1 listopada, wieczorem, kiedy cmentarze mieniły się tysiącem zapalonych zniczy na grobach zmarłych, my byliśmy w szpitalu wiedząc, że już niedługo będziemy musieli poruszyć z dzieckiem temat, którego nigdy poruszyć byśmy nie chcieli.
Gdzieś tam odkładałam ten temat zawsze na bok. Uważałam, że jest on nam niepotrzebny. Wszyscy są zdrowi. Pełni życia. Ona też była pełna życia.
Kiedy mówiliśmy komukolwiek, że prababcia Prezesa, ponad dziewięćdziesięcioletnia, gra z Prezesem w piłkę, podnosi mu autka z podłogi i nawet lepiej jej się czyta bez okularów niż w okularach, ludzie się dziwili.
A wczoraj, w ten deszczowy dzień, który nie zapowiadał żadnych złych wieści, tata Prezesa nie zdążył się nawet rozebrać po powrocie z pracy. Zadzwonił telefon. Telefon, którego żadne z nas nigdy nie chciałoby odebrać. Babcia odeszła…
(więcej…)