zresztą nie mój, a mamy, której synek jest rówieśnikiem Prezesa (różnią się trzema dniami).
Kupiłam, w zabawkowym za kilkanaście złotych.
Prezes przekładał, układał, pytał ,,Cio to za liteLka mamo?” – po czym okazało się, że w przeciągu dwóch dni zapamiętał wszystkie. Drukowane rzecz jasna.
Miał niecałe 3 latka.
W październiku nastąpił też jakiś przełom – miał 3,5 roku (niecałe). Pożegnał smoczek i zaczął pisać literki. Sam. Głównie T i U. Jego ulubione. Nawet mu nie pokazałam. Sam narysował na tablicy, kredą po czym dumnie mnie zawołał.
O! Zdolniacha.
Książki czytamy mu +/- od 6 miesiąca życia.
Tak jakoś się złożyło, że zarówno ja, jak i PT książki uwielbiamy. Obydwoje zupełnie inne rodzaje, ale jednak miłość do książek jest.
Przekazaliśmy tę miłość Prezesowi.
Miał 2,5 roku kiedy sam, butnie stwierdził, że on już jest na tyle ,,duzi”, że chce się nauczyć czytać.
2,5 latek? Czytający?
Nie!
Uparcie twierdziłam, że na czytanie ma czas. Na literki też. Książki wystarczą.
Potem przyszedł moment w którym zdałam sobie sprawę, że dziecko ma tak ogromny potencjał do nauki, że szkoda go marnować. Tym bardziej, że dziecko w tym wieku zapamiętuje stosunkowo lepiej wszystko niż dziecko starsze.
W ten sposób Prezes w wieku 3 lat potrafił złączyć proste słowa.
KOT. DOM. OKO. KOZA itp.
Całkiem ciekawe doświadczenia, tym bardziej, że Prezes jest stosunkowo mniejszy niż rówieśnicy, więc kiedy w wieku 3 lat przeczytał wyraz ,,kot” w książce ,,Kot w butach” ze swoimi 95 centymetrami, Pan siedzący obok nas zamarł z gazetą w ręce.
Obecnie Prezes ma 4,5 roku.
W czerwcu skończy 5.
Czyta dużo. Czytamy nawet razem bajki. Dzisiaj – mimo iż miał gorączkę – pomagał mi czytać: ,,Wilk i siedem koźlątek”.
Idąc na spacery czyta różne wyrazy (głównie te krótkie) na szyldach, tablicach, wystawach sklepowych. Idzie mu nawet całkiem sprawnie odkąd wdrożyliśmy naukę sylabową.
A zaczynaliśmy od … Domana.
Globalne czytanie było naszym pierwszym faworytem. Lecz ma podstawowy minus.
Fleksyjność polskiego języka nie nadaje się do tego by nauczyć dziecko całkowicie czytać tą metodą.
Metoda Domana ma za zadanie nauczyć dziecko zapamiętywania całych wyrazów. Było to dla nas o tyle łatwiejsze,że Prezes ma świetną pamięć. Nauczył się Domanem masę słów, ale nie potrafił ich odmienić.
Przeczytał piękne ,,tata” ale nie przeczytał równie pięknej odmiany ,,tato”.
Musiałabym wiec go uczyć każdego słowa we wszystkich odmianach co byłoby niesamowicie trudne.
I moim zdaniem niewykonalne.
Wierzę jednak w czytające 2latki, ale w krajach anglojęzycznych skąd pochodzi ta metoda.
Przeszliśmy na … czytanie sylabowe.
Kupiliśmy podręcznik.
Dla zainteresowanych – KLIK.
Prezes świetnie radził sobie już jako 3latek z rozdzielaniem wyrazów na sylaby (ale tylko słownie), więc obecnie nie ma żadnych problemów z łączeniem słów.
Potrafi w podręczniku przeczytać już pierwszą czytankę – czterozdaniową.
Czy muszę pisać jaka byłam dumna?
No więc pękałam. Biłam brawo i chwaliłam pod niebiosa uśmiechniętego i dumnego z siebie Prezesa.
Mieliśmy wizję ćwiczenia czytania 30 minut dziennie. I rzeczywiście na początku się to sprawdzało.
Czytanie po kolei wszystkich słów, sylab, wyrazów, zdań.
Niestety Prezes ostatnio często choruje, a ja nie mam sumienia by przekonywać Prezesa z gorączką 38-39 stopni do tego by czytał.
Czytamy – ale mało, na pewno nie 30 minut dziennie, choć na pewno jak wyzdrowieje spróbuje znowu wyegzekwować ten czas na naukę czytania.
Co mu to daje?
Lepszy początek w szkole.
Tak. Wiem, zaraz będą głosy protestów, że dziecko się będzie w szkole nudzić.
Pytałam ostatnio o to Prezesa babcię, która kategorycznie temu zaprzeczyła i mówiła, że to bzdura.
Trzymam się tej wersji, tym bardziej, że ja sama w zerówce już sprawnie czytałam i w 1 klasie też.
Nie przypominam sobie nudów, przypominam sobie tylko wykorzystywanie mnie w zerówce do czytania wszystkiego co popadło. Przez to się strasznie zniechęciłam, bo miałam zawsze trudniej niż rówieśnicy, którzy czytać nie umieli w ogóle.
Prezes ma jednak problemy z małą motoryką. Ćwiczymy pilnie, ale widzę jak na dłoni,że z pisaniem to on na pewno będzie miał problemy w pierwszej klasie.
Jak zobaczyłam jego bociana (na wywiadówce w przedszkolu), którego miał odrysować na kalce to parsknęłam śmiechem.
(wiem, nie powinnam 😉 ).
Ma kupione pióro, ma specjalne maty do nauki pisania (sensoryczne również – pokazywałam je TU-KLIK).
Pióro na razie pierwsze lepsze, jak tylko zaczniemy naukę pisania (może na jesień?) kupię mu Parkera.
Aczkolwiek dodam, że drukowane litery napisze (w większości), ale duże.
I na tym stanęliśmy. Na razie.
Swoje rysunki ma w przedszkolu podpisywać. Niestety jakoś tak się zawsze składa, że nie chce.
W przedszkolu się nie nudzi.
Więc obalam kolejny mit, że dziecko ,,wiedzące więcej” się nudzi.
Nie nudzi się.
Ponoć nie wyrywa się nawet do odpowiedzi.
I dobrze.
Ale swoje wie.
I bardzo dobrze.
No więc droga mamo 3-4 latka – do dzieła,a może niedługo to Tobie będzie ktoś czytał bajki na dobranoc! 🙂
24 comments