Tę notkę próbowałam napisać już dawno – w poniedziałek w szpitalu, potem jak wróciliśmy do domu, potem znowu i znowu – aż się niedziela zrobiła. Brakowało mi wszystkiego: weny, czasu, chęci.
Jakkolwiek by tego nie nazwać, notki nie napisałam. A wraz z nienapisaniem notki prowadziłam tylko fanpage.
Minął kolejny rok. Szybko. Zbyt szybko. Ale jesteśmy bogatsi o kolejne wspomnienia, kolejne doznania, kolejne wzruszające chwile.
4 lata temu myśleliśmy, że zdjęcia, które Ci robimy będą pierwszymi i ostatnimi.
Ale los dał nam szansę, którą doceniamy.
Byłeś tak mały, że mieściłeś się w dwóch dłoniach i zbyt słaby by samodzielnie funkcjonować. Każdy układ miałeś niedojrzały, skórę cienką – każdy dotyk mógł sprawiać Ci ból. Ale nie sprawiał. Otrzymywałeś całą listę leków.
Pierwszy raz wzięłam Cię na ręce, kiedy miałeś niecały miesiąc. I nie wierzyłam w szczęście, które trzymam.
Wiesz, że urodziny miałeś obchodzić pod koniec sierpnia?
Nie, nie w połowie czerwca.
A wiesz, że próbowałeś wyjść na świat pod koniec kwietnia?
Ważyłeś wtedy 450g.
I nikt nie dawał Ci szans.
Ani nam – że będziemy mogli się cieszyć rodzicielstwem.
Ale jesteś.
Przepraszam, że nie spędzałam z Tobą w szpitalu 24h. Ale nie byłam w stanie na Ciebie patrzeć. Nie dlatego, że Cię nie kochałam. Kochałam całym sercem. Nie mogłam również wchodzić do dziecięcego pokoiku. Był cały czas zamknięty. Razem z rzeczami, które na Ciebie czekały.
A teraz Twój pokój jest pełen zabawek i pełen Twojego śmiechu.
Od 4 lat mam możliwość oglądania Twoich kolejnych sukcesów, które cieszą mnie ze zdwojoną siłą.
Jestem dumna z każdych Twoich osiągnięć.
I …
…jakąkolwiek masz misje do spełnienia na Ziemi, pomogę Ci ją spełnić.
Obiecuję.
Dziękuję za to, że jesteś.
(cholera – podczas pisania tej notki się rozbeczałam no. )
Wyję….
Pd serca, szczery i prawdziwy list a przez to piękny!
Cudowny list i cudownie, że możecie cieszyć się sobą. Nic więcej nie potrafię napisać.
Mamy, które miały okazje rodzić w terminie bez komplikacji mają to szczęście, że mogą cieszyć się w pełni w dniu urodzin dziecka. My oprócz radości mamy także wspomnienia bardzo smutne, które wcale nie znikają bo czas biegnie do przodu. Tkwią w głowie tak silnie, że czasem mam wrażenia jakby wszystko stało się parę dni temu. I nawet jeśli naszym dzieciom udało się wyrwać cudem z objęć śmierci, i tak wspaniale nadganiają wszelkie różnice miedzy rówieśnikami, to My Matki wcześniaków zawsze będziemy w nich widzieć cud niezwykły, cud prawdziwy. :* Wszystkiego najlepszego dla Jacha jeszcze raz!!! :*
Lepiej bym tego nie ujęła. Dodałabym tylko, że takie matki zwykle płaczą ze szczęścia, patrzą na swoje dziecko, cieszą się.
My również płaczemy, ale ze strachu. Same.
Dokładnie tak jest! 🙂 Najważniejsze, że to już za nami, że Nasze dzieci są z nami 🙂
Prezesowa, łzy mam w oczach, a nigdy cudze dzieci mnie nie rozczulają…
Po takich ciężkich chwilach wychodzi w końcu słońce i nawet „mały terrorysta”, który rządzi rodzicami jest kochany ponad wszystko :*
:*
Uściski dla Prezesa i życzenia sło-dkie-go, miiiiłe-go żyyyycia;-)
Dla ciebie, matko Prezesa, przytulasy także:*
Piękny list!
wzruszyłam się 🙂
Ja Cię chyba muszę przestać czytać, powaga…bo na chusteczki nie wyrobię…piekne:)
Wzruszające i piękne …
Piękny list 🙂
A wiesz,że my dwa razy obchodzimy urodziny małej,we wrześniu i w grudniu.Ludzie mówią,że to wariactwo a dla mnie to już tak naturalne daty w kalendarzu,że wyrwana z głębokiego snu zarecytuje ciąg cyfr 🙂
[…] Nawet końcówka jest moja … Cały mój tekst znajdziecie tu – KLIK. […]