Pamiętam czas, kiedy nie chciałam ich słuchać. Byłam głucha na ich opowieści, ignorowałam ich komentarze, uznawałam je za złe i nieporadne, a wręcz rzekłabym egoistyczne. Rozmyślałam wtedy jak złe życie musi mieć ich dziecko, a one same nie potrafią się cieszyć tym, że jednak te dzieci mają. Mimo wszystko, po prostu mają. Dopiero później zrozumiałam jak bardzo zamknięta byłam na oczywistości i jak bardzo niefortunnie porównywałam ich do nas, choć nie miałam takiego prawa. Nie miałam, bo cóż ja o tym wiedziałam. On chodzi, mówi, słyszy i widzi. Ich dzieci nie robią żadnej z tych czynności. I czasem, kiedy coś w nich pęka mówią o tym, o czym społeczeństwo nie chce słyszeć: „Czasem żałuję, że ratowali za wszelką cenę.”
Dopóki dziecko jest małe nie ma problemu. Przynajmniej tak słyszałam. A tych opowieści słyszałam wiele. Na początku nawet nie widać różnicy. Problem pojawia się, kiedy lata mijają, rodzic stoi z dzieckiem w tym samym miejscu co na początku, związek szlag jasny trafia, znajomi mają w głębokim poważaniu TEN problem i w końcu już nawet nie przychodzą na kawę, bo i po co? Pomoc od Państwa? Można by książkę napisać. Niby coś tam pomagają, ale niewystarczająco. Rodzic, częściej matka, przestaje być kobietą, odtąd staje się pielęgniarką, lekarką i 24godzinnym pogotowiem w jednym. Potem przychodzi ta refleksja: „Dlaczego? Co to za życie?”
Pierwszy raz spotkałam się z tym dwa lata temu. 15 letnia Z. i jej 43 letnia mama. Ojciec? Przesyła alimenty. Po dziewięciu latach stwierdził, że tak się nie da żyć i odszedł. Spakował walizki i odszedł. Z. jest jedynym dzieckiem z tego związku, pierwszym, jedynym i tak już pozostanie.
„Ja wierzę w Boga” – napisała wtedy – „I wierzę, że w niebie Z. będzie w pełni sprawna. Boję się tylko, że ona wcale nie powie „dziękuję”, tylko będzie mi miała za złe, że chciałam by ją ratowali za wszelką cenę. Wtedy się o tym nie myśli. Ona nie słyszy, trochę widzi, ale tylko trochę, nie wiem czy widzi w ogóle mnie. Całymi dniami leży. A ja razem z nią. Nigdzie nie wychodzę, chyba, że do sklepu, wtedy na chwilę przychodzi sąsiadka. Moje życie się skończyło. Nie wiem tylko co się stanie jak mnie zabraknie. Ona potrzebuje coraz więcej opieki, ja staję się coraz starsza i słabsza. W rodzinie i wśród znajomych jestem niewidoczna. To znaczy my jesteśmy niewidoczne.„
Potem spotkałam M. Jej dziecko zmarło po 5 latach walki.
„Odetchnęłam. Boże, jak to brzmi. Odetchnęłam, że to się skończyło. Widziałam jak jęczała z bólu, jak nie miała siły łapać oddechu, jak musiałam przez 24 godziny czuwać. Ja czasem nie spałam dwa dni. Potem mąż mnie opieprzał, że zaraz będzie miał nas dwie w szpitalu. Ja nawet teraz, po siedmiu lata od jej śmierci, czasem budzę się i słyszę jak jęczy, bo to nawet nie był płacz. A kiedy odeszła powiedziałam: „Dziękuję Ci Boże, ją zabrałeś! Wreszcie skończyła się jej męka!”. Ja? Może i bym dała radę. Jestem młoda, zawsze niezależna, ale ona cierpiała. Każdego dnia. Wiedziałam, że urodzi się chora, ale zawsze myślałam, że się lekarze pomylą. „
Kiedy jednak na mojej drodze stała G. z trójką dzieci, z czego to trzecie było chore, dostałam obuchem w głowę.
„Myślisz, że jestem matką trójki dzieci? Jestem matką jednego dziecka. Nie mam czasu na pozostałą dwójkę. Kiedy urodził się M. moja córka i syn mieli po 5 i 3 lata. Z początku pomagała mi teściowa, ale zmarła trzy lata później. Mąż musiał pracować, bo o moim powrocie do firmy nie było mowy. Od państwa dostawaliśmy pomoc, ale przestało nam starczać na wszystko. Dzisiaj moje dzieci są nastolatkami. Córka, czasem pomaga, syn chyba do końca życia będzie miał do mnie pretensje. Ja? Chyba też mam pretensje. Urodziłam dziecko, bo tak chciałam, lekarze proponowali aborcję. Dzisiaj jestem mamą trójki dzieci w teori, w praktyce cały czas poświęcam się temu jednemu. A przecież mój najmłodszy syn w ogóle mnie nie widzi i nie słyszy. On po prostu jest. Ciałem, bo duchem chyba już nie.”
Pod wywiadem dla Interii, pojawił się komentarz w podobnym tonie. Głos inny, niż te, które przyswajamy.
„A ja apeluje do lekarzy NIE RATOWAĆ TAKICH DZIECI, NIE DAĆ SZANSY URODZIĆ SIĘ WCZEŚNIAKOM. I wiem co piszę, bo jestem mamą wcześniaka, dziś 19-letniej dziewczyny, która jest lekko upośledzona umysłowo i niepełnosprawna ruchowo. Ponieważ lekko upośledzona więc nie czuje się wśród swoich mocniej upośledzonych rówieśników dobrze, ale i do zdrowych nie garnie bo jest notorycznie odrzucana jako kompletny głupek. Nie ma szkół, nie ma pracy, więc pytam co warte jest jej życie??? Oprócz mojegocierpienia które przeżywam patrząc na jej szarpanie się w życiu dochodzi cierpienie właśnie takiego uratowanego 19 lat temu wcześniaka, który nie ma miejsca w naszym społeczeństwie. Wyrzucone złotówki na jej leczenie i rehabilitację nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Ale gdy słyszę od córki, „po co ja się urodziłam?” gotowa jestem podpisać się pod każdą listą społeczną pt: „w tym szpitalu nie ratujemy dzieci wcześniej urodzonych bo nasz państwo i społeczeństwo nie ma dla nich miejsca!!!”
Dzisiaj pewna grupa ludzi, chcących zakazać aborcję, twierdzi, że dzieci chore kocha się bardziej. I te dzieci są bardziej wdzięczne niż wszystkie inne, biegające z nowymi ajfonami. Dzisiaj pewna grupa, wyrzuca z siebie myśl o tym, że rodzice chorych dzieci nie mają żadnej pomocy ze strony państwa i Was, ludzi, którzy mówią „to twój obowiązek urodzić i wychowywać chore dziecko.”
Dzisiaj te dzieci są małe. Jutro będą dorosłe, a ich rodzice coraz starsi.
Kto się nimi zajmie jak zabraknie matki lub ojca? Wy, przeciwnicy każdej aborcji? Ile takich dzieci adoptowaliście, bądź zamierzacie adoptować?
A może zamiast walczyć o wybór kobiet, powalczycie w ten sam sposób o godne życie tychże dzieci oraz ich rodziców, którzy codziennie dokonują rzeczy niemożliwych. Bo niepełnosprawność ma różne oblicza. I czasem nie ma nikogo kto przerwie terapię uporczywą.
Ta wypowiedz zwiazana z wczesniakami nie jest do konca prawidlowa… Tak sie sklada, ze rowniez jestem wczesniakiem, aktualnie mam 23 lata, corke, prace, a jedynym mym problemem jest wzrok, ktory z roku na rok sie pogarsza. Moja matka po moich narodzinach lezala ze mna w szpitalu przez okolo miesiac w tamtym momencie dzialo sie naprawde wiele od przeroznych badan po przetaczanie krwi… I wiecie co? Cholernie sie ciesze, ze tak sie dla mnie poswiecala. Dala mi zycie i ja dzieki jej wytrwalosci tez je dalam. Tak wiec z laski swojej zakazy dotyczace rodzeniu wczesniakow, aborcji itp wsadzcie sobie gleboko w tylki…
Ale Ty jesteś sprawna, normalnie egzystujesz w społeczeństwie, dlaczego porównujesz się do niepełnosprawnych? Tak się akurat składa, że sama jestem matką wcześniaka (30tc – wylew I stopnia, ROP I i II stopnia, kilkakrotnie razy przetaczana krew, dysplazja, PFO, NEC, miesiąc na Intensywnej Terapii, 40 dób w szpitalu), ale nie porównuje mojego przypadku do wszystkich. A komentarz Pani powyżej to wylewająca się rozpacz kobiety, która widzi wszystko z innej strony, tej gorszej.
Owszem teraz jestem sprawna, ale wtedy nic tak naprawde nie bylo jasne i klarowne, a wszystko co dotyczylo mojego zdrowia czy rozwijania sie stalo pod znakiem zapytania. Rozpacz nie wiem czy tak bym to ujela- boli mnie to, iz dzieci cierpia od pierwszych dni swojego zycia. Oczywiscie zgadzam sie z kwestia, ze w niektorych przypadkach nalezy „odpuscic”- rowniez nie widze sensu w utrzymywaniu przy zyciu dziecka, ktore tak naprawde jest roslina i nic te „zycie” nie wnosi, ale warto jest probowac, podiac sie walki i dzialac.
Wylew I stopnia nie stanowi zagrożenia dla życia ani sprawności dziecka. Jest samowchłanialny. Przypuszczam, że na drugim USG już go nie było widać….
Po smierci Zuzi, miałam żal do lekarzy że jej nie ratowali. Jednocześnie jednak dziekowalam, jest jej lepiej tam gdzie jest teraz. Nie mam pawnosci czy byłaby zdrowa, a może byłaby warzywkiem do końca życia. Mimo wszystko zły lecą. Sama jestem za aborcja gdy są do tego przesłanki.
To nigdy nie są proste i jasne wybory. Mam koleżankę, jej synek urodził się w 29 tyg, ważył ciut ponad pół kg. Lekarze nie dawali szans, ale na przekór lekarzom dziś ma osiem lat, chodzi do szkoły. Nie jest w pełni sprawny. Jego mama stoczyła niejedną walkę o jego w miarę nornalne życie i jeszcze niejedną stoczy. Kocha go nad życie, ale też kiedyś powiedziała, że gdyby jej synka nie ratowano za wszelką cenę to wtedy byłoby jej ciężko gdyby odszedł, ale teraz też jest jej ciężko. Momentami bardzo. I ja ją rozumiem bo sama mając dwoje zdrowych dzieci czasem zwyczajnie 'wysiadam’, a ona ma dwoje w tym jedno wymagające 200%uwagi i opieki.
Z drugiej strony znam przypadek gdzie lekarz doradzał aborcję. W wyniku poważnego krwotoku dziecko miało mieć poważne wady rozwojowe. To był dobry lekarz, któremu można było zaufać. Jednak mama tego dziecka podjęła inną decyzję, a kilka miesięcy później przyszedł na świat zdrowy i całkiem spory chłopiec. Nawet wczesniakiem nie był bo urodził się dokładnie co do dnia w terminie. Tym chłopcem był mój brat. Dziś dorosły mężczyzna.
Tak jak wspomniałam na początku, to nigdy nie są łatwe wybory bo zycie nie jest tylko białe albo czarne.
Łatwo jest pisać „ja bym nigdy” nie będąc w danej sytuacji. Czasem aborcja jest mniejszym złem, a śmierć wybawieniem. Trudno poprzeć lub skrytykować nie będąc matką chorego dziecka. Jedno wiem. Nie oceniam. Nie mam prawa.
ciekawe co byś mówiła gdyby Jaś,który urodził się jako wcześniak miałby być roślinką do końca życia. Też byś uważała,że lepiej gdyby się nie urodził albo żeby go nie ratowali? Póki się nie jest w takiej sytuacji to goo… wiemy. Z racji zawodu wiem jak wygląda taki 12 tyg. płód. Wiem,jak funkcjonuje,co czuje. I to nie jest rozwiązanie aby zakończyć jego życie jeszcze w łonie matki,bo i tak umrze po porodzie. Czemu nie zabijamy dzieci,które rodzą się w ciężkiej zamartwicy i niejednokrotnie są upośledzone i nigdy nie wrócą do pełnej sprawności?Ba. Nawet mogą być całe życie rehabilitowane i nigdy nie stanąć na własnych nózkach-o siadaniu nie wspominając. Proponuję w takim razie eutanazję,aby to dziecko nie cierpiało i żeby rodzice nie musieli patrzyć jak to dziecko cierpi-bo nigdy nie bedzie w stanie cieszyć się normalnym życiem i zawsze będzie obciążeniem dla rodziców-których kiedyś zabraknie. Tego nie da się przewidzieć-poród i ciąża są nieprzewidywalne. I to błąd,że po porodzie rząd nie pomaga niepełnosprawnym-oni powinni dostać pomoc w pierwszej kolejności a nie jakieś chore 500+ „dla wszystkich”.
Nie jestem za PIS ani nie jestem katolikiem 🙂
Nie jestem w stanie gdybać na ten temat, bo co innego pisać z ciepłego fotela mając zdrowe dziecko, a co innego zmagać się z tym pełna emocji.
Dodam, że jestem również za eutanazją. I nie chciałabym, żeby moja rodzina, gdyby doszło do jakiegoś groźnego wypadku ratowała mnie za wszelką cenę, bym musiała się męczyć jak i oni. Chciałabym aby pozwolili mi odejść w godności i spokoju, nie w cierpieniu.
My to my,ale dziecko to osobna istota i nie możemy sobie ot tak o nim decydować,bo jest „nasze”,bo to moje ciało.Wiem jaką to musi byc tragedią gdy kobieta jest zgwałcona i zachodzi w ciążę,ale to dziecko nie jest niczemu winne. Może i jestem w stanie się zgodzić aby usuwać taką ciążę do 12 tygodnia,z ciężkim sercem,bo uważam,że dziecko z chwilą gdy ma serce,które bije to już żyje,ale nie będę w stanie pojąć tego jak nagle kobieta dojdzie do wniosku w 20 tygodniu,że jednak nie pokocha tego dziecka i ma jeszcze 2 tyg. na usunięcie… Wtedy te kobiety powinny być otoczone opieką psychologa aby w tak późnej ciąży nie decydować się na usunięcie dziecka gwałciciela ale być wspierane aby je urodzić i oddać do domu dziecka.
„Wiem jaką to musi byc tragedią gdy kobieta jest zgwałcona i zachodzi w ciążę” piszesz z doświadczenia?
„jak nagle kobieta dojdzie do wniosku w 20 tygodniu,że jednak nie pokocha tego dziecka i ma jeszcze 2 tyg. na usunięcie…” – terminacja po 20tc nie odbywa się, bo ktoś nagle stwierdzi,że on jednak nie chce dziecka. Po 20 tc usuwa się tylko ciąże (!) obarczone licznymi wadami genetycznymi. Mówię o legalnym usuwaniu, nie czarny rynku.
Nie ratować wcześniaków? Powiedzcie to rodzicom, którzy cieszą się z ich zdrowia i szczęścia, którzy widzą jak dorastają, kochają i rosną…
Gdyby kiedyś nie postawili wszystkiego na jedną kartę. I nie zaufali.
Gwałty? tutaj ciężko mi zabrać głos, sama jestem matką – mam córkę, nie wiem co bym jej doradziła, ale na pewno otoczyłabym na tyle opieką, by nie musiała zabijać.
Chore dzieci? Wady genetyczne? A co my jesteśmy na targu? Kupujemy albo zdrowe dziecko, albo wcale? Albo przeterminowany jogurt, albo nie? Szlag mnie trafia, jak to czytam.
Pokazujecie najgorsze przypadki, relacjonujecie sytuacje z najgorszych rodzin, koniec związku, matka z depresją…gdy ma się problem z chorym dzieckiem, cierpi cała rodzina – owszem. Wtedy są pomoce od tego – mówię o psychologach.
To nie są łatwe wybory, nie czytałam ustawy, ale jeśli ktoś nie potrafi wziąść odpowiedzialności za skutki uprawiania seksu, niech nie uprawia go wcale, albo niech wcześniej o nich pomyśli…bo myśli „usunę, bo mogę” do mnie nie przemawiają. Usunę, bo to ciało jest moje, tym bardziej.
W gwoli przykładu, w mojej rodzinie są bliźniaki – wcześniaki 25tc. Uratowane, mała rośnie, chłopiec w szpitalu ma się coraz lepiej, matka tych dzieci też nie raz pomyślała, mogłoby ich nie być, ale zaraz potem widzi swoje dziecko jak się do niej uśmiecha i dziękuje Bogu, że wyszło jak wyszło. A ich małżeństwo, owszem z początku ich trochę rozwiało, ale porozmawiali, zasięgnęli porady psychologów i zespolili się jeszcze bardziej.
Nie jestem za zabijaniem, aborcja to zabijanie.
I mówię to, tylko dlatego, że wiem jak przebiegają takie zabiegi …nie, nie z doświadczenia.
Pozdrawiam.
„Powiedzcie to rodzicom, którzy cieszą się z ich zdrowia i szczęścia, którzy widzą jak dorastają, kochają i rosną…
Gdyby kiedyś nie postawili wszystkiego na jedną kartę. I nie zaufali.” – Pani tu pierwszy raz? Przecież ja jestem mamą wcześniaka. Jestem jedną z kobiet wypowiadających się w ów wywiadzie dla Interii (!).
„To nie są łatwe wybory, nie czytałam ustawy, ale jeśli ktoś nie potrafi wziąść odpowiedzialności za skutki uprawiania seksu, niech nie uprawia go wcale, albo niech wcześniej o nich pomyśli…bo myśli „usunę, bo mogę” – to przeczytaj, bo głupoty pieprzysz. W Polsce od dawna już nie można usunąć ciąży „bo antykoncepcja zawiodła”.
Moj brat ma 47 lat,nie mowi,nie chodzi…calkowicie zalezny. Rodzice po 73 lata…choruja…ciezko choruja. Trzeba znalezc dom dla brata…poswiecili mu 47 lat a teraz musza go oddac…to jest bol,ktorego nie mozna przezyc! To sa tragedie i tylko zrozumia to osoby ktore zmierzyly sie z czyms podobnym! Jestem za aborcja!
Dopóki nie znajdziemy się w danej sytuacji, nie powinniśmy nikogo oceniać.
Nikt nie zrozumie kobiety, która jest w takiej sytuacji – nawet druga kobieta, której sytuacja 'jest zbliżona, podobna’.
Dlatego tak bardzo przeraża mnie to, co się dzieje wokół…
PS. dziękuję za możliwość skorzystania ze zdjęcia.