Nigdy nie chciałam poruszać tego tematu, bo zawsze mi się wydawało, że to nasza sprawa. Prywatna. Pojawił się jednak komentarz, który nieco zweryfikował moje wcześniejsze zamierzenie.
Właśnie skończyłam lekturę twojego bloga. Jak na swój wiek piszesz bardzo dojrzale. Jesteś naprawdę mądrą kobietką. I naprawdę widzę, że jesteś bardzo dobą matką, ale kurcze. Swoimi poglądami na temat religii robisz Jasiowi wielką krzywdę. Pomijając fakt, że jestem osobą wierzącą (i trochę nie godzi się to z moimi poglądami) jestem też pedagogiem w szkole podstawowej. Praktycznie co roku widuję takie szczere mamusie jak ty. Przychodzi czas kiedy dziecko idzie do 3 klasy szkoły podstawowej i przychodzi czas komunii. Wtedy takie wygadane i przekonane do swoich poglądów mamucie śpiewają tak jak ksiądz im zagra, a dziecko jest wyśmiewane przez dzieci. Jak pewnie wiesz żyjemy w kraju katolickim więc na klasę trafia się może jedno takie dziecko. Pomyśl o tym.
Jestem ochrzczona (bo wypada) i poszłam do komunii (bo wypada). Do bierzmowania nie poszłam. To była moja decyzja w pełni uszanowana przez rodziców, którzy i tak nigdy ze mną nie chodzili do kościoła. Chodziła ze mną babcia. Potem koleżanki. Ale bardziej była to dla mnie forma rozrywki, niż duchowa potrzeba.
No i nie poszłam do ołtarza z brzuchem i żadne siły tego świata by mnie do tego nie zmusiły.
Jestem niewierząca. Nie wierzę w Waszego Boga. Nie chodzę do kościoła. Nie modlę się. Nie mam potrzeby. Nie chcę.
Prezes jest nieochrzczony. To była decyzja, której nie podjęliśmy od razu. Dojrzewaliśmy do niej. Trudno podjąć taką decyzję w kraju katolickim wśród społeczeństwa, które narzuca swoją wiarę, jednocześnie ujmując w punkcie pierwszym dekalogu ,,Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną„. A ja bym miała.
Kiedy wreszcie decyzja zapadła i powiedzieliśmy ,,Nie” zaczęły się dziać dziwne rzeczy, których mój mózg nie jest w stanie logicznie przetworzyć. Tylko moi rodzice stwierdzili, że to nasza decyzja i nie będą w nią ingerować.
1. Jedna z babć przywiozła nam wodę święconą z Lichenia prosząc byśmy wykąpali w niej Prezesa. Miał jakieś 3 może 4 miesiące.
2. Jedna z babć stwierdziła, że Prezes jest niegrzeczny, bo jest nieochrzczony.
Miał jakieś 1,5 roku.
3. Moja mama zadzwoniła do mnie, że otrzymała telefon od swojej koleżanki, że ma wpłynąć na moją decyzję, bo jestem młoda, głupia i nie wiem co robię. Poza tym Śrem mały, ludzie będą gadać.
4. Jak nie macie pieniędzy na chrzest, to ja cały opłacę.
Może byłoby w tym coś zabawnego gdyby nie fakt, że przez dobre 2 lata słyszałam nagminną próbę namówienia nas na kłamstwo.
Tak.
Gdybym ochrzciła dziecko i miała przyrzekać przed ołtarzem, że wychowam dziecko w wierze katolickiej najnormalniej w świecie bym kłamała. Bo ani bym nie wychowywała w takiej wierze, ani bym się nie podjęła obowiązku edukacji kościelnej.
Jestem gotowa do dyskusji jeżeli każda ze stron ma możliwość podzielenia się swoją opinią popartą argumentami. Nie jestem natomiast gotowa na dyskusję w której jedynym argumentem jest to, że moje dziecko nie pójdzie do komunii. I to jest ten moment kulminacyjny w którym mam ochotę pokazać środkowy palec każdemu, kto walnie taki argument w nadziei, że zrozumiem swój błąd.
Komunia to dla mnie żaden argument. To dla mnie tylko i wyłącznie powód, by trzymać się od tej religii jak najdalej i jeszcze dodatkowo chronić przed nią moje dziecko. Komunia stała się na tyle komercyjnym sakramentem, że zamiast duchowej roli skupiamy się na tej materialnej, jednocześnie dochodząc do wniosku, że każde dziecko, któremu rodzice odbierają ten przywilej są poszkodowane.
Miejcie litość!
Ma 5 lat. Chodzi do przedszkola. Tam miał wybór z którego skorzystał. Chodzi więc na religię. Jest katechetka z gitarą, uczy ich piosenek, modlą się. Ile z tego rozumie, nie mam pojęcia. Ile zrozumie niebawem? Nie wiem.
Obchodzimy święta. Nie, nie tak jak obchodzić powinniśmy. Traktujemy to jako tradycję. W naszym domu nie ma choinki, są ewentualnie czysto komercyjne dekoracje – Gwiazdory, bałwanki i inne renifery. No i pieczemy pierniki. Nie modlimy się w trakcie świąt. Jedyny religijny aspekt to dzielenie się opłatkiem, ale głównie ze względu na resztę rodziny. Nie chodzimy tego dnia do kościoła. Nie chodzimy do spowiedzi. Ewentualnie śpiewamy kolędy, a właściwie nie tyle my, co Prezes.
Pokazałam mu co to święcenie jajek. Poszłam z nim do kościoła, z koszyczkiem. Chciałam. Babcie, które tak mocno próbowały nas namówić na chrzest umyły ręce zaraz po naszej zgodzie na edukację kościelną.
Proszę bardzo, możecie go zabierać do kościoła. Nie mamy nic przeciwko.
Chętnych brak po dziś dzień.
Pytacie co z rówieśnikami?
Nigdy nie pozwolę na to by moje dziecko było wyśmiewane. Wiem co to znaczy. Mam na twarzy bliznę. Dzisiaj mogę się z tego śmiać, głośno. Mogę też tę bliznę zakryć toną podkładu. Wcześniej nie mogłam. Dzieci bywają okrutne. Ja to wiem. I z tego względu też nigdy nie pozwolę by moje dziecko było katem. By wyśmiewało słabszych.
Jeżeli religia katolicka ma polegać na tym, że chrzcimy dla zasady, bo nie potrafimy wychować dzieci w poczuciu własnych, innych wyborów, to ja mówię głośno: nie, dziękuję.
Moje dziecko ma wybór.
Zawsze będzie ten wybór posiadał.
Paradoksalnie przeczytałam całą Biblię. Szukam dziecięcej wersji. Takiej, którą będę mogła pokazać Prezesowi. Tłumacząc jednocześnie czym w ogóle jest religia i z czym się ona wiąże. Adekwatnie do wieku.
Krzywda? Czyja? Bo na pewno nie nasza.
Dziecko? Wyśmiewane? Przez kogo?
Przez Was.
Wychowujcie tolerancyjne dzieci. Nie wymagajcie religijności od innych. Nie będzie problemu.
A ja?
Wierzę w siebie.
Dodaj komentarz