15:13.
Sms od PT.
Że Prezes wpadł w histerie. Płakał. Ale PT go zostawił mimo iż było mu cholernie ciężko.
Dobrze, że w pracy miałam się czym zająć i nie myśleć. Nie myśleć o tym,że w tym momencie moje dziecko właśnie płacze.
Po 16 byłam w domu.
Pytanie PT czy podgrzać mi obiad.
Nie, nie. Obiad? Zwariowałeś? Żołądek podchodzi mi do gardła. Wyżej, wyżej. Robię sobie kawę.
Taaa … Kawa wystarczy.
Odpalam laptopa. Czytam. Kolejne komentarze na temat klapsów. O skrajnym debilizmie ludzi. Ale o tym jutro. O klapsach jutro. O ludziach, którzy nie szanują dzieci i muszą bić. O ludziach tak słabych, że muszą uderzyć dziecko, żeby wydobyć w nich szacunek. Nie zdając sobie sprawy, że to strach. Nie szacunek …
Potem zrobiła się 16:30. Słyszę PT, który mówi, że chce już iść po Prezesa.
Mruczę, że jeszcze z 15 minut.
A potem idziemy po Prezesa.
Przy bramie słyszymy płacz jakiegoś dziecka.
Ale ja wiem, że to nie płacze Prezes.
Prezesa poznałabym od razu.
Przechodzimy przed furtkę. Potem podchodzimy do płotu od placu zabaw. Widzę koszulkę Prezesa.
Siedzi. Na pewno nie płacze. Wpatruje się w płaczącego chłopca.
Ale na pewno nie płacze.
Gdzieś w gardle poczułam kulkę. Wielką kulę. Łzy napłynęły do oczu.
– Oochhh! Jasiuuu – szepczę.
Prezes patrzy na mnie.
Uśmiecha się.
– Cześć mamo. Ja jeszcze nie idę. Chcę tu jeszcze zostać.
Nie wierzę.
Stoję.
Nogi wrosły mi w ziemię.
Przedszkolanka uśmiecha się do nas. Mówi, że jak tylko PT wyszedł poszedł się grzecznie bawić.
Podchodzi do nas dyrektorka:
– A widzą państwo jak świetnie sobie radzi? W ogóle z nim problemów nie było.
PT rozmawia. Deklaruje, że wpłaci już pieniądze za czesne na wrzesień i za te zajęcia adaptacyjne.
Bierzemy Prezesa na ręce. Przytulamy mocno.
Mowimy, że jesteśmy z niego ogromnie dumni.
Bo jesteśmy …
Bo jestem teraz pewna, że we wrześniu wcale nie będzie problemów.
Bo Prezes jest dzielniejszy niż ja. 🙂
Bo tak to właśnie zwykle bywa, że rodzice panikują a dzieci- pełen luz 🙂
🙂
I po raz setny (czy też może 676890090) Jasiu okazał się dzielniejszy od mamy 🙂
ha no i widzisz, czuje że Jasiowi tam się bardzo spodoba. Swoja drogą jak ja zaczynałam swoją drogę przedszkolaka to było fatalnie, 3 miesiące ciągłego płakania, totalna aspołeczność i niemal całe 8 h spędzone przy oknie, ale u Pani na kuchni, bo to akurat nasza sąsiadka kucharką w przedszkolu była . 🙂
No a ja słyszałam cos o aspołacznym dziecku, to chyba nie Jasiu był;)
Witam,
z moim pierwszym było tak samo…ryczał gdy „przekazywałam” go w ręce Przedszkolanki…a jak go odbierałam to czasami nie chciał iśc do domu…
Więcej obgryzionych paznokci i ścisku w żołądku miałam Ja niż On…to bardzo naturalny stan…:-)