Poznałam ją jak miała 89 lat. Poruszała się o balkoniku i miała piękne urządzone mieszkanie. W powietrzu unosił się zapach jakiś olejków. Dużo marudziła i jeszcze więcej mówiła. Lubiła narzekać na wszystko. Na widok za oknem, na jezioro obok którego mieszkała. Na wszystkich wokoło. Z początku nie rozumiałam jej niechęci. No i te piękne meble.
Prychnęła:
– Te meble to tylko namiastka tego co miałam. Sam mój pokój stołowy był większy niż całe to mieszkanie …
Nie miała dzieci. Mąż zmarł kilka lat wcześniej na raka. Zostawiła całe swoje dotychczasowe życie setki kilometrów stąd. Obiecano jej lepsze życie. Rodzina miała się nią zaopiekować. Ale przecież nie o nią chodziło …
– Sprzedałam mój zestaw do herbaty. Przyszedł mężczyzna z antykwariatu. Zaproponował 140 zł. Dałam mu, bo wiedziałam, że jeżeli go nie sprzedam, to inni go zabiorą. A sam dzbanek był dużo droższy. Zostawiłam sobie tylko dwie filiżanki. Na pamiątkę.
Lubiła opowiadać. O tym co było dawniej. O pięknym, dużym mieszkaniu. O pracy, którą uwielbiała i której się poświęcała. O cudownym mężu. O podróżach.
Teraz miała tylko wspomnienia. I kawałek poprzedniego życia zaklęty w pięknych meblach.
Z początku w jej towarzystwie można było czuć się nieswojo. Narzekała na rzeczy na które narzekać nie powinna. Zauważała tylko ogół, który miał podłoże w jej obecnym życiu którego przecież nienawidziła. Uważała, że wszyscy są tacy sami. I czuła się jak w więzieniu.
Nikt jej nie odwiedzał, bo nikogo tu nie znała. Wszystkich znajomych zostawiła daleko stąd a i tak większość poumierała. Nie miała dzieci, nie miała nikogo. Tylko mieszkanie, małe, ale piękne, którego również nienawidziła.
Lubiła wracać wspomnieniami do czasów, kiedy była młoda. Wymieniała kraje w których była, co widziała. I gdzieś tam pojawiała się jej gorycz. Dzieci mieć nie mogła, ale też nie adoptowała. Żałowała tej decyzji. Bardzo.
Całymi dniami siedziała w fotelu. Miała książki, ale już ich nie czytała. Wzrok nie ten, a i chęci brak. W ciepłe dni siadała na małym balkonie. Czasami przestawiała z braku zajęć mniejsze lub większe szkatułki przywiezione z różnych zakątków świata. Miała tylko siebie. I wspomnienia z którymi nawet nie miała się z kim dzielić.
Dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo potrzebna jest bliska osoba i jaki los czeka osoby, które nie zdecydowały się nigdy na dzieci. Jaki los czeka osoby, których dzieci odwrócą się w momencie, kiedy rodzic najbardziej będzie ich potrzebował. Wtedy, kiedy ta druga osoba odejdzie …
Samotność.
I modlitwa by ten dzień się skończył. I każdy kolejny. By dobrnąć do końca.
*historia jest prawdziwa. Bohaterka w lutym skończy 90 lat.
źródło zdjęcia: http://strefatajemnic.onet.pl/ezoteryka/gdzie-lekarz-nie-moze/mz8eh
Smutne ale też prawdziwe. Chociaż nawet mając dzieci nie wiemy czy nie zostaniemy sami na starość. Wszystko zależy od tego co damy od siebie,jacy będziemy.
http://podaj.to/post/665,1,wyglda-jak-rysunek-starszej-kobiety-jednak-gdy-zobaczysz-co-jest-pod-spodem-bdziesz-w-szoku.html tak mi sie skojarzyło..
Bardzo smutne.
Ale jak przedmówczyni uważam że mając dzieci też nie wiemy jaki las nas czeka. Młodzież coraz częściej wyjeżdża za granice, odwiedzają rodziców raz-dwa do roku. Pocieszające jest to że teraz jest internet i można prowadzić wideorozmowy, ale nie każdy radzi sobie z technologią :]
Dlatego właśnie napisałam: ,,Jaki los czeka osoby, których dzieci odwrócą się w momencie, kiedy rodzic najbardziej będzie ich potrzebował.” …
Ja jestem takim dzieckiem które się odwróciło. Na zasadzie zmarnowałeś mi dzieciństwo, skrzywdziłeś tak, że bardziej się nie da wiec mam Cię w nosie. Na razie ten rodzic jest młody ale kiedyś może zrozumie dlaczego tak, bo na dzień dzisiejszy to ja jestem tą złą a swojej winy nie dostrzega.
Nasuwa się tutaj słynne: ,,Jak się pościelisz, tak się wyśpisz”.
Moim zdaniem wiele zależy od samych rodziców. Znam kilka takich przypadków w których rodzice wręcz wymagali od swych dorosłych dzieci opieki a te się od nich odwróciły. I wcale ich nie oceniam źle, bo jako dzieci nie mieli oparcia w rodzicach więc taka pomoc nie była dla nich naturalna. Co więcej sama prawdopodobnie też będę takim dorosłym dzieckiem w stosunku do mojego ojca i nie wstydzę się do tego przyznać.
To jak wychowamy swoje dziecko może odbić się na naszej starości. Widzimy tylko uroczego staruszka, ale kto przez te lata krył się za tym obliczem wiedzą często tylko bliscy, którzy już nie chcą nimi być.
Ciekawa dyskusja wywiązała się u nishki, warto poczytać: http://www.nishka.pl/czy-mozemy-zadac-od-dzieci-wdziecznosci-za-nasze-poswiecenie/
Niestety to jest akurat szczera prawda. Uzmysłowiłam sobie to już dawno. Paradoksalnie to jest tak samo jak opieka nad teściowymi, czy teściami. Gdzieś tam poczuwamy obowiązek, ale wiemy, że na to nasze poświęcenie nie zasługują.
Ja oczywiśćie w tych sprawach mam za miękką dupę. 🙂
To niestety prawda. Z moim ojcem nie mam już tego problemu, bo po prostu nie żyje, mama na szczęście samoobsługowa, no i mój brat jest blisko. Ale nie czuję potrzeby zajmowania się nią na stare lata. Nie mam z nią żadnej rodzinnej więzi. Prędzej odczuwam to jako obowiązek, który chętnie bym przerzuciła na kogoś innego. Obcym osobom bym chętniej pomagała. Nie zostawię jej samej, ale też trudno o więź z osobą, która nawet specjalnie własną wnuczką się nie interesuje.
p.s. Ja mam większą ochotę opiekowac się teściową, którą kocham nad życie, niż własną mamą. 🙂
Moja mama zajmowała się swoją mamą (nota bene adopcyjną) „do końca”. Przyznam, że nie wiem, czy przy takim traktowaniu jak traktowała babcia moją mamę jako dziecko (o czym wiem, nie od mamy oczywiście) byłabym w stanie na takie poświęcenie. Jak już było gorzej, mama rzuciła pracę, żeby zająć się babcią – myła, podcierała, czytała, przytulała, wszystko z babcinym narzekaniem, wyzywaniem w tle…Cały czas uśmiechnięta do swojej mamy i szlochająca jak myślała, że nikt nie słyszy… Ja absolutnie nie oczekuje od mojego dziecka, że się mną zajmie na starość.
,,Ja absolutnie nie oczekuje od mojego dziecka, że się mną zajmie na starość” a kto to zrobi?
Nie, ja sama tego nie oczekuje, nie zrozum mnie źle. Ale gdzieś tam chciałabym aby to nie był dla niego przymus. Nie po to jest ze mną. Chcę, żeby czuł odpowiedzialność, żeby był przy mnie, żeby był moim oknem na świat.
Kwestia tego jakimi jesteśmy ludźmi na pewno ma swoje odbicie w przyszłości. Ale jednak matka czy ojciec to jednak rodzice. Ja osobiście nie potrafiłabym zostawić moich rodziców. Wiem, że będę przy nich. Do samego końca.
Ja bym chciała umrzeć na tyle szybko by być w stanie do końca „robić wokoło siebie”.
mogę tylko powtórzyć – nie oczekuję od mojego dziecka, żeby się mną zajął, nie mam na myśli przymusu czy nie przymusu. Staram się go wychować na fajnego, wrażliwego, dobrego człowieka, ale nie mam wobec niego żadnych innych oczekiwań, na pewno nie takich, żeby mi szklankę wody podał (jak to mawiają).
Myślę, że większość rodziców ma takie samo zdanie. Wychowam ,,wrażliwego człowieka” a to automatycznie uczyni go wrażliwym również na matkę czy ojca. W pewnym momencie szala się niestety odwraca. Po prostu w pewnym momencie człowiek staje się niestabilny życiowo i nie jest już samowystarczalny …
Ze wszystkich możliwych rzeczy mnie najbardziej przerażają choroby psychiczne.
Spojrzałam na to wszystko z innej strony. Osoba, która nie chce mieć dzieci, nie lubi ich…a jednak je ma- w obawie przed samotnością na starość- nie zawsze będzie miał w nich oparcie. Wychowując je za karę pokazuje im, że są jej do życia niepotrzebne. Dzieci w przyszłości w najlepszym przypadku odwracają się od takiego rodzica, bywa również tak, że mogą skutecznie uprzykrzać mu życie. Jeżeli człowiek nie chce mieć dzieci bo nie- niech tak pozostanie- lepiej narzekać na samotność niż na to, że najbliżsi się od niego odwrócili- to chyba boli bardziej. Nie oceniam bohaterki ponieważ nie znam jej, nie wiem jak wyglądała jej cała historia.
Chciała mieć dzieci, ale nie mogła. Bardzo te dzieci pragnęła. To akurat jest osoba, która nie bardzo rozumie dlaczego ludzie dzieci mieć nie chcą.
Nie sądzę też by akurat było co oceniać (lub i nie) bo nie to jest zamierzeniem tekstu. Zwracam uwagę przede wszystkim na to, że dzisiaj jesteśmy młodzi i nie zwracamy na to uwagi.
Dokładnie właśnie zapomniałam napisać o tym, że niektórzy po prostu nie mogą mieć dzieci. Ciężkie jest to wszystko…
W tekście jest o tym wzmianka: ,,Dzieci mieć nie mogła, ale też nie adoptowała. Żałowała tej decyzji. Bardzo.”
Ślepa jakaś jestem nie zauważyłam…a czytałam cały …
Smutne, ale los pisze czasami takie scenariusze.