Macierzyństwo misiu. Macierzyństwo.

Pobiłam własny rekord. W końcu wkładanie 67 razy główki LEGO do reszty ciała ludzika LEGO, siedząc na dywanie w dziecięcym pokoiku, to już wyższy poziom rodzicielstwa. Pomyślcie, kto chciałby siedzieć przez kilkanaście minut i w kółko Macieju wkładać główkę LEGO do reszty ludzika LEGO?! No, może pomijając tutaj wkładanie rąk do reszty ludzika LEGO. 10 punktów za głowę, 15 za ręce. Wyciąganie z buzi dziecka poszczególnych elementów LEGO 130 punktów. To ostatnie grozi utratą palca. Praca w warunkach niebezpiecznych z zagrożeniem zdrowia, a nawet życia. Macierzyństwo.




MACIERZYŃSTWO PANIE …

Jedyną osobą, która od poniedziałku odzywa się do mnie popołudniami jest pan z RMF. Pod warunkiem, że co 30 minut lecą wiadomości i ja akurat mogę ich wysłuchać. Co 30 minut mogę posłuchać dorosłego głosu i udawać, że ten ktoś odzywa się właśnie do mnie. Nic poza tym. Jeszcze słyszę cały czas: „Eeeeee!” w różnych stopniach natężenia (czy naprawdę litera „e” ma tyle możliwości dźwiękowych?!).

Z tego wszystkiego najbardziej zapamiętam Maksia, jego psa i  misia, bo Maksiu z książeczki wrzuca swojego misia do nocniczka. Ze zdziwieniem odkrywam, że wprawdzie ani nie mam Maksia, ani nocniczka, ale mam Stasia i mam toaletę i tam też można wrzucać różne dziwne rzeczy. No i tego Maksia, psa, misia i nocniczek jestem zmuszona oglądać po 2949248 razy, a w nagrodę otrzymuję coraz bardziej zębny uśmiech i dwa litry śliny na spodniach. Nie ma lekko. Nocniczek Maksia będzie mi się śnił po nocach.

Wpadam sobie na genialny pomysł, który wprawdzie nie sprawdził się kilka miesięcy temu, ale może sprawdzi się teraz, że zrobię mojemu dziecięciu kaszkę na kolację, napcham go i on pewnie pośpi dłużej (ha-ha-ha!). Ale zapominam, że moje dziecko nie da się nakarmić łyżeczką i on musi sam, całkiem sam. I nie ma, że ja go będę karmić. Więc ja szukam szybko śliniaka, z kieszonką głęboką jak rozgrywający się tutaj dramat i nagle okazuje się, że wszystko jest jedną wielką kaszką. W ogóle to zasada jest taka, że jak ubrudzisz sobie ręce kaszką, to zamiast poprosić o umycie rąk (nawet w tym swoim „eeeee!” języku!), to się po prostu trzęsie rękoma i samo spada! Przy okazji obryzguje ściany, matkę i psa. Ten ostatni się cieszy.

 

MACIERZYŃSTWO MIŁE JEST. FAJNE JEST. MÓWILI. 

Ostatnie 48 godzin spędziłam zamknięta w domu, bo moje dziecko akurat w tym tygodniu postanowiło przywalić pierwszą w życiu gorączką, ale taką gorączką z prawdziwego zdarzenia,co to termometr piszczał na 39.7 (sic!), dzieciak grzał jak piec kaflowy, a ja nie robiłam nic innego tylko nosiłam, śpiewałam, usypiałam, mierzyłam temperatura, podawałam paracetamol, chłodziłam, nosiłam, usypiałam, nosiłam, nosiłam, usypiałam, nosiłam. Kurde feluś. Mam bicepsy jak Popeye po zjedzeniu szpinaku. Kto powiedział, że trzeba chodzić na siłkę? Litości… Bądźmy poważni. Wystarczy 11 kilogramowy ciężarek! Objętość wprost proporcjonalna do procentów śmietany w cyckach.

I mleko rozlane, dosłownie nawet, nie jakaś tam przenośnia, nie. Po prostu mleko mi się na to wszystko rozlało w lodówce. Człowiek chce sobie kawę zrobić, ale ma u nogi rzep jeczący i źle zakręca butelkę. Chowa do lodówki na specjalną półeczkę dumny, że pamiętał żeby odłożyć na miejsce. Po kilku minutach przypomina sobie, że ma w lodówce placek (och mężu ukochany!). Lodówka otwarta, kapie mleko, wszystko w mleku. Sprzątaj z rzepem u nogi. Ratunku!

Udawanie zwierząt weszło mi w krew, wszelkiego rodzaju „meee meee” „kum kum” „chau chau” „miau miau” jest moim paliwem rodzicielstwa, moim wierzchołkiem matczynej góry z rzeką kaczuszek, ptaszków śpiewających i tym cholernym Maksiem i jego nocniczkiem! Do tego dodajcie Mniamopotama, Hrabiego De Von Sala i jakąś tam Śniącą Królewnę. Już nawet mężowi mówię „Pa pa” jak wychodzi, już do psa mówię: „jak robi kaczuszka?„, już kostce masła nucę: „aaaaa kotki dwa”…

 

 

Dzień dobry, macierzyństwo. Jest cudownie. Nigdy nie będzie lepiej.

Chłoń ten czas. On już nie powróci.

 




3 komentarze

  1. News z ostatniej chwili: w książce pokazuje postać i ja nieświadoma zagrożenia mówię że "to starszy Pan kochanie". A potem sto razy na KAŻDĄ postać w książce paluszek i "a ten jest stalsi?". STO RAZY powiadam wam. Wciąż słyszę w głowie "a ten a ten a ten?????"
    W weekend bez mamy jest prawie stuprocentowo samodzielny. Ale jak tylko wracam nagle nie umie sam jeść. Na pytanie jak to możlwe robi słodkie oczy i mówi "mama jest dobja na wsistko"
    I jest cudnie 😉

  2. Jadąc z koleżankami samochodem pokazywałam im mijane koparki i traktory (aktualna miłość mojego syna) z entuzjazmem, jakbym co najmniej Brada Pitta na poboczu zobaczyła! Takie tam przyzwyczajenie 😛

  3. Ja się łapię ,że chodzę w koło po salonie rytmicznie huśtam córkę na rękach i śpiewam sylabami , je dzie po ciąg itp …nie wiadomo czemu mała woli to ,nie chce ani do chusty ani do nosidła woli leżeć wtulana we mnie patrzeć mi w oczy i słuchać, a ja na pewno się kiedyś zapomnę i pojadę z tymi sylabami publicznie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.