#nieogarniam, bo nie muszę.
Na co dzieje się obecnie na całym świecie nikt nas nie przygotował. Nie powiedział „hej, za chwilę wszystko co do tej pory widzisz ulegnie zmianie”. Po prostu wszyscy zostaliśmy wrzuceni na głęboką wodę żyjąc teraz w świecie, w którym zagościła pandemia. Pandemia, która nie tylko sparaliżowała świat, w tym nasz kraj, ale stała się początkiem dramatów ogromnej ilości rodzin. I wszelkie górnolotne hasła, aby doceniać ten piękny czas z rodziną, uważam za g… warte.
Wiele rodzin zastanawia się dzisiaj w Polsce za co będzie opłacać za miesiąc, czy dwa rachunki.
Ludzie już teraz tracą prace, a jedyni żywiciele rodziny otrzymują wypowiedzenie, bo firmy upadają. CV można dzisiaj równie dobrze wysłać sową do Hogwartu, efekt byłby dokładnie taki sam – czyli żaden. Są więc w domu wszyscy, matka, ojciec, dzieci. W strachu nie tylko o zdrowie najbliższych, ale też w strachu oto co za chwilę wsadzą do gara, kredyt też nie poczeka.
W domach zostały zamknięte matki, które do tej pory prowadziły inny tryb dnia. Wszystko zaburzone. Dzieci, której do tej pory miały nie tylko zajęcia dodatkowe, ale również możliwość spotykania się ze znajomymi są nagle od tego odcięte. Tak samo jak wszyscy są odcięci od wychodzenia na place zabaw, do parku. Jest dom, a w domu powoli brakuje pomysłów. Nie każdy ma ogród, podwórko.
Piękny czas z rodziną? Ja nie muszę go doceniać, bo ten piękny czas spędzałam do tej pory nie tylko z mężem czy dziećmi, ale również rodzicami. Dom był dla nas miejscem do odpoczynku, wyciszenia. Dzieci zabieraliśmy w różne miejsca jak sale zabaw, trampoliny, basen. Wychodziliśmy na spacery. Żyliśmy aktywnie. A tu nagle wszystko to stało się przeszłością, a przyszłość jest wielką niewiadomą. Bo nikt nie potrafi określić ile to jeszcze potrwa. I nie wiadomo kto z nas będzie wspominał tę pandemię ze łzami w oczach, bo straci najbliższą osobę. Bo każdy z nas ma kogoś kogo może stracić. Przedwcześnie, bez taryf ulgowych.
Jestem cholernie zła.
Na to, że w tak trudnym momencie dla wszystkich i tak jesteśmy wobec siebie bezlitośni. Mówi się nam ile powinniśmy narzekać, a ile nie. Kto ma większe prawo do bycia zmęczonym, a kto powinien siedzieć cicho i z uśmiechem wymyślać kolejną, kreatywną zabawę. Rozwijającą. Masa solna, ciecz nienewtonowska … Ileż można siedzieć na dywanie, układać puzzle, gotować drewniane warzywa i pić kawę z różowej filiżanki? Dzień, dwa? Tydzień? Pół roku?
Codziennie zastanawiam się, czy mam w domu jeszcze coś, co sprawi, że zajmę czymś dziećmi. Coś czym się już nie znudziły. Coś, co zabije mi czas, kiedy jestem sama, a jedyne dorosła osoba, która się do mnie odzywa to pan z RMF, którego – ironio losu – przestałam już słuchać, bo wszędzie jest tylko jeden temat. Temat, którym już rzygam, bo wiem w jak ciemnej dupie jest Polska. Bo mam rodziców w grupie ryzyka, a nikt jeszcze nie ustalił dokładnie EBM jak reagują dzieci takie jak Jaś po dysplazji w walce z koronawirusem. Nagle okazuje się, że wytyczne zmieniają się jak w kalejdoskopie. A już teraz na przedbiegach w polskich placówkach medycznych brakuje maseczek, odzieży ochronnej, płynów do dezynfekcji. I ja już nigdy, no naprawdę nigdy nie chcę widzieć mojego dziecka pod respiratorem. NIGDY.
Przez całe lata jeden rząd, drugi i każdy kolejny olewał system zdrowia w Polsce. No bo jakoś się to kręciło no nie? Jakoś. Niedofinansowany system zdrowia, brak wystarczającej ilości personelu medycznego. I to wszystko bez pandemii. To teraz pomyślcie co się stanie jak to wszystko się rozkręci. Szczęśliwie dla nas, mogliśmy się uczyć na błędach innych i szybciej zareagować. Z nadzieją, że nie podzielimy losów innych krajów, do których nam daleko z każdej możliwej strony.
Ale potem okazuje się, że oho – mamy temat zastępczy. Bo skoro można robić zakupy, to można iść na wybory. Wszyscy się na tym skupiają. A ja uważam, że skupić się powinniśmy na innym temacie. Bo oni tę decyzję mogą zmienić jeszcze 100 razy. A aktualnie (tak, aktualnie!) dzieją się inne rzeczy. Padają firmy, chorują ludzie. Obok nas są ludzie nieodpowiedzialni, którzy okłamują medyków, bo się dobrze czują.
Co robię o 22? Zastanawiam się co dalej.
Piękny czas z rodziną, mogę wstawić między bajki. Nie widuję rodziców, no chyba, że na videokonferencji. Mąż nadal pracuje w dużej firmie. Czy się o niego boję? Oczywiście! Boję się tego momentu w którym oboje zachorujemy. I kto się zajmie wtedy naszymi dziećmi, kiedy będziemy hospitalizowani? Nasze dzieci też mogą zachorować i co wtedy? Jaś jest duży, jakoś sobie poradzi w szpitalu sam, a Staś? Co ze Stasiem?
Nie boję się o męża prace i jeden problem mi odchodzi. Ale pojawia się tysiące innych, które od pewnego czasu zaprzątają mi głowę. Kiedy widzę tą całą hordę ludzi – również starszych – którzy nic sobie nie robią z obecnej sytuacji. Wycieczki do marketów, pogaduszki, bo przecież była wojna i przeżyli.
Kiedy słyszę za oknem apel z mikrofonu, żeby mieszkańcy Śremu pozostali w domach, to czuję się jak w innym świecie. Moja babcia opowiada o wojnie, moi rodzice o stanie wojennym, a ja … ja będę mówić o pandemii. W XXI wieku.
A potem po raz kolejnym czytam o tym, że rodzice nie powinni narzekać, bo ten czas można spędzić z dziećmi (tak, jakbyście wcześniej te dzieci trzymali w piwnicy) i mężem. Że to takie wspaniałe. Nie jest wspaniałe.
Wiele osób już nie ogarnia. Bo nawet w więzieniach mają spacerniak. Żyjemy w trudnych czasach jako rodzice i nikt nie powinien nam ustalać reguł. Nie ogarniasz? Masz do tego prawo. Boisz się? Masz do tego prawo. Z uśmiechem patrzysz na przyszłość? Masz do tego prawo. Cieszysz się, że jesteś wreszcie w domu? Masz do tego prawo. Masz dość siedzenia w domu na dupie? Masz do tego prawo.
Jesteśmy ludźmi, nie robotami.
#wspierajmatki
11 comments