Zarówno Jaś jak i Staś przechodzili przez te same etapy – bujanie do snu, spanie z rodzicami, następnie rezygnacja z bujania, ale zasypianie z rodzicami, najpierw w łóżku rodziców, potem swoim. I wreszcie samodzielne zasypanie w swoim własnym łóżku. I w jednym i w drugim przypadku wszystko odbyło się bezstresowo i w zgodzie z chłopcami. I o tym jest dzisiejszy wpis.
REZYGNACJA Z BUJANIA I SPANIA Z RODZICAMI. JAK TO POSZŁO?
Ani Jaś ani i Staś nigdy nie mieli zbyt wielkiego problemu z dostosowaniem się do nowego terytorium do spania. Jasiek zaczął spać sam w swoim łóżku jak miał 2 latka, Staszek krótko po roku. Z czego Jasiek od 13 miesiąca nie budził się w nocy na mleko (co nie oznacza, że nie budził się w ogóle, lecz nie z taką częstotliwością jak Staś), a Staś – no cóż, na pierś budzi się nadal (jesteśmy w trakcie odstawiania piersi – na razie w dzień).
Z Jasiem poszło bardzo łatwo – na drugie urodziny dostał łóżko, nową pościel, liść baldachim IKEA i był bardzo z tego łóżka zadowolony i bez żadnego, ale to absolutnie nawet najmniejszego „ale” przespał w nim nockę. Prawdę pisząc to ja miałam większy problem z dostosowaniem się do tego, że już go z nami nie ma, więc jak mąż wstawał rano do pracy, ja szłam spać do Jasia, a ponieważ mam 156cm wzrostu bez problemu mieściłam się na łóżku o długości 160cm.
Ze Stasiem z kolei było tak, że w pewnym momencie potrzebował większą przestrzeń sam dla siebie, której sami nie byliśmy w stanie mu wygospodarować śpiąc w trójkę. Oczywiście zdarzają się takie nocki, pojedyncze, że Staszek albo do nas przychodzi (głównie nad ranem) albo nie chce być przeniesiony z powrotem do swojego łóżka, ale aktualnie to już rzadkość. Staszek najlepiej śpi na płasko, na placach, jak rozgwiazda bez przykrycia …
Mam wrażenie, że żadne z nich nie odczuło zbytnio dyskomfortu wynikającego z faktu, że zabrakło im rodziców obok. Jednakże i jeden drugi miał „coś” z czym zawsze śpi. U Jasia była to maskotka, u Staszka jest to kocyk. No i oboje są smoczkowi. Jakby się tak cofnąć u mnie na blogu wstecz, to ja kiedyś obiecałam sobie, że nigdy nie popełnię tego samego błędu, by dziecko miało tak długo smoczek no i znowu poległam … Patrzę na to trochę jak na wewnętrzną porażkę. Swoją własną, ale najpierw odstawiamy pierś, potem smoczek.
Co do bujania, oboje w pewnym momencie dali jasny komunikat, że wolą jednak zasypiać bez bujania, leżąc obok rodzica na łożku. Zawsze mi się wydawało, że ze Staszkiem będzie o wiele gorzej (Staszek miał też krótkie epizody zasypania w wózku), ale jak się okazało zrezygnował z bujania wcześniej. Staś miał rok, Jaś 18 miesięcy.
SAMODZIELNE ZASYPIANIE, W CZYM TKWI MAGIA?
Mówiłam o tym na instastory i dodałam wtedy, że nie planowałam tego wdrożyć ze Stasiem JUŻ, ale po prostu wtedy wyszłam z pokoju i nie wróciłam. A wyszłam dlatego, że musiałam ochłonąć i tak jakoś się złożyło, że Staszek bez większych oporów zasnął. Mimo faktu, że go obok mnie nie było.
Zacznę od tego, że z Jasiem, kiedy miał około 2.5 roku zaczęłam praktykować tę metodą w dzień. Nie przeczytałam o niej, po prostu pewnego dnia musiałam coś zrobić i tak wyszło. U Stasia zaczęliśmy od nocek, więc trochę „trudniejsza” pora, ale poszło szybciej niż z Jasiem. Efekt był taki, że ostatnio Staszek wyprosił tatę z pokoju jednoznacznie dając do zrozumienia, że on to śpi sam.
Mój myk polegał na tym, że w dzień kładłam się na krótki moment z Jasiem, a po chwili wstawałam i mówiłam, że „zaraz wrócę” a to szłam siku, a to się napić, a to coś tam jeszcze. No i wracałam zawsze wtedy, kiedy Jasiek wołał. Potem znowu to samo – kładłam się na moment, po chwili wstałam i mówiłam, że zaraz wrócę i czas „powrotu” z dnia na dzień się wydłużał. Pewnego dnia po prostu wyszło tak, że położyłam Jasia do snu, powiedziałam „dobranoc” i wyszłam. I tak Jasiek zaczął zasypiać sam. Totalnie bezstresowo – bo bez płaczu, marudzenia. Z mamą zawsze obok – czyli „na zawołanie”. Na tyle duży i rozumny by wiedzieć, że może już spać sam.
Ze Stasiem poszło tak samo. A może i lepiej, bo właściwie wystarczyły dwa dni by to zaakceptował. Teraz po prostu karmię go, kładę, mówię „dobranoc” i wychodzę. W dzień teraz usypiał go tata, ale z podobnymi efektami, kładł się z nim na moment, żeby go trochę uspokoić, po chwili wstawał, mówił „dobranoc” i wychodził. Oczywiście tu, podobnie jak z Jasiem jesteśmy na każde zawołanie. Zwłaszcza, że w przypadku Stasia rozpoczęliśmy od „ciemności”, czego chyba obawiałam się najbardziej.
Staszek zasypia z kocykiem i dwoma autkami. Sam.
ODSTAWIANIE OD PIERSI. JAK NAM IDZIE.
Jesteśmy na etapie odstawiania w dzień. Staszek pił wtedy na żądanie, robił sobie z piersi uspakajacz. Myślałam, że będzie o wiele trudniej, bo to jednak pewne dziecięce uzależnienie. Karmienie piersią zaczynało mnie już powoli męczyć, bo Staszek mimo iż robił się coraz starszy, to miałam wrażenie, że częstotliwością karmienia nie odbiegał od okresu noworodkowego.
Jednym z patentów było odwracanie Staszka uwagi w dzień i znalezienie „alternatywy”, w tym przypadku jest to po prostu przytulanie. Oczywiście początkowo było „żądanie piersi”, ale z każdym kolejnym dniem było tego już coraz mniej i obecnie nie ma już w ogóle. Staszek zaakceptował formę przytulania w chwilach skrajnych emocji (i tych dobrych i tych złych). Zostawiłam karmienie rano i karmienie przed snem. Dzisiaj odstawiłam już karmienie rano i zostało nam karmienie wieczorne, z którego zamierzam zrezygnować w przyszłym tygodniu jak mój mąż będzie kładł Staszka spać.
Co do nocnego odstawiania, będę korzystać z porad Wymagajace.pl , to jest osoba z którą bardzo mi po drodze jeżeli chodzi o poglądy na takie tematy. Dała mi też wskazówki na temat snu Staszka, który również się poprawił z wiekiem. Właściwie jeżeli mam to podsumować jednym zdaniem, to Staszek po prostu musiał do tego wszystkiego dojrzeć.
O odstawieniu od piersi napiszę cały osobny wpis, ale to dopiero po tym jak już całkowicie odstawię Staszka.
Dzisiaj wiem, że będzie mi tego wszystkiego brakować – spania razem, usypiania na piłce i karmienia. To były męczące 2 lata pełne poświęcenia, ale jednocześnie bardzo piękne. I bardzo szybko wszystko przeleciało. Dlatego cieszę się, że wycisnęłam z tego okresu wszystko to co najpiękniejsze nie dając się ponieść negatywnym emocjom i „drogom na skróty”, które zwykle byłyby totalnie niezgodne z moimi poglądami rodzicielskimi i nie byłyby w zgodzie ze Staszkiem.
DAŁAM TYLE CZASU ILE POTRZEBOWAŁ.
Staszek potrzebował dwóch lat by dojrzeć do samodzielnego zasypiania. I nie jest powiedziane, że wszystkie dzieci właśnie w TYM wieku będą w stanie tej samodzielności się nauczyć. Jednym dzieciom zajmie to o wiele mniej czasu, innym o wiele więcej.
Ja wsłuchałam się w Staszka. Ty wsłuchaj się we własne dziecko. Pamiętaj, że to Wy decydujecie co/kiedy/jak. Nie obce osoby.
Dodaj komentarz