Zaakceptuj mnie mamo!
To nie jest bonus. To tak jakby biegacz przewrócił się nagle na linii startu, skręcił kostkę, ale mimo to musiał dobiegnąć do mety. Trwałoby to stosunkowo dłużej niż bieg biegacza ze sprawną kostką, no i pytanie, czy gdzieś po drodze biegacz ze skręconą kostką nie przewróciłby się, by już nie wstać.
I pytanie drugie: Czy ktoś przyjdzie i temu biegaczowi pomoże?
Trudno jest wychowywać dziecko inne. Inne nie znaczy gorsze. Po prostu inne.
Trudno jest wychowywać takie dziecko wśród skrzeczących, przechwalających się matek toczących bitwę, które dziecko zrobi coś szybciej. No i nienawidziłam zdziwionych spojrzeń:
– Nie siedzi jeszcze? Nie chodzi? Tylko tyle kilogramów ma? Aleee maluuutki.
Był moment w którym rówieśnicy Prezesa zaczynali już chodzić, a jeżeli nie chodzić to na pewno wstawać w łóżeczku – a moje nawet jeszcze samodzielnie nie siedziało. Nie. Moje pełzało. Obracało się z pleców na brzuch i odwrotnie – ale nie siedziało. Potem usiadło oooo!
A potem zaczęło chodzić.
Wszystko robił później. Wolniej.
Był też dużo mniejszy.
I skłamię jeżeli napiszę, że nie zazdrościłam matkom rozwoju ich dzieci. Nie była to zazdrość o rozwój, że dziecko coś robi, czego moje nie robi. Bardziej zazdrościłam im tej niesamowitej beztroski. One wiedziały, że ich dziecko to zrobi, szybko, przed rokiem – tu teraz. Ja zastanawiałam się czy moje kiedykolwiek usiądzie. A jeżeli usiądzie to kiedy zacznie chodzić? Czy prawidłowo chodzić? Czy aby na pewno nie będzie trzeba prowadzić jakiś bardziej skomplikowanych rehabilitacji niż Vojtem?
Łzy pojawiły się w moich oczach, kiedy Prezes pierwszy raz podszedł do mnie.
I łzy zaszkliły się w oczach PT, kiedy Prezes samodzielnie podszedł do niego jak wrócił z pracy.
Ot – niespodzianka.
Ogromna.
Wzięłam telefon, obdzwoniłam wszystkie babcie:
– Chodzi! On chodzi!
I choć Prezesa kroki były na początku niezdarne, chwiał się, kiwał, czasem pacnął na pupę – a jego rówieśnicy już skakali na placach zabawach samodzielnie pokonujac przeszkody – i tak byłam najdumniejszą mamą. Bo miałam najdzielniejsze dziecko.
Swój post kieruje do mam wcześniaków (Wy wiecie, że bardzo Was polubiłam, bo tylko Wy mnie rozumiecie 🙂 ), które mają przed oczami wizję idealnego dziecka. Takiego, które rozwija się prawidłowo, a które tak bardzo burzy to co dzieje się w Waszym życiu na co dzień. Moim już nie. Bo moje dziecko w pewnym momencie zaczęło przeganiać rówieśników. Tak jakby nagle ozdrowiała mu kostka i próbował zająć pierwsze miejsce na podium. Jakby chciał dobić mety jako pierwszy i pokazać, że mimo skręconej kostki można dobiec. A my – rodzice – mu w tym pomogliśmy.
Pokazał nam co to troska, strach, ból – ale pokazał nam również, że można się cieszyć z pierwszego ząbka, uśmiechu, kroków, pierwszych słów. Niczym huragan obrócił naszego życie o 180 stopni.
Akceptujemy go od stópek w rozmiarze 26, po mądrą główkę, która co dziennie daje mi możliwość starcia się z dziecięca inteligencją.
– Wiesz … – mówię do PT – nasze dziecko wyrośnie chyba na Narcyza.
– Yhy. Jak mu będzie co dziennie powtarzała, że jest najmądrzejszy, najlepszy, najpiękniejszy to na pewno …
Bo każde dziecko dla swojego matki powinno być najmądrzej, najlepsze, najpiękniejsze, najzdolniejsze POD KAŻDYM względem!
14 comments