Dżungla z piasku.
Mam to szczęście, że mogę się wypowiedzieć z dwóch różnych perspektyw, ponieważ zachowanie mojego dziecka przez ten czas uległo radykalnej zmianie i przeskoczyło z jednego bieguna na drugi. Jako matka syna aspołecznego byłam potencjalnym obserwatorem zachowań w piaskownicy, bo zawsze musiałam być obok. Wcale nie zachowań dzieci, bo te akurat miały prawo łamać pewne przyjęte normy, ale … dorosłych.
Chodzimy na place zabaw, ale sama się wtedy zastanawiałam po co. Prezes nie lubił dzieci i trzymał się od nich z daleka. Mamy zawsze swoje zabawki, ale on rozdawał je na prawo i lewo w myśl zasady: ,,Bierzcie i bawcie się tym wszyscy, bylebyście się trzymali ode mnie z daleka„. W ten sposób często zostawał bez niczego. Taki los. Wszystkim się dzielił, ale sam o swoje nie walczył. Sierotka Marysia – myślałam patrząc na niego litościwie. Perspektywa pierwsza.
W pewnym momencie czas zbierać się do domu.
Dzieci jeden po drugim oddają mi zabawki. Poproszone o to z uśmiechem od ucha co ucha – moim uśmiechem, bo Prezes właśnie próbował wgramolić się do wózka.
W pewnym momencie podchodzę do chłopca, który odwraca się do mnie tyłkiem. Nie, on mi tego nie odda. Proszę jeszcze raz. Nie. Jemu się to podoba. Nie odda mi.
No cóż. Niektóre dzieci uwielbiają cudze zabawki. Proszę jeszcze raz, a potem rozglądam się w poszukiwaniu jego opiekuna. Jakaś mama szturcha mnie lekko i mówi, że tutaj to nikogo z tym chłopcem nie ma.
No ale jak to? Chłopiec miał góra 3latka.
– No siedzi tu już od godziny. Nikogo z nim nie ma.
Po jakiś 10 minutach, kiedy próbowałam chłopca przekonać, że powinien oddać łopatkę, coraz bardziej poirytowana i coraz bardziej doprowadzona do ostateczności (albo zabiorę łopatkę siłą, albo w tyłku będę miała łopatkę i kupię nową) przychodzi dziadek. Patrzy na mnie, na wnuka, siada na ławce i zaczyna czytać gazetę. Głośniej proszę o naszą zabawkę. Dziadek nic. Jeszcze głośniej – dziadek nic. Już, już wstaję, żeby do niego podejść,w głowie mam bilion przekleństw, kiedy dziadek podnosi się, patrzy na wnuka, zabiera mu łopatkę i mi oddaje. Oddaje mi ją ze wzrokiem, który mógłby zabić.
Ach tak. Chyba powinnam go jeszcze przeprosić za to, że przeze mnie musiał przerwać czytanie gazety …
Jakiś czas później mieliśmy podobną sytuację z tym,że tutaj matka dziewczynki powiedziała, że dziwnym zbiegiem okoliczności jej córka miała bardzo podobną foremkę i czy to na pewno nasza. Bezczelność polegała na tym, że matka przyszła z dzieckiem do piaskownicy bez niczego.
Inna osoba zapierdzieliła nam grabki. No ale okej – jestem jeszcze w stanie zrozumieć, że się dana osoba pomyliła, ale ktoś zwinął trzy pary grabek. Nie tylko nasze. Fajnie.
Przez myśl mi przeszło, że zacznę to wszystko podpisywać i będę każdemu pokazywać, że to należy do Jasia P.
Wszystko pobija sytuacja, w której chłopiec (nieco starszy od mojego Prezesa) sypnął mi twarz z pełnej szufli piasku. Plułam jak wariatka, we włosach miałam pół piaskownicy (a przynajmniej tak mi się wydawało). Piasek wpadł mi nawet do stanika. Dyskomfort jak jasna cholera. Zaraz podbiegła do nas mamusia, cudowna, kochana mamusia, która … zaczęła chichotać.
Tak. Poważnie. Zaczęła chichotać, że jej dzieciak sypnął obcej babie w twarz piaskiem. Po raz pierwszy pomyślałam o tym by zachować się na poziomie dziecka i też jej sypnąć skoro to tak bardzo zabawne. Pośmiałybyśmy się razem, bo mi do śmiechu nie było.
Nie usłyszałam, żadnego ,,Przepraszam” ani pocałuj mnie w dupę i albo jestem z innej planety rodzicielskiej, albo wydaje mi się, że za takie coś trzeba przeprosić. No ale nie. Lepiej się śmiać, a w przerwach między jednym chichotem a drugim tłumaczyć dziecku ze śmiechem ,,Tak nie wolno kochanie„.
Tak,tak. Na pewno zrozumiał przekaż i na pewno nie będzie tak robić.
Perspektywa druga.
Taszczę torbę z naszymi zabawkami jak wielbłąd. Siadamy w piaskownicy, wysypuję wór i siadam. Prezes bawi się. Podchodzi chłopiec. Chce się z nim bawić. Prezes mówi stanowczo ,,Nie!„, ale chłopiec jest za mały by to zrozumieć i bierze Prezesa autko. Prezes podchodzi, zabiera chłopcu swojego autko, po czym dobitnie mówi: ,,Mówiłem nie! To moje!„.
– Podziel się! – żądam.
– Nie. To moje!
– Podziel się. Chłopcu będzie smutno.
– Nie. Nie podzielę się.
Zabieram Prezesowi autko i daję chłopcu. Chłopiec bawi się, mama dziękuje. Mówi, że nie trzeba było.
Prezes się obraża i mówi, że chce iść do domu.
Dopiero później zrozumiałam, że to jego zabawki i ma prawo nimi dysponować jak chce i kiedy chce. Że mama tego chłopca też mi nie da swojego telefonu do zabawy.
(dla tych, którzy zaraz po tym co napisałam naskoczą na mój i dziecka egoizm, dodam od razu – moje dziecko się dzieli! Ale nie zawsze ma na to ochotę i ja to akceptuję).
Inna sytuacja, identyczna jak ta pierwsza. Tyle, że nie wzięłam Prezesowi jego zabawek i nie dałam innemu dziecku. Prezes wcześniej zrobił wymianę z innym chłopcem ale ten nie miał nic do zaoferowania. Matka przyszła – nie po raz pierwszy, bo kojarzyłam – bez niczego. Bierze jak gdyby nigdy nic Prezesa zabawkę i podaję swojemu dziecku. Nawet nie zapytała o zgodę. Ot tak – leży to się bierze. Ja się nie odzywam.
Prezes owszem.
– Nie zapytałeś czy możesz. Nie możesz.
Chłopiec zaczyna płakać. Żal mi się go robi i już, już chcę przekonać moje dziecko do tego by się podzieliło, wszak nie wina dziecka, że matka nic do piaskownicy nie bierze, kiedy słyszę:
– No nie płacz, nie płacz. Widzisz jaki chłopiec jest niegrzeczny! Niegrzeczny chłopiec! Nie chce się dzielić. Brzydal!
(coś w ten deseń – to nie jest dokładny cytat).
Prezes ma w nosie (żeby nie napisać w dupie) czy ktoś uważa go za grzecznego czy nie, więc zaczyna kopać dalej w piachu. Ja jestem oburzona, ale nie komentuję, po prostu siedzę dalej przekonana o tym, że jak lwica będę bronić mojego dziecka jeżeli jeszcze raz ktoś będzie próbował podważyć moje kompetencje rodzicielskie.
Kobieta się oddala.
I to był ostatni raz, kiedy poszłam z Prezesem do jakiekolwiek piaskownicy na placach zabaw.
Chodzimy na place zabaw, ale od piaskownic trzymam się na kilometr. Toleruję wiele, ale zachowań ,,świętych krów” nie bardzo. Rozumiem, że czasem ktoś zupełnie tego nie planując przychodzi z dzieckiem do piaskownicy i wtedy po prostu kultura nakazuje zapytać się, czy daną zabawką się bawić można. Nie wiem czy jestem inna, ale zawsze uczyłam Prezesa, że cudzych zabawek bez pozwolenia brać nie wolno. No i nie każdy chce się dzielić, bo to kogoś zabawki. Takie logiczne…
Prezes jest dzieckiem, które nie ma parcia na cudze zabawki. Ma to wiele dobrych stron. Za to pilnuje swoich i nie rozdaje bez pozwolenia (co jest zupełną odwrotność tego co było kiedyś). Są dni, kiedy się dzieli, co jakiś czas patrząc czy aby na pewno nikt nie psuje jego dobytku. Są dni, kiedy ani nie ma się ochoty z nikim bawić, ani dzielić. Ma do tego pełne prawo. Rozporządza tym jak chce bez mojej ingerencji. Ja ingeruję w jego relacje z rówieśnikami dopiero wtedy kiedy widzę, że któraś ze stron może przegiąć.
A jak Prezes ma ochotę pobawić się w piasku to idziemy na plażę. Ja się rozwalę na kocu, a on kopie. I nikt mi nie truje tyłka, że moje dziecko jest niegrzeczne i z nikim nie muszę walczyć o nasze zabawki
49 comments