Rów Mariański rodzicielstwa.
Ten wpis powstaje chyba bardziej dla mnie niż dla Was i jest typowym przykładem na to,że każdy czasem łapie doły i to wielkie jak rów Mariański. Ja z braku snu powoli zaczynam tracić kontrolę sama nad sobą i czuję się jak wsadzony za kółko alkoholik. Abstrakcyjnym dla mnie doznaniem jest spanie ciągiem dłużej niż 2 godziny. I czasem jest mi okrutnie ciężko.
Zaczęliśmy z mężem trochę eksperymentować. W nocy doszliśmy oboje do wniosku, że moje przystawianie Staszka do piersi jest często drogą na skróty, bo mi się po prostu nie chce go bujać, nosić w nocy, a on wtedy potrzebuje bliskości. Ewidentnie. Tak jakby wybudzał się ze snu i zdawał sobie sprawę, że czegoś mu brakuje, a właściwie kogoś. I tym kimś jestem ja. I tylko ja. Pytacie: „Gdzie jest ojciec dziecka?!” a ja odpowiadam, że zawsze obok, ale on sobie nie daje rady. Nie daje, bo Staszek wrzeszczy jak opętany w jego ramionach. W dzień jest ok, w nocy … jestem trochę zdana sama na siebie.
Zgubiłam wtorek. Nie wiem jakim cudem. Dzisiaj mamy środę, ja byłam przekonana, że wtorek. Tak jakbym straciła od poniedziałku jeden dzień. Dwa dni skleiły mi się w jeden. Już chyba ze zmęczenia. Czasem się dziwię, że to wszystko się jeszcze kula – ten blog, ja, no i że ja mam jeszcze siły, żeby rano stanąć przed lustrem i udawać, że wszystko jest ok nakładając mniej lub bardziej perfekcyjny make up. Albo, że mam jeszcze siły na to by wymyślać dzieciom popołudniami zajęcia, że szukam np. przepisów na naturalne farby do malowania … Albo, że siadamy i czytamy książki, rysujemy, układamy jakieś dziwne rzeczy z klocków, robimy to co robić każdy rodzic może. I robię to z uśmiechem na ustach. Chociaż ja się nigdy z dziećmi nie lubiłam bawić.
I czy droga na skróty w postaci iPada dla starszego to aż taka zbrodnia? Wreszcie czasem mam takie myśli by postawić Staszka przed TV. By obejrzał 15 minutową bajkę. Wiem, że nie mogę. I tkwię w jednym punkcie bycia świadomym rodzicem.
Doszłam ostatnio do wniosku, nieco stłamszona niemowlęciem, że bycie świadomym rodzicem jest trudniejsze. Pamiętam siebie sprzed 8 lat, moje podejście do wszystkiego. Nie na całkowitym luzaku, ale moje poglądy były wtedy zupełnie inne, również na wychowanie. Byłam mniej świadoma w pewnych kwestiach, a mniejsza świadomość powodowała mniejsze hamulce i wreszcie mniejsze wyrzuty sumienia. Oczywiście popełniłam te same wykroczenia – bujanie do snu, spanie z dzieckiem itp. ale głównie ze względu na lenistwo, a nie ze względu na pozytywne tego skutki, bo o pozytywach dowiedziałam się dużo później. Jaś nie miał wtedy też ze mną tak silnej więzi, bo on od samego początku był wychowywany przez trzy osoby: tatę, moją mamę, no i mnie. I chyba nawet po części w tej właśnie kolejności. Więc jemu na dobrą sprawę było wszystko jedno kto się nim zajmuje. I zdecydowanie nie budził się tak często w tym wieku. Zdecydowanie.
Kiedy pytałam Was o trenera snu byłam okrutnie zdesperowana. Kompletnie nie odpowiada to mojej filozofii wychowywania, lecz wtedy przez moment się z tego wyłączyłam. Ja jestem człowiekiem, nie robotem i mnie się nie da zaprogramować na jeden tryb. Nie da się mnie nauczyć niespania. Bo niespanie prowadzi do dużych konsekwencji zdrowotnych.
Pamiętam taki moment na blogu, gdzie wszyscy mi gratulowali jak świetnie wyglądam. W sensie jak cudnie schudłam. No i były pytania jakiej diety stosuję i ile razy w tygodniu ćwiczę. Ja nigdy nie byłam szczupła, raczej zawsze byłam z tych okrąglejszych i w duzej mierze dlatego, że jestem niska i każdy kilogram zawsze był bardziej widoczny. Była to zupełna odwrotność tego co wydarzyło się na blogu jakieś 2-3 lata temu, kiedy w bardzo krótkim czasie przywaliłam 10 kg na plusie. Nie z własnej winy, bo okazało się, że tarczyca mi się zaczęła buntować. I ja wtedy dużo czytałam o tym jak bardzo źle wyglądam, jaka jestem gruba, okrągła i jak bardzo o siebie nie dbam.
Zdradzę sekret – tym razem nie ćwiczyłam, nie stosowałam żadnej diety. Ale czasem zapominałam jeść. Popołudniu dochodziłam do wniosku, że zapomniałam o śniadaniu i obiedzie. Plus brak snu. Ja bardzo wycieńczyłam wtedy mój organizm. Do tego stopnia, że wieczorem dostałam drgawek gorączkowych. Nie polecam. I piszę to ku przestrodze.
Niedawno pomagała mi Magda z wymagajace.pl , jej blog mnie trochę ratuje przed wariactwem, a dzięki rozmowie z nią też trochę zrozumiałam, że to nie jest moja wina, że ja nic nie robię źle, ale mogę parę rzeczy wdrożyć, spróbować. Dzięki niej zdałam sobie też sprawę z tego, że Staszek mógłby siedzieć przy piersi cały dzień i to ja z reguły go od „mlekopoju” odciągam. I to też gdzieś tam powoduje u nas problemy, bo on powinien się najeść i pierś wypuścić. A karmić chcę dwa lata. I ja kompletnie nie wiem jak my z tego kp zrezygnujemy … Na chwilę obecną patrząc w przyszłość i widząc uwiązanie mojego syna do tej bliskości nie widzę kompletnie tego momentu rezygnacji. Ani mojej ani jego. Bo dla niego pierś, mimo 11 miesięcy to nie jest tylko forma jedzenia, ale też i przede wszystkim uspokojenia, poczucia bezpieczeństwa.
Na dodatek jesteśmy w fazie lęku separacyjnego (nie doświadczyłam tego z Jasiem, to dla mnie nowość), oraz okropnego psocenia, które powoli już zaczyna mi przeszkadzać, bo Staś kompletnie nie rozumie znaczenia słowa „nie”. Wpada w czarną rozpacz, bo nie może zrzucić dekodera, który jest na kablach, ostatnio wyrzucił mi wszystkie talerze z półki, nagminnie wylewa wodę z psiej miski, a ostatnio ciągnie choinkę (kiedy to piszę mąż jest właśnie w fazie przywiązywania jej). Wysypał też cukier puder (czekam za dostawą zabezpieczeń do szafek, bo nasze prowizoryczne nie dają rady). Otwiera szuflady i wyrzuca ubrania u nas i u brata. Na dodatek odkleja bratu naklejki z szafek co powoduje krzyk Jacha.
Ogólnie rzecz biorąc w psoceniu Jaś był mistrzem, ale widzę, że ktoś go ewidentnie przebije … O zmianie programu w pralce nie wspomnę, podobnie jak o wejściu pod prysznic, gdzie było jeszcze trochę wody. Na dodatek Staś kwiczy. Ale kwiczy tak, że człowiek czasem przestaje na moment słyszeć, albo mózg go boli. I ciągle jest przy nodze.
Z tego miejsca chciałam poinformować, że podziwiam wszystkich rodziców bliźniąt, trojaczków, rodziców dzieci z małą różnicą wieku. Chylę czoła po same pięty …
To dzisiaj ja. Pizgam złem.
23 comments