To nie Twoja wina mamo!
Dziecko przychodzi na świat kilka,kilkanaście tygodni przed czasem.
Ty wiesz, że coś poszło nie tak. Ale nie bardzo wiesz co.
Analizujesz cały proces przed porodem, co zrobiłaś źle i dlaczego tak się stało.
Potem widzisz swoje dziecko na Intensywnej Terapii wytrwale walczące o każdy oddech.
I zadajesz sobie pytanie, które będzie się powielać przez długie, długie lata:
– To moja wina, że nie dałam mu ochrony na 9 miesięcy!
To miłość. W najczystszej postaci.Ale to nie Twoja wina.
Ty dałaś z siebie wszystko. Teraz też dajesz. Jesteś najlepszą matką i najlepszą opiekunką.
To dziecko da Ci moc przenoszenia gór, a Ty będziesz walczyć jak lwica oto by wyrównać ten moment niepowodzenia.
Bo jesteś matką, bo możesz wszystko.
Bo kochasz.
Ale wiesz też, że pewien proces może być zaburzony. Ten w którym nie dano nam się przywitać z dzieckiem.
Wiem coś o tym.
Wracasz do pustego mieszkania. Sama. Bez brzucha. Bez dziecka.
W kartonach pochowane rzeczy, które z każdym dniem zaczynają się coraz bardziej kurzyć, a Ty nie wiesz, czy kiedykolwiek Twoje dziecko będzie z tego korzystać.
Wreszcie zamykasz pokój z zakurzonym kartonem, przekręcasz klucz. Nie wchodzisz tam.
Chcesz choć przez chwilę zapomnieć. Nie możesz. To boli.
Znajomi? Cóż. Są, ale nie bardzo wiedzą jak się zachować. Ty nie chcesz o tym rozmawiać, ale chcesz, żeby Ci znajomi byli. Próbujesz ich przekonać do tego, by Twój dzień wypełnili. Oni nie rozumieją. Dziecko w szpitalu? No to jak to? Ty chcesz jeszcze towarzystwo? Jak to?!
Z dnia na dzień jest ich coraz mniej. Wreszcie zostajesz sama.
On idzie do pracy, kończą się wszystkie możliwe urlopy.
Zostajesz sama. W domu. Z pustym brzuchem i bez dziecka.
Więc zostaje kanapa i te tabletki, które mają uspakajać.
Telefon pod poduszką. Hm? Czy kiedyś zadzwoni? Nie chcesz tego. Najchętniej byś go wyłączyła, ale wiesz, że nie możesz.
Szpital? Ach. Tak. Znowu te same korytarze. Winda. Wielki napis: Neonatologia.
Wchodzisz na oddział. Próbujesz przekonać sama siebie, że masz siły. Intensywna Terapia. Miejsce w którym nigdy nie chciałaś się znaleźć. Znajdujesz się w nim. Łzy. Już nawet sama nie wiesz czy płaczesz ze szczęścia, że kolejny dzień za Wami, kolejny dzień wygranej, czy płaczesz, bo boisz się, że kiedyś otrzymasz telefon. Że przyjedziesz a inkubator będzie stał pusty.
Chwila.
Przyśpieszę czas.
Dziecko ma dwa latka. Chodzi. Przychodzi do Ciebie. Wiesza Ci się na szyi.
Ty wiesz, że cały kalendarz masz zawalony wizytami w poradniach.
Ale wiesz też, że zawsze jest moment w którym da się to wszystko zrekompensować.
Ten uśmiech. Pierwszy.
Pamiętasz go?
Ja pamiętam. Prezes pierwszy raz uśmiechnął się mając 3 miesiące. Leżeliśmy w szpitalu. Na zapalenie płuc.
Widocznie leżenie w szpitalu było bardzo zabawne. Dla mnie nie. Ale uśmiechnął się.
Raz, drugi, trzeci. Potem już śmiał się cały czas.
Ale zawsze zostawały wyrzuty sumienia.
Analizowałam tamten dzień bilion razy. Analizowałam każdą minutę. Niestety bezskutecznie.
Nie piłam. Nie paliłam nałogowo. Nie przemęczałam się. Nie nosiłam ciężarów.
Odżywałam się w miarę prawidłowo. Co poszło nie tak?
Nie wie nikt. A minęło prawie 5 lat.
Potem przychodzi na chwilę spokój.
Miły, relaksujący spokój.
On kończy kolejny rok. Trzeci. Gada jak najęty. Lekarze z coraz większym zdziwieniem mówią, że to okaz zdrowia. No może poza płucami.
Okulistka śmieje się sama do siebie, że ma sokoli wzrok.
Psycholożka dziecięca klaszcze w dłonie, że dawno nie miałam takiego mądralińskiego w swoim gabinecie.
I Ty też się cieszysz.
Bo wiesz, że mogło być inaczej. Ale nie jest.
To lekcja. Bolesna, ale lekcja.
Nagle doceniasz nawet najmniejszy szczegół w tym co robi Twoje dziecko.
Najmniejszy sukces cieszy jak wygrana w totolotka.
W sumie i tak czujesz się jakbyś wygrała szóstkę.
Podwójne szczęście.
Pamiętasz te łzy połyskujące w Twoich oczach, kiedy zrobił pierwszy krok?
Ja pamiętam.
Zrobił to niepostrzeżenie. Jeden krok, drugi, trzeci, czwarty …
Szok. Szczęście. Miłość. Ogromna. Oto poszedł.
A potem znowu jakaś choroba. Taka, której się nie planowało.
Niby wiesz, że to nie dlatego, że dziecko urodziło się przedwcześnie, ale gdzieś tam zaraz pojawia się myśl: ,,a może gdybym …”.
Stop!
Jesteś matką najlepszą. Pamiętaj to. Zakoduj.
To nigdy nie będzie Twoja wina.
Potraktuj to jako dar od losu. Los wybrał Ciebie na Anioła Stróża.
Los wiedział, że sobie poradzisz.
Nie wierzę w Boga, ale jeżeli w niego wierzysz, potraktuj to jako dar od Boga. Bóg wiedział, że to właśnie Ty dasz radę to dziecko wychować i się nim zaopiekować.
Co zrobić, by przetrwać?
Ano musisz znaleźć źródło pocieszenia.
Ja znalazłam. Film o małym Pawełku.
Pawełek żył. Jego rodzice pomagali mi przetrwać.
Teraz to wiem.
Kiedyś do nich napiszę. Podziękuję.
Nie daj sobie też wmówić, że na Intensywnej Terapii nie można kangurować.
Można. Domagaj się tego.
Co z laktacją?
Walcz o nią. Jeżeli się nie uda … ?
Więc jeżeli się nie uda, nadal będziesz zajebistą matką.
Bo nią jesteś. Bo nigdy się nie obwiniaj. Nie dąż do ideału.
Wkroczysz w świat, który jest piękny. Tak, piękny. Poznasz świat małych bohaterów, którzy wygrali największą bitwę w swoim życiu. Wygrali życie. I to jest piękne.
Twoje macierzyństwo będzie inne ale równie piękne.
Bo jesteście wyjątkowi.
On jest wyjątkowy, Ty też, bo wydałaś na świat wyjątkowe dziecko.
Cały świat. Ukryty w kilkuset gramach.
Cały świat mieszczący się w jednej, lub dwóch dłoniach.
Masz moc.
Zawsze.
Bo jesteś matką.
Najlepszą i najsilniejszą.
Robiłaś wszystko co mogłaś. Robisz to nadal. Czy to nie czyni Cię świetną matką?
Za niecałe 3 miesiące będziemy świetować 5 urodziny.
Ja będę świętować moje święto.
Tak, to również moje święto.
Jestem mamą. Dziecka wyjątkowego.
To nie moja wina.
Nie mogłam zrobić nic więcej.
Chciałam. Nie mogłam.
Próbowałam.
Bezskutecznie.
Dałam z siebie wszystko.
Ty też! Pamiętaj o tym!
A teraz zrób wdech i wydech i zapamiętaj dwie rzeczy:
1. Jesteś najlepszą matką.
2. Jeżeli uważasz, że jesteś złą matką patrz punkt pierwszy.
27 comments