Dziecko nie idzie do komunii i jest szczęśliwe.
Dziecko nie idzie do Komunii Świętej. Moje własne. Do tego wpisu zabierałam się od kilku tygodni. Dlaczego? Dlatego, że kiedy poruszyłam ten temat na blogu kilka lat temu moi odbiorcy podzielili się na dwa obozy. Pierwszy obóz był tolerancyjny, wiele osób gratulowało podjęcia decyzji i poniekąd odwagi. Drugi obóz straszył konsekwencjami – między innymi jak dziecko zareaguje na komunię swoich rówieśników. I nadszedł ten czas, kiedy komunia za pasem, rocznik Jaśka w tę niedzielę dostąpi tego “zaszczytu”, a moje dziecko … nie. I jakie są tego konsekwencje? Żadne. Niepotrzebnie mnie straszyliście.
DZIECKO NIE IDZIE DO KOMUNII. BO NIE MUSI.
Nie jesteśmy tolerancyjnym narodem. Czasem nam się tak wydaje. Ale to nieprawda. W kwestii religii jesteśmy społeczeństwem, które nie znosi “inności” i kompromisów. Nie chcecie zaakceptować wiary w innego Boga, ani braku wiary. I łatwo się w tym wszystkim pogubić, bo wielu rodziców choć chciałoby podjąć inną decyzję, ich rodziny nie chcą tego zaakceptować i rodzice się uginają. Pod presją otoczenia. I to jest złe.
Każdy sakrament ma swoje dalsze konsekwencje. Kiedy chrzcimy dziecko przyrzekamy przed Bogiem, że będziemy to dziecko wychowywać właśnie w TEJ wierze, że będziemy przekazywać TE wartości i wyznawać tego jednego Boga. I ja to w pełni rozumiem, bo uważam, że każdy powinien kroczyć tą ścieżką, którą czuje, że jest mu dobrze. Jest mi wszystko jedno jaki Bóg danej osobie towarzyszy. Grunt, że ta osoba nie wchodzi na moją ścieżkę, ciągnąc mnie na siłę na własną.
Kiedy poinformowaliśmy rodzinę, że nie zamierzamy chrzcić Jasia spotkaliśmy się z dwoma, skrajnie różnymi reakcjami. Pierwsza była nam bardzo potrzebna, bo utrwalała nas w przekonaniu, że robimy dobrze. Po prostu grupa osób z rodziny to zaakceptowała, twierdząc, że mamy do tego pełne prawo. Lecz druga grupa usilnie próbowała nas przekonać do chrztu najróżniejszymi argumentami. I jednym z argumentów, najczęściej pojawiających się był fakt, że “Takie dziecko nie idzie do Komunii!”. Widzicie. W gruncie rzeczy wcale nie musi.
WIARA W BOGA POMAGA I NALEŻY JĄ TOLEROWAĆ U INNYCH.
Wiecie, kiedy najbardziej zazdrościłam osobom wierzącym wiary? Kiedy na świat przyszedł Jasiek. Zazdrościłam tego, że mają do kogo się zwrócić o pomoc, myśląc i wierząc w to, że ten ktoś słyszy ich prośby. To był taki moment, kiedy myślałam o tym o ile łatwiejsza jest wiara, o ile łatwiej przez to przechodzić. Ja mogłam mówić sama do siebie, wiedząc, że będę jedyną osobą, która to usłyszy. Nie było nikogo w kogo istnienie bym wierzyła, kto przy gorliwej modlitwie mógł spełnić moją prośbę jak złota rybka czy Dżin z bajek, które tak lubiłam czytać. Osoby z naszej rodziny odmawiały jednak za Jasia intencje na mszach. Dziękowaliśmy z szacunku do tych osób. Oni wierzyli, że Bóg ich wysłucha. Ja wierzyłam tylko w lekarzy i to co oni mogą mi zagwarantować. Moim Bogiem był personel medyczny.
Kiedyś ktoś mi powiedział, że wstydzi się przyznawać, że wierzy w Boga i to w towarzystwie, które przyjęło wszystkie sakramenty. A wstydzi się przyznawać dlatego, że spotyka się z reguły z prychnięciem, ironicznymi żartami i taka osoba nie czuje się poważnie. Czuje, że to w co wierzy (czy może w kogo) jest powodem do śmiechu, mimo iż dla tej osoby jest to bardzo ważny, życiowy aspekt. I tu należy zacząć od słów: “każdy kija ma dwa końca, tolerancja nie dotyczy tylko jednej strony, ale tolerancja powinna dotyczyć nasz wszystkich”. Niestety nie dotyczy.
Swojego czasu przeczytałam książkę: “Ostatnia rozmowa. Dasz radę” śp. Ks. Jana Kaczkowskiego i Joanny Podsadeckiej. Był tam ważny cytat (choć polecam całą książkę!): “Przede wszystkim nie należy skupiać się na inności, ale na tym, co pozytywnego ona możne wnieść do naszego życia. Trzeba popatrzeć na drugiego nie przez pryzmat inności, ale przez człowieczeństwo, które przecież mamy wspólne”.
Nikogo w tym momencie nie powinno więc dziwić, że ludzie, którzy na pewnym etapie swojego życia stwierdzili, że dziecka nie chcą wychowywać w wierze katolickiej, muszą stoczyć bój ze społeczeństwem, które na tę “inność” nie jest gotowa. Koronnym argumentem jest wtedy Komunia Święta. “Dziecko nie idzie do komunii?! Będzie takie nieszczęśliwe!”
ROZMAWIAMY Z DZIECKIEM O WASZYM BOGU.
Swojego czasu miałam ogromne wątpliwości. Trudno się zresztą dziwić, skoro moje dziecko rozpoczęło szkołę, a ja nie wiedziałam na ile zostanie zaakceptowane to, że nie chodzi na religię. (w przedszkolu wyraził chęci więc przez dwa lata uczestniczył w religii, w szkole już nie chciał) W gruncie rzeczy miałam świadomość, że będzie to sprawdzian dla nas wszystkich i zostałam pozytywnie zaskoczona. Jeżeli moje dziecko z tego tytułu spotkały jakiekolwiek przykrości nigdy nas o tym nie informował, a takich dzieci jak on jest tylko dwoje (on i jeszcze jedna dziewczynka).
Ten argument: „Będą się z niego śmiać” uważałam za naprawdę okrutny. Osoby wypowiadające te słowa, miały dzieci już w szkołach i sami chrzcili i posyłali dzieci do komunii. Nie rozumiałam więc za bardzo dlaczego nie ma możliwości aby od małego wpajać dzieciom szacunek do innych religii, bo prawda jest taka, że dzieci są najmniej nasiąknięte podziałami. Ten podział wpajamy w dzieci my, dorośli. Dla dziecka nie ma znaczenia kolor skóry, imię, narodowość czy religia – znaczenie ma to dla dorosłych. Dorosły jest drogowskazem. I warto tego nie spieprzyć.
Szkoła zawsze fajnie z nami współpracowała. Byli otwarci między innymi na naszą elastyczność, dlatego Jasiek mógł grać w Jasełkach. Nie była to może jakaś główna rola, ale zawsze w tym stadku się potrafił odnaleźć między innymi jako pastuszek. Bez problemu zabrałam go pewnego razu do święconki chcąc mu pokazać na czym to wszystko polega i wyraziłam zgodę na uczestnictwo Jaśka w mszach świętych jeżeli sam jest zainteresowany. Niestety wszystkie osoby z rodziny, które mocno nas namawiały na ochrzczenie dziecka, nigdy nie podjęły się by uczestniczył z nimi w mszach świętach, mimo iż wielokrotnie dawaliśmy jasno do zrozumienia, że jak najbardziej jesteśmy do tego przychylni. Ostatecznie na mszy wylądowaliśmy razem, na jednym ze ślubów kościelnych.
Rozmawiamy z dzieckiem o Bogu często. Musimy. Uważam, że warto mu mówić, adekwatnie do jego wieku jak ważną rolę w życiu wielu ludzi ten Bóg odgrywa. Jaki ten Bóg jest ważny i dlaczego należy tych ludzi tolerować. Czuję taką potrzebę przede wszystkim dlatego, że w pewnym momencie może natrafić na ludzi, którzy będą go przekonywać, że jest zły lub gorszy, bo nie wierzy właśnie w tego Boga. Wpajanie mu od początku pewnych wartości również religijnych, uczenie go historii religii, oraz ich odłamów daje mi poczucie, że moje dziecko w przyszłości będzie mogło wejść z daną osobą w interakcje bez większego problemu i bez szkód dla własnego samopoczucie. A przy okazji nie będzie wyśmiewał wiary w Boga, bo to równie ważne. Dobro człowieka nie ma nic wspólnego z religią. Człowiek dobry jest człowiekiem dobrym, nie religijnym.
SZCZĘŚLIWE DZIECKO NIE IDZIE DO KOMUNII.
Komunia nie spędza nam snu z powiek. Kiedyś myślałam, że weźmiemy go na ten czas do Disneylandu. Nawet były takie zamiary, ale nagle nasze fundusze wakacyjne pochłonęły inne wydatki. Dzisiaj wiem, że nie muszę mu niczego wynagradzać, bo on jest bardziej dojrzały niż się po nim tego spodziewałam.
Moje dziecko rozumie, że nie chodząc na religię nie idzie do komunii. Wie również czym jest sakrament komunii, oraz dlaczego w chrześcijaństwie jest to bardzo ważne. Również wie, że tego dnia dzieci dostają prezenty. Nie jest mu żal, że on nie dostanie. Wychodzi na to, że wykazuje mądrość, która wiele dla mnie znaczy i ułatwia mi ten czas. Nie tupie nogą, bo nie dostanie tego co oni, a nie dostanie „przez nas”. Nie jest mu z tego powodu przykro. Wiem, bo dużo o tym rozmawiamy. Zrobiliśmy „coś” dobrze i wiem, że możemy być dumni i z niego i z nas samych.
Komunia nie powinna być traktowana jako nagroda. Komunia powinna być traktowana jako kolejny sakrament religii do której każdy rodzic chrzczący dziecko przynależy. Nie jako komercyjna posiadówkach w ekskluzywnych lokalach dość mocno spłycająca religię. Nie jako kolejny powód do obdarowania dzieci drogimi niekiedy do przesady prezentami. Komunia powinna mieć charakter religijny, a osoby powinny się skupić tylko na przyjmowaniu Eucharystii. Lata wyścigów, które dziecko tego dnia będzie ładniej wyglądać, kto za ile kupił sobie garsonkę na tę uroczystość, wreszcie wyścig kto więcej dostał i kto ma bogatszych krewnych, sprawił, że komunia uznawana jest za nagrodę, stąd ciągle powtarzające się argumenty: „Nie pójdzie do Komunii Świętej, nie dostanie prezentów, będzie mu przykro”. Szkoda tylko, że dalszą konsekwencją jest niekiedy spłacenie kolejnych lat pożyczki w banku za jednodniową imprezę. A to takie trochę błędne koło.
Ciągle mnie straszono tym, że skoro dziecko nie idzie do komunii, to z tego tytułu będzie nieszczęśliwe. Każdy rodzic chce dla swojego dziecka jednak szczęścia, a przynajmniej pragnie by dziecko nie miało pod górkę w życiu tylko dlatego, że podjęliśmy inną decyzję niż się tego po nas spodziewano. To trochę taki paradoks. Teoretycznie dajemy dziecku wolną wolę, a w praktyce mogłoby się okazać, że dając mu wolną wolę, tak naprawdę robimy źle. A nasze dziecko w tym momencie jest jedyną kompetentną osobą, która może nas ocenić. Nasz syn nas nie ocenia. Jest szczęśliwy. Jak zapewne Wasze dzieci idące w tym roku i w każdym kolejnym do Komunii Świętej.
____
Tak naprawdę problem z podziałami skończy się wtedy, kiedy ludzie zaczną tolerować wybory innych. Tak naprawdę jesteśmy już na dobrej drodze, bo żyjemy w czasach, w których coraz więcej osób ma odwagę iść nieco pod prąd zgodnie z własnym sumieniem i poglądami. Choć będziemy potrzebować jeszcze co najmniej dwóch pokoleń by przestano takie zachowania piętnować. Tolerancja powinna mieć szeroki wachlarz. Mam wrażenie, że jest to również kwestia dojrzałości – zauważyłam po sobie, że im jestem starsza tym więcej rzeczy toleruję i jestem bardziej otwarta i więcej słucham. A dzisiejszy wpis chciałam zadedykować wszystkim, którzy tak jak my byli straszeni komunią.
68 comments