Przepraszam. Nie chcę.
Nie chcę, żeby moje dziecko rosło.
Nie tak szybko. Proszę.
Nie chcę być mamą ucznia. Nie chcę być nawet mamą zerówkowicza. Tzn. chcę. Ale nie teraz. Teraz to za wcześnie. Nie jestem gotowa i nikt mnie na to nie przygotował. Bo zanim się obejrzałam on skończył 5 lat. Za szybko.
Nie chcę.
5 lat temu. Sierpień 2009 roku. Mniej więcej o tej samej porze trafiliśmy do szpitala. Miał już ponad 2 miesiące. W szpitalu był najmniejszy, a ponieważ spędziliśmy tam 3 tygodnie skończył 3 miesiące. Ale to nie zmieniło jego wzrostu za bardzo, a waga zaczynała właśnie dobijać do 4 kilogramów. Dumnych 4 kilogramów. Nadal pływał w rozmiarze 56. Ale przynajmniej wyrósł z 48.
Leżeliśmy na sali z pewnym chłopcem. Miał dwa tygodnie. Był dużo większy niż moje 3 miesięczne dziecko. Pani, obok w pokoju pytała co taki maluszek robi na oddziale dziecięcym. Czy nie powinien być czasami na oddziale noworodkowym? Śmieję się. Tłumaczę. On ma 3 miesiące. Wprawdzie powinien dopiero kończyć z tydzień, albo dwa, ale wylazł na świat 10 tygodni przed czasem.
4 lata temu Sierpień 2010 roku. Mniej więcej o tej samej porze zaczynał właśnie wstawać. Nie chodzić, ale wstawać. Poruszał się z meblami. Wstawał przy meblach. Byłam dumna. Miał 68 centymetrów. Mniej więcej tyle co przeciętne półroczne dziecko. Tyle, że on miał ponad rok. I to był ten mały drobiazg.
Na spacerach, kiedy wreszcie zrobił pierwsze, jakże niezdarne kroki a ja mogłabym wznieść się do chmur z radości podszedł ktoś do nas. Niespodziewanie. Coś tam bąknął z wymuszonym uśmiechem. Ile to miesięcy ma moje dziecko? Czy to nie za wcześnie?
Myślę. Kalkuluję. 15 miesięcy ma. I te oczy zdziwione. Jak to 15 miesięcy?
Wtedy chciałam, żeby urósł. Wcale nie dlatego, żeby przestać delektować się chwilą. Ja po prostu chciałam, żeby nikt nas nie zaczepiał. Nie mówił współczuję, gdzieś pomiędzy na pewno urośnie.
Na ostatniej stronie książeczki zdrowia, która była tyle razy otwierana i wertowana, że przestała wyglądać schludnie widnieją wyblakłym tuszem daty. Jedna data jednej wizyta, kolejna data kolejnej wizyty. Zapisywałam te daty odliczając te dni, a przez głowę przelatywała myśl: ,,Kiedy w lutym pojedziemy do poradni on na pewno będzie już siedział„. Ale minął cały styczeń, potem cały luty a on nadal nie siedział. Więc na pewno usiądzie jak pojedziemy w sierpniu. Może zacznie już chodzić? Ale nie byłamm już tego pewna. Wyczekuję. Wyczekuję tego aż zacznie siedzieć, chodzić, mówić. Przyglądałam się pyzatej buzi z kilkoma zębami szczerzącymi się w najpiękniejszy uśmiech. Zaczynam się zastanawiać, czy kiedykolwiek zacznie mówić? Urośnie? Naprawdę? Kiedy?
Jest sierpień 2014 roku.
To wszystko przeminęło. W poniedziałek będzie starszakiem. Sam dumnie wypina pierś, co jakiś czas pytając, kiedy do szkoły. Mówię za rok, choć chciałabym powiedzieć, że za dwa. Bo jak na złość, nie tylko szybko rośnie, ale jeszcze chcą z niego ucznia zrobić rok wcześniej. Wszystko odbywa się w innym tempie. Nie nadążam. Chcę. Już. Teraz. Zatrzymać czas. Na chwilę, może dwie.
Potem to ja się zatrzymuję.
Jest taki duży. Rezolutny. Mogę z nim robić tyle rzeczy. Albo jeszcze więcej. Przeżywam jego dzieciństwo. Spełniam dziecięce marzenia.
Robię to co mogę.
Tylko ja nie potrafię się z tym pogodzić.
Z tym, że rośnie.
Nie potrafię.
Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja się nie mogę pogodzić, że moja córka rośnie. Jutro ma 5 urodziny, a ja nie wiem kiedy ten czas minął, kiedy ona mi tak wyrosła.
Monika
Czy jest tu jeszcze ktoś? Jest rok 2024 moja córka właśnie skończyła 4 latka a ja zupełnie sobie z tym nie radzę, widzę wasze komentarze, teraz wasze dzieci są już dorosłe… Jak dałyście sobie z tym radę drogie mamy? Z ich dorastaniem, zmianami z czasem?
Dopiero będąc mamą przekonujemy się jak czas ucieka, jak dzieci szybko rosną.
A potem nasze matczyne serca szlochają, bo szybko nadchodzi czas szkoły, przedszkola.
Zawsze za szybko i bez odwrotu. Powodzenia dla Was !
Mam tak samo.
Rozczulam się teraz przy młodszym synu. Bardziej doceniam czas niemowlęcy,bo wiem, że zaraz minie. Milion razy całuje jego małe rączki, nóżki. Staram się „nakarmić” chwilą na zapas 🙁
Moja córka skończy niebawem 16 miesięcy. Każdy kto nas zna,co chwilę zaczepia i mówi, że przecież dopiero co się urodziła! Że taka malutka była, a już teraz to Duża Panna 😉 Z jednej strony rozpiera mnie duma, z drugiej przeraża fakt uciekającego czasu. Żłobek już dawno wykluczyłam bo nie wyobrażam sobie że zostawiam ją gdzieś samą. Wizja przedszkola przeraża jeszcze bardziej… Pamiętam pierwsze dni razem. To był ciężki czas – ciągły płacz, problemy z karmieniem, kolki… Marzyłam wtedy o tym, żeby czas przyspieszył i żeby ten noworodek nie był zagadką na którą nie znam odpowiedzi. Dzisiaj wiem, że że tamte problemy były niczym w porównaniu z nieubłaganym upływem czasu. Chciałabym zatrzymać wskazówki zegara i trwać w tej chwili już na zawsze. Bo w życiu piękne są tylko chwile…….
No widzisz, jak to różnie bywa. Ja się nie mogę doczekać, aż moja zacznie mówić (czy w ogóle zacznie?), aż przestanie spadać z z drabinek i nie będę musiała jej asekurować wszędzie, gdzie pomyśli wejść. Że będzie miała te cholerne pięć lat i nareszcie będzie „duża”. Ale znając życie, będę wtedy marudzić, że mogłaby w końcu pójść do szkoły i wtedy to już będzie z górki 😉
Dobrze, że rosną szybko. Gorzej, że równie szybko ja się starzeję 😉
Moja Jedyna skończyła wczoraj 15 lat (!) a ja wciąż nie mogę pogodzić się z tym, że nie jest już maleństwem. Z czasem nie jest wcale łatwiej, niestety…
Boże ja mam dokładnie tak samo….
Moja Majeczka, lat 6 zaczęła chodzić do szkoły a ja wyję po nocach i za dnia….
Wyję jak pies, bo coś się skończyło. Ten wspaniały czas zabaw i beztroski we wspaniałym przedszkolu się skończył 🙁
Też niestety tak mam. Moje dziecko ma 20 m-cy , a ja bym chciała aby miała choć o rok mniej. Właściwie już wtedy mówiłam że nie chcę aby rosła, ale z upływem czasu jest coraz trudniej . Nawet nie mogę oglądać zdjęć z tamtego okresu , bo przypominają mi, że czasu nie da się cofnąć. Chyba powinnam pójść do psychologa, bo zaczynam wariować…