Dzień Świra.
Zaczęło się niewinnie, bo to zawsze się tak zaczyna. Najpierw dwa tygodnie standardowej gorączki, połączonej z kaszlem i bólem wszystkiego od cycków w górę, a potem ból pęcherza. Przynajmniej ja uważałam, że to pęcherz. A lekarz mi nawet uwierzył, że pęcherz. Do ginekologa jak na złość nie mogłam się dostać „bo za dwa tygodnie” albo „za trzy!” albo „no niestety, wolne miejsce za … miesiąc”. Dodam – prywatnie, jakby ktoś miał jakieś wątpliwości. I tak dotarłam do soboty wieczora.
Ból po prawej stronie, że się leżeć nie da. O seksie zapomnij, czuję się jak dziewica. Jeszcze siedzę (bo się da), jeszcze żyję (bo na to się chyba nie umiera?), ale ból, że o ja pierd…. i właśnie do mnie dotarło, że helloł, chyba jednak jest coś nie tak.
22:30 – chyba? Na zegar ciężko patrzeć, ale Jach już dawno śpi, PT właśnie wrócił spod prysznica i kiedy przychodzi kolej na mnie, dochodzę do wniosku, że sorry-memory, ale ani wstać, ani się ruszyć, ani pocałuj mnie w dupę, wszystko boli.
– Tyyyyy?! A może to wyrostek robaczkowy?
Chłop mnie zdenerwował, koleżanki, że ciąża pozamaciczna po tym może być, że bezpłodność, że … tysiące innych dolegliwości, komplikacji i na bank jajniki. Więc jestem, w szpitalu ze skierowaniem do szpitala, z lekarzem, który nie chce zejść mnie zbadać, więc albo się kładę, albo podpisuje oświadczenie, że odmawiam leczenia (mówię wkurzona do PT, że ma jechać po jakąś piżamę a lekarza mam ochotę zabić) i wchodzę do gabinetu ginekologicznego i czekam. Na wkurwie totalnym, że co ja tu robię, że dlaczego ginekologia (przecież za ostatni artykuł to oni mnie tu otrują), że kto to w ogóle ten lekarz, pewnie jakiś dziad stary, który mi nie pomoże. I do gabinetu wchodzi mi Młody Bóg, kuźwa – słowo daję, że zanim ktoś ginekologiem zostaje to powinien przechodzić jakieś castingi i właśnie żałuję, że tu jestem, mam ochotę powiedzieć, że w sumie to mi już nic nie jest, Pan mnie wyleczył samym widokiem idę do chaty, wrócę innym razem.
Mówię, że limit na ginekologii wykorzystałam, wolałabym chirurgię i słyszę, że chirurgia w remoncie, przeniesiona na ginekologię. Więc może neurologia? Laryngologia? Tylko nie ginekologia, tu siedem lat temu leżałam, rzygać mi się chce od samego zapachu a ręce się trzęsą jak na dilerce. I ile tu będę leżeć, bo widzi Pan, ja w poniedziałek do pracy idę, dajcie mi jakąś kroplówę i jutro wracam do domu. Słodkie heheszki, że minimum cztery dni, a potem leczenie, bo tu zaraz sobie Pani taki bałagan narobi, że …
Że co?!
Jedna pacjentka na korytarzu mówi, że ooo nawet Matkę Prezesa ścięło (no bomba, ja tu wolę jednak zostać anonimowa, tak całkiem jak zwykła Anna Nowak, ale ni hu hu, bo przecież moje imię rzuca się w oczy i nie wiem czy literować, czy ja wcale nic nie muszę). Dostaję wyro, jedna łazienka na cały oddział, kroplóweczka i myśl, że zaraz tu zwariuje i leczyć mnie będą dalej, ale w psychiatryku. Co ja tu robię? – pytam siebie milionowy raz i dodaję, że to jakaś chora ironia losu.
Jestem zła na cały świat, na tego tam po medycynie, który mnie przyjmował, że mnie tu położył, na to niewygodne łóżko, suchy pokój, że się oddychać nie da, na wenflon na ręce i na cały świat ogólnie, bo dlaczego ja?
Tylko widzicie, jest jeden problem. Ja nie mam na co narzekać. Wszyscy byli mili. Od lekarza przyjmującego, po pielęgniarki i dalej lekarzy wszystkich z wyjątkiem jednej lekarki, ale ona już chyba taka pierdolnięta jest z natury. Myślałam podczas badania, że mi tym usg gardłem wyjdzie, i parska czy zęby zrobione, bo może przez to mi pęcherz tak wcześnie pękł. Mówię, że wszystkie były zrobione co do jednego, miałam milion pięćset badań i lekarze nie wiedzą dlaczego. Więc, że jajniki ładne (eeee?), wszystkie by mogły takie mieć i ja może po prostu mam coś z jelitami (że hę?!) ale w sumie dostaję takie antybiotyki, że mi na to też pomoże (wtf?!).
Szóstka w totka! – mówi jedna, słysząc naszą historię. Spokojne traktowanie, miłe, fajne nawet wieczorami. „Dzień dobry” i „czemu Pani ze mną nie rozmawia jak wczoraj?” – pyta uśmiechnięta oddziałowa, a ja mruczę, bo jeszcze się nie dobudziłam, „a jak się czujemy? a do domu pewnie Pani chce wyjść?„. Uśmiech jeden, drugi i piąty. Nawet mogłabym tu rodzić!
I dziwię się, że piszę to ja. Ale muszę ich pochwalić. Chyba po raz pierwszy. Bo naprawdę byłam traktowana świetnie! Czyli tak jak powinno być. Wszędzie i zawsze. I było.
Śremska Ginekologio, nie mam zamiaru już tam więcej być, ale było spoko! Chociaż odkąd wróciłam do domu czuję się jak na haju.



10 comments