Nic mnie tak nie drażni jak robienie z ojców superbohaterów i wielkie brawa oraz pokłony, bo (och! borze szumiący!) odważyli się przewinąć śmierdząca pieluchę (wbrew pozorom kupa dziecka nie pachnie polnymi kwiatami). Ku mojej rozpaczy, bo przecież nie komentatorów, wiele kobiet uważa, że ich miejsce jest tam – w tym punkcie gdzie po jednej stronie jest dziecko, a po drugiej gary, po trzeciej pranie, a po czwartej sprzątanie. Co gorsza, część kobiet wychodzi z założenia (również ku mojej rozpaczy), że skoro ojcowie pracują (no chwała im za to …) to po przyjściu do domu powinni odpoczywać (w wolnym tłumaczeniu leżeć do góry brzuchem), a Ty kobito zapieprzaj – piątek świątek, czy niedziela, za rozrywkę mając tylko ulubiony serial i zimną kawę. No sorry, nie.
Marny ze mnie przykład na feministkę, ale dzisiaj mówię głosem kobiet, które owszem – siedzą w domu (i tu warto podkreślić słowo „siedzą„!), ale zajmowanie się dzieckiem i monotonia, w końcu prowadzą do szeroko pojętego wypalenia rodzicielskiego. Tym bardziej, jeżeli Pan i Władca, ojcem zwany, stwierdza całkiem poważnie, że kobieta owszem wyjść z koleżankami może, ale z dzieckiem pod pachą, co nie robi żadnej różnicy. Zmienia się tylko miejsce opłakanej sytuacji. I współczuję facetowi, który zamknąłby mnie w domu, a ja całe swoje życie rodzicielskiego „siedzenia” spędziłabym w czterech ścianach, pokonując trasę między domem, a sklepem; domem a placem zabaw. W pewnym momencie bym sfiksowała. Zawinęliby w kaftan i zamknęli w pokoju bez klamek. I tu pokłony ode mnie dla wszystkich samotnych matek. Jesteście wielkie! I samotnych ojców, bo i tych nie brakuje.
Możecie tupnąć nogą Drodzy Panowie, a nawet stwierdzić, że przecież biologicznie nie jesteś stworzeni do takich przyziemnych spraw jak przewijanie kup swoich dzieci. Faktycznie, bo dawno temu ktoś sobie ubzdurał, że skoro kobieta wydaje to dziecko na świat, to jej psim obowiązkiem jest robienie wszystkiego innego co z dzieckiem związane. Ojciec ma mieć dziedzica i czerpać z tego przyjemność. Kobieta? Cóż. Kobieta ma pełnić pierdyliard ról w ciągu jednej doby.
Drodzy Panowie macie jaja, dzięki którym powołaliście dzieci na świat, a często nie posiadacie jaj, żeby wychowywać własne dziecko. Dawcą spermy można zostać bez wątpienia, ale żadna z nas nie lubi być zamknięta w M(ileś tam) obsługując nie tylko śliniące się niemowę, ale jeszcze Pana pod trzydziestkę/po trzydziestce, w wolnym czasie piorąc Wasze skarpetki. Macie ręce tak samo jak my i korona Wam z głowy nie spadnie jak przebierzcie pieluchę. Bo sorry memory, ale dziecko jest wspólne. I ja też, jako matka mam prawo się wyspać, choć do dzisiaj nie wiem jakim cudem funkcjonowałam śpiąc maksymalnie 4 godziny na dobę.
Społeczeństwo robi z ojców bohaterów, zaraz po tym jak wyjdzie na światło dzienne, że raz na tydzień przebrał pieluchę i och Borze Szumiący, wyobraźcie sobie, że umiał nawet ubrać śpioszek nie myląc guzików. Prawdziwym wyzwaniem jest natomiast zapamiętanie miesięcy a nawet tygodni życia, bo przecież standardowy tata w sklepie z żywnością ze słoiczka, musi zadzwonić do żony pytając, czy ma kupić słoiczek po 5 czy po 7 miesiącu, bo trochę mu się miesiące mylą z dzieckiem sąsiadów. Już w ogóle ojciec o nadprzyrodzonych zdolnością pójdzie z dzieckiem do lekarza, bo przecież jak to?! Nie pomyli leków i będzie w stanie opisać co dziecku jest? OJCIEC?
I tak oto dochodzimy do tego co ja nazywamy: kalectwem społecznym. Kalectwem, które nie ma nic wspólnego z tym, co widzimy na co dzień wśród osób, które z tym walczą pokaźną dawką rehabilitacji. To ludzie kalecy do pełnia swojej roli, którzy mają dwie lewe ręce do wszystkiego co domowe, tak jakby trzeba było każdemu mężczyźnie przypominać, że od zmywania naczyń nie maleje penis.
Wkurza mnie niewyobrażalnie jak z ojców robi się kaleki, niezdolne do bycia ojcami w pełnym rozumowaniu tego słowa. Jak traktuje się ojców, którzy są po prostu ojcami. Jak heroicznie opisuje się ich zabawę z dzieckiem, jak heroiczny obraz wychodzi w momencie, kiedy ojciec (facet!) zostaje z dzieckiem cały dzień i co gorsza wcale nie umiera, dziecko jest zadowolone, a matka uśmiechnięta.
To nie jest nic nadzwyczajnego. To powinna być norma. W każdym domu. Bez wyjątku. I choć faktycznie skoro on pracuje i wstaje rano, ja powinnam wstawać w nocy i ten obiad ugotować, o tyle ja mam prawo sobie odpocząć OD dziecka również. Bo poza matką jestem również osobną jednostką, która również potrzebuje bycia sam na sam, nie z uczepionym do nogi dzieckiem, które łazi za Tobą wszędzie, nawet do kibla.
Fajnie, że robicie o ojcach memy, wychwalacie ich zadania, jakby było to coś, czego nie jest w stanie osiągnąć żaden facet. Bo to facet. Ale mężczyzna w tym samym stopniu będzie ojciec, co Wy matkami.
To ja nie umiałam przebrać pierwszej pieluchy, bo nigdy nie miałam styczności z małymi dziećmi, a brata, choć 9 lat młodszego, nigdy nie obsługiwałam. To ja długo nie rozróżniałam bodów od pajaców. A PT? PT umiał i przebrać pieluchy i wykąpać. Bo robił to wcześniej opiekując się siostrzenicą (dzisiaj, 15letnią już Pannicą). Nikt nie włączył mi magicznego przycisku po narodzinach, w którym nagle stawałam się znawcą wszystkich dziecięcych chorób, posiadając zdolność rozróżniania płaczu dziecka. Nie, musiałam się tego nauczyć. Tak jak ojcowie się uczą.
Więc przestańcie robić z nich bohaterów i zacznijcie traktować to jak normę.
Z pozdrowieniami dla wszystkich normalnych ojców!
A właśnie ze u nas tego nie ma :)i całe szczęście. Po zmywa po obiedzie. Kolacje przy świecach zrobi. Z małą na spacer pójdzie bo mama chce odpocząć 🙂
Nie każdy jest 'tatusiem’ na papierze ale i w życiu.
No to mam szczęście 🙂 Mam bohatera, który wcale nie robi ze swoich opiekuńczych wyczynów czegoś „wyjątkowego”. Ugotuje – bo umie, posprząta – bo ma ręce, a o dziecku nie muszę wspominać. Wydaje mi się, że to normalne, ale jeżeli nie to dzięki za wpis – będę musiała Go bardziej docenić 🙂
Pozdrawiam Mamminka i zapraszam do siebie 🙂
A mi się wydaje, że to się nie zaczyna gdy pojawia się dziecko.
To zaczyna się dużo wcześniej, jak same podstawiamy facetom talerz pod nos, pieczemy te skarpety i tachamy siaty z zakupami. Przed nami dokładnie to samo robią ich mamusie.
Mój mąż ma mądrą matkę, która nauczyła swoich synów samodzielności i samoobsługi. Dzięki temu dzisiaj ja mam podany obiad pod nos i umyte naczynia bez żadnego proszenia się. I mimo, że jeszcze nie mamy dzieci to jestem spokojna, że nie będą musieli mnie w kaftan zawijać.
Mam nadzieję, że mu się to nie zmieni 😀
Niestety, Wy kobiety jesteście po części winne, bo robicie z facetów kaleki. Często słyszę śmiech koleżanek w pracy, że ich mąż/konkubent nie umie dopasować bluzki do spodni, skarpetek do butów i że zapomina założyć podkoszulkę pod sweter. Śmiechom nie ma końca, ale najsmutniejsze jest z kolei to, że zamiast pozwolić facetowi się tego nauczyć, popełnić błędy, wiele z nich po prostu wyręcza swoich facetów. Standardowy tekst do którego się już przyzwyczaiłem to: „A zrobię to za niego, bo potem moje dziecko będzie wyglądać na niedorajdę” 🙁
Macie szansę to zmienić i nie rezygnujcie z tego.
W moim kręgu znajomych już praktycznie każdy ma dziecko i szczerze powiem, że tylko u jednej pary jest problem z tatą. Każdy inny nawet by się mocno zdziwił czemu nie wolno mu zostać samemu z dzieckiem, albo przebrać pieluchy czy wstawać w nocy jak uważa, że żona miała kiepski dzień i powinna pospać, a on w tej pracy jutro nie musi być taki super wypoczęty.
I w tym jednym przypadku, o którym pisałam na początku dostrzegam dwa problemy: 1. on został tak wychowany, 2. jego żona również została tak wychowana. I niby ona narzeka, że ten jej nie pomaga, ale gdyby spróbował to dostał by burę, że źle przy dziecku oddycha.
Podział ról w małżeństwie czy w związku zawsze był, jest i będzie sprawą indywidualną.
no jak się wytypowało na ojca swojego dziecka księcia albo hrabię no to wcale nie współczuję…a dobrze wam tak 😉
Hi;) u mnie mąż namawia mnie na trzecie dziecko bo spodobało mu sie siedzenie w domu na ” tacierzyńskim ” z młoda 😉 8 mies całych 😉 i nikt nie umarł i dziwo 😉
Ja mam wrażenie, że takich niedzielnych tatusiów jest coraz mniej. Chociaż to może kwestia środowiska i doboru znajomych. Osobiście nigdy nie uważałem zmiany pieluchy czy wyjścia z dzieckiem za powód do szczególnej dumu (no poza dumą wynikającą z faktu posiadania dziecka, ale to osobna sprawa ;))
Z drugiej strony nie trawię określenia „siedzi w domu” na osobę, która ZAJMUJE się domem i OPIEKUJE dzieckiem. W takim układzie i facet i kobieta mają swoją pracę, od której obu należy się odpoczynek. Równouprawnienie, nie?
Ależ Szymonie! Gotowanie obiadu, posprzątanie mieszkania (jeżeli robi się to codziennie) plus ewentualne zakupy to raptem godzina, no maks dwie dziennie spośród 24 godzin. Ja SIEDZIAŁAM z dzieckiem w domu. W pewnym momencie nudząc się jak mops. Moja doba miała AŻ 24 godziny. W końcu pranie zrobiło się samo, ja je tylko powieszałam i wsadzałam do pralki, co zajmowało mi dosłownie 15 minut. Obiad, chcąc nie chcąc również gotował się sam, wystarczyło przygotować. A sprzątanie? cóż. odkąd mam dziecko, mam po prostu wytłumaczenie, że nic nie musi być idealnie czyste.
A opieka nad dzieckiem nigdy nie należała tylko do mnie. 😉 Stąd nadal twierdzę, że to „siedzenie”. Monotonne w pewnym momencie, ale nadal siedzenie. Męczące jest co najwyżej powtarzanie tych samych czynności – o czym kiedyś zresztą pisałam.
Nieśmiało zasugeruje włączenie Disqussa 🙂 Jedną z ogromnych zalet, jest to, że komentujący widzą, kiedy odpowiadasz i mogą zareagować wcześniej niż po tygodniu 🙂
Co do siedzenia, to widać każdy ma swoje odczucia. Mi na przykład każda czynność zajmuje dużo więcej, bo zanim uda się cokolwiek skończyć, to kilkanaście razy muszę zareagować na prośby dzieci (zobaczyć rysunek, podać nocnik, przypomnieć gdzie wyrzucamy śmiecie, etc.). Więc wszystko mi się ciągnie i dłuży.
Chociaż może to kwestia praktyki. W każdym razie parę dni spędziłem z dziećmi od rana do wieczora i wrażenie mam takie, że to jednak cięższe niż moje sidzenie w biurze.
Disqussa nie biorę w ogóle pod uwagę, u mnie się nie sprawdził za bardzo. 😉 Ale możesz sobie oznaczyć przecież, aby odpowiedź przyszła na mejla.
Co do siedzenia, ja jestem mamą jednego dziecka, do tego w pierwszym roku non stop byliśmy gdzieś u lekarza, a jak nie u lekarza to trzeba było go rehabilitować. Nadal uważam, że cięższą pracą jest robienie tych wszystkich czynności + domowych, jak doba się skraca o jakieś 10 godzin pracy. Więc nie wiem jak sobie poradzą te wszystkie aktualnie narzekające na swój stan kobietki, jak wrócą do pracy. 😉
Ja mam szczęście i prawdziwego faceta w domu, czyli takiego dla którego partnerstwo jest normą. Denerwuje się wręcz kiedy chcę go wyręczyć przy synku.
Wiem jednak, że to nie jest częste. Dzięki wiec za ten tekst. Dzięki niemu wiem, że nie jestem odosobniona w swojej opinii 😉 mam dokładnie takie samo zdanie jak Ty. Brawo
Ja myślę, że tu jest tylko i wyłacznie kwestia odbioru społecznego i to jednak kobiety wiodą prym w wychwalaniu chłopów. I to nawet nie głównie żony/partnerki, ale bacie, teściowe, znajome, które zachwycają się udzielającymi ojcami. Myślę, że to kobietom należy uświadamiać, że ojciec to równoprawny rodzic i jako taki ma obowiązek posiadania takich samym rodzicielskich umiejętności, oprócz oczywiście kp, bo tego nie przeskoczą.
Wśród moich znajomych w zasadzie nie ma takich kalekich ojców. Z lekkim zażenowaniem oglądam te memy z ojcami dzwoniącymi ze sklepu do domu, zapytać jakie słoiczki kupić, bo.. kiedyś sama dzwoniłam do męża dowiedzieć się jakiego mm używa nasze dziecię:)
Mój model męża to raczej taki, który nawet po powrocie z pracy rozumie, że żonie trzeba pomóc, i że najprawdopodobniej jest ona na skraju psychicznego wyczerpania po dniówce z dwójką dzieci i brzuchem. I analogicznie – gdy to on „siedział” z dziećmi również starałam się pomagać. Miałam wrażenie, że wracając z pracy jestem tą bardziej zrelaksowaną połówką 🙂
Zgadzam się w 100%. U nas też pierwszą pieluchę zmieniał tata, mimo że nie miał wcześniej wprawy. W naszym przypadku najdziwniejsze jest to, że moja babcia nie może patrzeć na to jak mąż zajmuje się dzieckiem, poprasuje, pozmywa, ugotuje…do czego to doszło, żebym ja mogła się położyć, a on po pracy zmęczony tyle robi. Mąż z kolei nie widzi w tym nic nadzwyczajnego i sam nie rozumie ciągłych pretensji babci do mnie.
Mój mąż jest cudowny. Wraca z pracy koło 18, szykujemy dzieci do spania od 19, staramy się by o 20 spały (wiadomo, z różnym skutkiem). Gdy przynajmniej jedno dziecko śpi i mąż nie musi nadgonić pracy (niestety czasami się zdarza gdy np wyjdzie o godzinę wcześniej to tą godzinę musi odpracować w domu) to bierze się za np prasowanie, mycie garów, ogarnianie papierkologii (jakieś ubezpieczenia, rachunki, umowy itp). W nocy wstaje do dzieci, daje im pić, siedzi przy łóżeczku i usypia na nowo i dzięki temu ja mam przespaną noc. Gdy młodsze wstaje zaraz o 5, to go zabiera i razem z nim szykuje się do pracy i dopiero gdy drugie się obudzi i już nie jest w stanie ogarnąć wszystkich to budzi mnie żebym pomogła.
Często wygania mnie żebym sama wyskoczyła w weekend do galerii lub umówiła się na jakieś babskie spotkanie.